Finał Ligi Mistrzów. Kuba Borussczykowski

Jeszcze niedawno był przeciętnym skrzydłowym przeciętnej drużyny Bundesligi, dziś jest jednym z najbardziej wydajnych piłkarzy finalisty Ligi Mistrzów. Żaden piłkarz Dortmundu nie przeszedł tak długiej drogi. Relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl z finału Ligi Mistrzów, w którym Borussia zmierzy się z Bayernem w sobotę od godz. 20.

Niezależnie od tego, co zdarzy się na Wembley, tak dobrego sezonu Jakub Błaszczykowski nie miał. 14 goli i 15 asyst we wszystkich rozgrywkach to bilans znakomity, nawet gdy porównamy go do osiągnięć skrzydłowych innych czołowych europejskich klubów. Ángel Di Maria z Realu zdobył 13 bramek i miał 10 asyst, a Arjen Robben z Bayernu - 12 goli i 11 asyst.

Gdy jednak kilka lat temu selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker porównywał Błaszczykowskiego do Cristiano Ronaldo, było wiadomo, że przesadza. Wtedy wydawało się, że chwali piłkarza, by podnieść jego pewność siebie.

Holender nie twierdził oczywiście, że ma w zespole zawodnika zdolnego zdobyć Złotą Piłkę, chodziło mu o styl gry i wpływ na wyniki. Ronaldo już wtedy gole i asysty dowoził jednak ciężarówkami, a statystyki Błaszczykowskiego - w klubie i reprezentacji - wyglądały mizernie. Jeden gol i cztery asysty w debiutanckim sezonie w Borussii, poprzedzającym Euro 2008, to wynik fatalny (dortmundczycy skończyli wtedy na 13. miejscu w Bundeslidze). Niewiele lepiej Polak grał rok później (3 gole i 6 asyst), gdy trenerem był już Jürgen Klopp.

46-letni szkoleniowiec jest najbardziej odpowiedzialny za przemianę Błaszczykowskiego. Zobaczył w nim skrzydłowego, z którym można podbić Bundesligę i Ligę Mistrzów, a Błaszczykowski zrobił wszystko, by udowodnić, że trener ma rację.

Polak jest jednym z niewielu piłkarzy, których Klopp zastał pierwszego dnia pracy w Dortmundzie i zabrał w podróż, która skończy się dziś na Wembley. Dłużej od niego w Borussii grają tylko bramkarz Roman Weidenfeller (przyszedł w 2002 r.) i pomocnik Sebastian Kehl (2001). Innych Klopp wyrzucał. Nie wierzył w snajperskie oko Mladena Petricia, więc wymienił go na Mohameda Zidana, który strzelał dla niego gole w Mainz. Borussia wciąż jednak rosła, z zespołu przeciętnego zamieniła się w kandydata do mistrzostwa. Egipcjanin natomiast się zatrzymał. W poprzednim sezonie zagrał tylko dwa mecze i latem został zwolniony.

Takich przykładów jest więcej. Błaszczykowski natomiast rósł z sezonu na sezon. Wciąż nie jest to zawodnik klasy Ronaldo. Przy wyczynach Portugalczyka (55 goli, 11 asyst), Garetha Bale'a z Tottenhamu (26, 10), i Edena Hazarda (14, 20) z Chelsea jego statystki nie wyglądają już tak imponująco. Zdarza się też, że Polak w szlagierach jest zupełnie niewidoczny, ale bez niego trudno sobie Borussię wyobrazić. Skrzydłowy Dortmundu nie tylko nęka rywali rajdami, ale także pomaga obrońcom w rozbijaniu ataków. Całą drugą połowę rewanżu z Realem Madryt na Santiago Bernabéu spędził pod własnym polem karnym, razem z Łukaszem Piszczkiem powstrzymując Ronaldo.

Klopp zakończył też długą i bolesną historię kontuzji kapitana reprezentacji Polski. Kiedyś Błaszczykowski regularnie naciągał mięśnie, przez urazy opuścił mundial w 2006 r. i Euro 2008. Każdy selekcjoner drżał o niego przed ważnymi meczami. Teraz jest okazem zdrowia, dzisiejsze spotkanie będzie jego 40. w tym sezonie. Rok temu również wybiegł na boisko 40 razy. W pierwszym sezonie w Borussii sił starczyło mu na 27 meczów.

Po świetnej wiośnie w Champions League prasa plotkowała, że Błaszczykowski latem może zostać sprzedany. Dziś wiadomo już, że lada dzień przedłuży umowę z Borussią do 2018 r. Jeśli dotrwa do końca kontraktu, będzie jednym z najlepszych obcokrajowców w historii Borussii. Zagrał już 166 meczów w Bundeslidze - to trzeci wynik wśród piłkarzy z zagranicy. Drugiego Szwajcara Stéphane'a Chapuisata (218) może przegonić już za dwa lata. Ciut trudniej wyobrazić sobie doścignięcie Brazylijczyka Dede (322), ale Brazylijczyk do dwóch mistrzostw Niemiec dołożył tylko Puchar UEFA. Błaszczykowski już dziś może dołożyć - zdecydowanie bardziej prestiżowy - Puchar Europy.

wyimek

Kiedy Leo Beenhakker porównywał Błaszczykowskiego do Cristiano Ronaldo, było wiadomo, że przesadza. Wtedy wydawało się, że chwali piłkarza, by podnieść jego pewność siebie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.