Eliminacje do Ligi Mistrzów BATE rozpoczęło od II rundy. W tej fazie rozgrywek wyeliminowali macedoński Vardar (3:2 u siebie i 0:0 na wyjeździe). W kolejnym dwumeczu byli lepsi od węgierskiego Debreczyna (1:1 u siebie i 2:0 na wyjeździe). W fazie play-off Białorusini rozprawili się z Hapoelem Kiryat Shmona.
- Wkraść się do Champions League incydentalnie, a potem już trzymać od niej z dala, zdarza się niemal każdemu, nawet Żylinie, Unirei czy innemu Debreczynowi. Wyższa sztuka to startować z peryferiów wielkiej piłki i jeszcze dysponować szczątkowymi środkami finansowymi, a jednak wtarabaniać się na salony regularnie. Wyższą sztukę wspaniale opanowali piłkarze BATE Borysów. Do Ligi Mistrzów awansowali po raz trzeci w pięciu minionych edycjach. Nikomu w krajach tworzących niegdyś blok radziecki nie udawało się to od 2008 roku częściej, choć w transfery inwestują bez opamiętania oligarchowie z Rosji i Ukrainy - pisze na swoim blogu Stec.
- Trenowani od 2007 roku przez młodziutkiego Wiktara Hanczarenkę mistrzowie Białorusi opowiadają historię o tyle zaskakującą, że przypominają, jak niewiele trzeba, by awansować do rozgrywek rzekomo ekskluzywnych, dla biedoty niedostępnych, u nas niemal mitycznych. Pensje oferują niższe niż w lidze polskiej, a piłkarzy niemal nie importują. Polegają na rodzimych, którzy w reprezentacji kraju szału nie robią - do awansu na mundial lub mistrzostwa kontynentu ani się nie zbliżyli, w eliminacjach do Euro 2012 wznieśli się tylko ponad Albanię i Luksemburg. Szaraki - dodaje dziennikarz Gazety Wyborczej i Sport.pl.
Z BATE do Lecha przychodził Sergiej Kriwiec, który wielkiej kariery w Polsce nie zrobił. Z kolei Jagiellonia ściągnęła z Borysowa brazylijczyka Maycona, który jako król strzelców ligi białoruskiej, w Ekstraklasie nie zdołał strzelić żadnego gola.
Na czym więc polega fenomen białoruskiej ekipy?