Na trzy kolejki przed końcem sezonu o mistrzostwo T-Mobile Ekstraklasy walczy aż sześć drużyn. Pierwsza w tabeli Legia ma tylko punkt przewagi nad Ruchem, dwa nad Śląskiem i cztery punkty więcej od Lecha i Korony. Szósta, ze stratą pięciu punktów jest Polonia. Wobec ostatnich, słabych wyników drużyny Macieja Skorży, coraz wyżej stoją notowania chorzowian. Niebiescy mają niezwykle korzystny terminarz. Podopieczni Waldemara Fornalika spotkają się z trzema ostatnimi drużynami w tabeli - z ŁKS-em (dom), Cracovią (wyjazd) i Lechią (dom). Ale to legioniści - z racji minimalnej przewagi oraz korzystnego bilansu meczów przeciwko Ruchowi - mogą kontrolować finisz sezonu. Warszawianie mają jednak problem ze znalezieniem formy z jesieni, wygrali tylko jeden z sześciu ostatnich meczów.
Wysoka pozycja Ruchu wzbudziła gorącą dyskusję wśród dziennikarzy i kibiców. Większość jest zdania, że klub z Chorzowa - biedny, grający na brzydkim stadionie - nie powinien reprezentować Polski w Lidze Mistrzów. Argument tyleż prostolinijny co naiwny. Nie ma bowiem w czołówce ligi klubu, który nie borykałby się problemami ekonomicznymi. Śląsk, by przetrwać, musi pożyczać pieniądze od miasta, coraz częściej słyszy się o sprzedaży Legii, a w Lechu przez to, że drużyna nie grała w tym sezonie w pucharach, także trzeba zaciskać pasa. Paradoksalnie to Ruch prosperuje najstabilniej - niedawno pozyskał bogatego sponsora, przedłużył kontrakt z trenerem Fornalikiem, a mecze w europejskich pucharach zamierza rozgrywać na Stadionie Śląskim.
Być może latem w Chorzowie dojdzie do sprzedaży kilku zawodników, ale żaden klub nie daje gwarancji zatrzymania swoich najlepszych graczy. Wszak zimą walcząca w Lidze Europy Legia sprzedała Borysiuka, Rybusa i Komorowskiego, a Lech zapowiedział, że latem odda Rudniewa. Ponadto z Poznania odchodzi Wojtkowiak, który w poniedziałek związał się z TSV Monachium.
Kibice, przyzwyczajeni do hegemonii Wisły, Legii i Lecha zastanawiają się czy Ruch, który z ostatniego tytułu mistrza Polski cieszył się 22 lata temu jest gotowy do walki o upragnioną Ligę Mistrzów. Brak doświadczeń w grze o najbardziej prestiżowe rozgrywki piłkarskie na świecie wcale nie musi być przeszkodą. W sezonie 1996/97 do Champions League awansował Widzew, choć mistrzostwo zdobył po 14 latach przerwy. W tej edycji Ligi Mistrzów zagrały Otelul Gałacz i Viktoria Pilzno - kluby, które pierwszy raz w historii zdobyły tytuł w swoich krajach.
Wyższość innych klubów nad Ruchem przejawia się jednak w jednej istotnej rzeczy - współczynniku UEFA.
Współczynnik klubowy to suma dwóch wartości - liczby punktów rankingowych uzyskanych przez zespół w ostatnich 5 sezonach rozgrywek międzynarodowych UEFA i 20% współczynnika ligowego federacji, które przedstawia krajowy ranking UEFA. Polskie kluby grając w pucharach pracują na swoje konto, kolekcjonując punkty do rankingu klubowego oraz poprawiają sytuację polskiej federacji w rankingu krajowym. Ten drugi ranking warunkuje podział miejsc w Lidze Mistrzów i Lidze Europy dla danych federacji.
Co ważne, w przeciwieństwie do rankingu krajowego, punkty zdobyte w meczach faz kwalifikacyjnych nie są wliczane do rankingu klubowego. Za zwycięstwo w fazie zasadniczej każda drużyna otrzymuje 2 punkty, za remis - 1 punkt. Jeżeli klub w ostatnich pięciu latach nie grał w europejskich pucharach jego współczynnik stanowi wspomniane 20% współczynnika ligowego federacji.
Lech rozstawiony, Legia musiałaby czekać, Ruch liczyć na szczęście
By trafić do fazy grupowej Ligi Mistrzów przyszły triumfator T-Mobile Ekstraklasy będzie musiał przejść trzy fazy eliminacji. W II rundzie wszystkie kluby oprócz Korony będą rozstawione, zatem mogą trafić na mistrza Irlandii, Irlandii Północnej, Islandii, Wysp Owczych, Azerbejdżanu, Bośni i Hercegowiny, Walii, Czarnogóry, Kazachstanu, Albanii, Macedonii, Luksemburga, Armenii, Estonii, Mołdawii lub Malty. Może też zagrać z niżej rozstawionym klubem z ligi norweskiej lub izraelskiej. Tak czy inaczej, takie zespoły jak Knattspyrnufélag Reykjavekur, New Saints FC czy Skënderbeu Korçë nie powinny robić na triumfatorze T-Mobile Ekstraklasy większego wrażenia.
W III rundzie pewnym rozstawienia może być tylko Lech. Małe szanse na rozstawienie ma Legia.
Aby warszawianie przystępowali do dwumeczu w ramach III rundy eliminacji jako faworyci, w trzech krajach mistrzostwo musi zdobyć klub o gorszym współczynniku od legijnego.
Znamy już mistrzów Szkocji, Chorwacji, Białorusi i Szwecji. Choć w dwóch pierwszych krajach rozgrywki wciąż trwają, Celtic i Dinamo Zagrzeb zapewniły sobie tytuł. W dwóch pozostałych krajach gra się systemem wiosna - jesień. Na Białorusi triumfowało BATE Borysów, w Szwecji Helsingborgs. Wszystkie cztery drużyny mają lepszy wskaźnik UEFA od legijnego.
Trzech "słabszych" od Legii mistrzów trzeba zatem szukać w innych krajach. Korzystnie dla lidera T-Mobile Ekstraklasy przebiega rywalizacja na Cyprze. Na sześć kolejek przed końcem ligi dwa pierwsze miejsca zajmują kluby o gorszym współczynniku - AEL Limassol (60 pkt) i Omonia Nikozja (57 pkt). APOEL Nikozja jest trzeci i ma cztery punkty straty do lidera. W Czechach prowadzi Slovan Liberec, którego współczynnik także jest niższy. Sparta Praga (2. miejsce) i Viktoria Pilzno (3. miejsce) - dwa kluby o wyższym współczynniku tracą do Slovana kolejno cztery i pięć punktów. W Rumunii pięć klubów ma szansę na tytuł. Cztery z nich mają wyższy wskaźnik od legijnego, ale żadna z nich nie przewodzi tabeli. Liderem rozgrywek jest Dynamo Bukareszt, który w kontekście rankingu klubowego UEFA jest od Legii gorszy. W lidze słowackiej warszawianie muszą liczyć na Spartak Trnavę lub Slovan Bratysława. Oba kluby gonią Żylinę. Na pięć kolejek przed końcem sezonu ich strata wynosi odpowiednio trzy i cztery punkty.
Gorzej dla Legii układa się rywalizacja w Austrii, gdzie jedyny klub o niższym wskaźniku Josko Ried traci dziewięć punktów do lidera. Analogiczna sytuacja jest w Serbii (Crvena Zvezda ma 10 punktów straty do Partizana Belgrad), Szwajcarii (16 punktów straty Lucerny do Bazylei) i Belgii (14 punktów straty Kotrjirku do Anderlechtu).
Z racji niskiego współczynnika UEFA, Ruch może spodziewać się silnego przeciwnika już w trzeciej rundzie eliminacji. Chorzowianie mogliby tam spotkać Celtic, BATE Borysów, Helsinborgs, a także mistrza Szwajcarii, Szwecji, Belgii, Chorwacji, Austrii, Rumunii, Słowacji i Serbii. O wiele łatwiej może mieć Lech i - w przypadku spełnienia warunków opisanych wyżej - Legia. Do rozstawionego klubu dolosowany będzie rywal spośród mistrzów: Węgier, Bułgarii, Słowenii, Łotwy, Finlandii, Litwy, Gruzji, a także Czech i Cypru (jeżeli triumfatorami rozgrywek zostaną Slovan Liberec i AEL Limassol). Są to kraje gorzej rozwinięte piłkarsko od Polski.
Prawdziwa walka czeka mistrza Polski w czwartej, decydującej o awansie do fazie grupowej. Na tym etapie rozgrywek żaden polski klub nie może liczyć na rozstawienie. W tzw. grupie mistrzowskiej na triumfatora T-Mobile Ekstraklasy będzie czekać Celtic, BATE Borysów, a także mistrz Szwajcarii, Austrii i Belgii (jeżeli awansują z III rundy).