Zczuba.tv: Zobacz bramki z meczu Arsenal - Milan ?
Przez pierwszą połowę włoscy kibice mogli walić rwać włosy z głów i wyć. Wrócił ich najczarniejszy koszmar. Koszmar, którego nie życzą pewnie najgorszemu wrogowi.
Osiem lat temu mediolańczycy wygrali na San Siro w ćwierćfinale LM z Deportivo 4:1, ale w rewanżu sensacyjnie przegrali 0:4 i odpadli. Rok później wygrywali w finale z Liverpoolem 3:0, ale Anglicy doprowadzili do dogrywki i zwyciężyli po rzutach karnych.
We wtorek awans gospodarzy wydawał się jednak mniej niż nieprawdopodobny, bo piłkarze Arsene'a Wengera nigdy nie uchodzili za specjalistów od szalonych pościgów i odrabiania strat. Przez lata solidnie pracowali raczej na opinię zdolnych przegrać każde spotkanie.
W dodatku na San Siro londyńczycy zostali rozniesieni. Wydawali się zespołem o dwie klasy gorszym. Dlatego wszystko, co zdarzyło się we wtorek, ociera się o cud. Arsenal grał najlepiej od miesięcy. Gdyby przez cały sezon popełniał tak mało błędów w defensywie, kibice nie musieliby modlić się o zajęcie czwartego miejsca w lidze, tylko zdzieraliby gardła dla zespołu mierzącego w mistrzostwo Anglii.
Milan wyglądał nawet gorzej niż londyńczycy w pierwszym meczu we Włoszech. Nie przeszkadzał w rajdach skrzydłami ani w budowaniu akcji w środku boiska. Zanim mistrzowie Włoch zorientowali się, że na stojąco do ćwierćfinału wejść się nie da, przegrywali już 0:2. Po chwili stracili gola z rzutu karnego.
Po przerwie Milan odzyskał równowagę, uspokajany przez szalejącego w środku pola Marka van Bommela. Stojący w bramce gospodarzy Wojciech Szczęsny już się nie nudził. Jego koledzy mogli strzelić czwartego gola, który dałby dogrywkę. Po godzinie Robin van Persie, w ostatnich miesiącach największa gwiazda Premier League, stał metr przed bramkarzem Christianem Abbiatim, ale trafił w jego rękę.
Dlatego Arsenal odpadł i siódmy sezon z rzędu skończy bez trofeum.