Ekstraklasa. Franciszek Smuda nadal czyni cuda?

Kiedyś pół Polski go uwielbiało za nieszablonowe wypowiedzi i oryginalny styl bycia, a drugie pół kraju drażniły jego proste błędy językowe i kuriozalne decyzje. Wszyscy jednak potrafili docenić dobre wyniki, które osiągały zespoły Franciszka Smudy. Niestety, można odnieść wrażenie, że w ostatnich sezonach magia Smudy przestaje powoli działać, a stare metody treningowe nie funkcjonują w świecie naładowanym elektroniką.

Po rundzie zasadniczej Górnik Łęczna zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, ale jego strata do 11. pozycji wynosi tylko dwa ,,oczka''. Po podziale punktów okazało się, że w realną walkę o utrzymanie zaangażowane jest teraz aż sześć drużyn. Trzeba jednak zauważyć, że zawodnicy z Łęcznej są teraz na fali wznoszącej, a najlepszym potwierdzeniem tej tezy, był ostatni mecz z Wisłą Kraków, w którym zespół Kiko Ramireza został zdominowany w każdym aspekcie gry. Dodatkowo fantastyczna bramka Grzegorza Bonina obiegła cały Internet. Smuda stara się w ten sposób rozprawić z teorią, że nie potrafi przygotować drużyny do rundy wiosennej.

,,Wahadełko'' działa jesienią

Smuda od lat hołduje zasadzie, wedle której cały plan treningowy przygotowywany jest ,,na nos''. Szkoleniowiec właściwie nie korzysta z pomocy trenerów od przygotowania fizycznego, do których mocno sparzył się podczas przygotowań reprezentacji do Euro 2012. Stałym elementem treningu Smudy jest tzw. ,,wahadełko'', które ma kilkanaście różnych odmian. Polega ono na tym, że zawodnicy na pełnej szybkości biegają w jedną i drugą stronę, aż nie zaczną padać ze zmęczenia. Im bliżej startu rundy, tym dystanse się skracają. Co interesujące, takie przygotowania bardzo dobrze sprawdza się podczas przygotowań do jesiennych meczów, bo zespoły Smudy grają wręcz rewelacyjnie i w końcówkach mają siły na całkowite zabieganie rywala.

Na 119 wszystkich oficjalnych meczów, które klubowe drużyny Smudy rozegrały w ostatnich 10 latach pracy tego trenera w Ekstraklasie, składa się aż 56 zwycięstw. Bardzo przyzwoicie wygląda również średnia liczba punktów, bo wynosi ona prawie 1,7 pkt na mecz. Trzeci rok pracy w Lechu Poznań był zdecydowanie najlepszym sezonem byłego selekcjonera. Mimo że Lech do końca grudnia grał w europejskich pucharach i rozegrał aż 29 meczów, to Smuda osiągnął bardzo dobrą średnią 2,07 punktu na spotkanie. Bardzo porządnie wyglądał również dorobek doświadczonego trenera podczas trzeciej przygody z krakowską Wisłą. Na 43 jesienne mecze, które zagrała Wisła Kraków za jego kadencji, Smuda odniósł 20 zwycięstw. Niestety, im dalej w las, tym było gorzej. Krakowska Wisła zmagała się wówczas z problemami kadrowymi, a Smuda jest trenerem, który raczej nie poświęca większej uwagi rezerwowym, bo często gra bardzo wąskim składem, na który składa się 13-14 piłkarzy. Wraz z pojawieniem się większej liczby kontuzji i kartek 68-latek zaczął seryjnie przegrywać mecze.

Wszystkie mecze drużyn Franciszka Smudy rozgrywane jesieniąWszystkie mecze drużyn Franciszka Smudy rozgrywane jesienią PM

(W tabelach uwzględniono wszystkie mecze w danej rundzie. Za zwycięstwo przyznano 3 punkty, za remis jeden punkt, a porażka to 0 pkt.)

Smuda = słaba wiosna?

Od wielu lat funkcjonuje przesąd, że Franciszek Smuda nie potrafi przygotować drużyny do rundy wiosennej. Wszystko przez to, że przerwa zimowa trwa długo i doświadczony szkoleniowiec często przesadza z siłą treningu, co sprawia, że piłkarze nie potrafią dojść do siebie i tracą sporo punktów na początku rundy. Łatka ta została przypięta trenerowi blisko 10 lat temu, gdy jego Lech walczył w Pucharze UEFA z Udinese, a Lechitom wyraźnie brakowało świeżości. Pogłoski te zdają się mieć potwierdzenie w średniej liczbie punktów zdobywanych na przestrzeni ostatnich lat. Nie licząc obecnego sezonu, w którym ,,Franz'' objął Górnik Łęczna przed ostatnim meczem rundy jesiennej, to tylko raz zdarzyło się, że szkoleniowiec z Lubomi osiągnął lepszą średnią w wiosennych meczach. Taka sytuacja miała miejsce dokładnie 10 lat temu. W każdej kolejnej pełnej kampanii, w której Smuda prowadził zespół, zawsze lepiej prezentował się jesienią.

Średnią punktów na wiosnę obniża również półroczna przygoda w niemieckim Jahn Regensburg. Polak pojawił się tam jednak w roli strażaka, który podjął próbę ratowania drugiej ligi dla Ratyzbony. Niestety próba ta okazała się totalnym fiaskiem, bo jego drużyna zdobyła tylko 6 punktów w 15 meczach i z hukiem spadła z ligi.

(W tabelach uwzględniono wszystkie mecze w danej rundzie. Za zwycięstwo przyznano 3 punkty, a za remis jeden punkt, porażka to 0 pkt.)

Magia Smudy już nie działa?

Po zwolnieniu z Wisły Kraków Smuda zarzekał się, że nie przyjmie oferty od słabego klubu, bo w jego DNA jest walka o najwyższe cele. Taka propozycja jednak nie przychodziła i po prawie dwóch latach rozbratu z ławką, ,,Franz'' objął fotel czerwonej latani ligi - Górnika Łęczna. Gdy Smuda otrzymał stołek selekcjonera reprezentacje Polski, to przekonywał dziennikarzy, że potrzebuje tylko trzy dni, by odmienić oblicze swojego zespołu. W Górniku dostał jedynie dwa treningi na przygotowanie zespołu do rywalizacji z Legią Warszawa. Na dzień dobry przegrał aż 5:0.

Szkoleniowiec miał jednak przed sobą całą przerwę zimową, którą mógł przepracować z nowym zespołem. Po kiepskim początku rundy rewanżowej zaczęło się wydawać, że magia Smudy powraca. Szkoleniowiec zdecydował się na pokerową zagrywkę, która polegała na przekwalifikowaniu Przemysława Pitrego z napastnika na środkowego obrońcę, a Górnik zaczął zdobywać punkty. Niestety, po trzech meczach, w których łęcznianie zdobyli w sumie 5 punktów, przyszedł szalony mecz z Wisłą Płock, w którym drużyna Smudy prowadziła już dwoma bramkami, ale w ostateczności przegrała mecz 2:3. Sytuacja poniekąd odwróciła się jednak w 29. kolejce, w której Górnik Łęczna przegrywał ze Śląskiem Wrocław dwoma bramkami, ale zdołał zremisować to spotkanie. Zwycięstwo w 30. kolejce sprawiło jednak, że Górnik nadal jest w grze o utrzymanie, bo jego strata do bezpiecznej pozycji jest znikoma.

Po Łęcznej czas na Kielce?

Chociaż Franciszek Smuda nie dysponuje może takim materiałem ludzkim jak kiedyś, to nadal jego drużyny potrafią przysparzają kibicom wielu emocji. Możemy być również pewni, że Górnik Łęczna będzie niezwykle groźnym konkurentem dla wszystkich drużyn, które znajdują się blisko dna tabeli.

Gdyby zespół nie utrzymał się w lidze, to wiele wskazuje na to, że praca w Łęcznej nie będzie końcem trenerskiej kariery Franciszka Smudy. Większościowym właścicielem Korony został niedawno dobry przyjaciel Smudy - Dietmar Burdenski, a w kuluarach mówi się, że to właśnie Smuda zachęcił go do zainteresowania się polskim rynkiem. Dodatkowo, kilka lat temu były selekcjoner ściągnął do Wisły Kraków Fabiana Burdenskiego, czyli syna nowego właściciela Korony. Pomocnik grywał w Wiśle głównie końcówki i tylko 8 razy zdołał pojawić się na boisku. Wszyscy jednak uważali, że nie jest to piłkarz, który nadaje się do gry na poziomie Ekstraklasy. Obecnie bardzo pewną pozycję w klubie ma Maciej Bartoszek, ale gdyby dyspozycja jego drużyny nagle poszybowała w dół, to Smuda może być jego naturalnym następcą.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA