Ekstraklasa. Leszek Ojrzyński: Człowiek nie żyje dla medali

- Powiedziałem niedawno, że jak wygramy Puchar Polski, to oddam złoty medal Grzegorzowi Nicińskiemu. I swoje słowa podtrzymuję. Puchary i medale nie są najważniejsze. Ważniejsze jest to, co nosisz w sercu - mówi w rozmowie ze Sport.pl Leszek Ojrzyński, nowy trener Arki Gdynia.

Długo zastanawiał się pan nad propozycją Arki Gdynia?

- Miałem swoje przemyślenia, ale szybko uwierzyłem w misję, która czeka na mnie w Gdyni. Zapał i chęci do działania mam, a do tego stęskniłem się za ekstraklasą. Brakowało adrenaliny. Teraz czas na misję z ambitnymi celami. Utrzymanie Arki i zwycięstwo w finale Pucharu Polski są na wyciągnięcie ręki.

Już raz otarł się pan o finał Pucharu Polski z Podbeskidziem. Z kolei w Górniku nie dostał pan szansy dokończenia walki o utrzymanie. Teraz dostaje pan dwa w jednym. Szalone, prawda?

- Życie trenera jest szalone. W Podbeskidziu przejąłem zespół na ostatnim miejscu w tabeli, utrzymałem go w ekstraklasie, a sezon później biłem się o finał Pucharu Polski. W półfinale z Legią popełniłem błąd, przyznaję. Zaufałem chłopakom, którzy w lidze nie grali w pierwszym składzie. Powinienem wystawić najmocniejszy skład. W klubie mieli pretensje. I tak, za jednym zamachem, straciłem szansę na Puchar Polski, a chwilę później pracę. Sytuacja w Górniku też mogła wyglądać inaczej, ale działacze stracili cierpliwość. W Gdyni będę miał okazję udowodnić, że Ojrzyński potrafi.

Nie wszystko zależy jednak od pana. Będzie pan musiał bazować na przygotowaniu fizycznym, które wypracował Grzegorz Niciński. To duże utrudnienie?

- Wszystko okaże się na boisku. Grzesiek Niciński odwalił kawał dobrej roboty, i tyle. Wiedziałem, w jakiej sytuacji wchodzę do drużyny. Są trenerzy, którzy potrzebują całego okresu przygotowawczego, ja nie boję się wyzwań. Nie mam nic do stracenia. Ponad rok byłem bez pracy i teraz zrobię wszystko, żeby swoją szansę wykorzystać.

Arka to pierwszy klub, który w tym sezonie złożył panu oficjalną ofertę?

- Nie, była już w tym sezonie konkretna oferta z ekstraklasy. Ale nie zdradzę z jakiego klubu.

Pierwszy trening i pierwsze spotkania z piłkarzami już za panem. Jak wrażenia?

- Dobre, ale to nie ma znaczenia. Na treningach możemy mieć wszystko rozrysowane i przygotowane, a prawdziwą weryfikacją będzie liga. To mecze pokażą, czy nasza praca na treningach ma sens.

Pierwsza weryfikacja już w poniedziałek. Mecz sezonu dla kibiców Arki - derby z Lechią Gdańsk.

- Będzie ciekawie i prestiżowo. Byłoby fantastycznie pokazać kibicom w Gdyni, że Leszek Ojrzyński potrafi wygrywać najważniejsze mecze. Do tego potrzebna jest jednak współpraca. Prezydent Gdyni, zarząd, kibice - wszyscy musimy tworzyć Arkę Gdynia! To jest najważniejsze. Nie jesteśmy w stanie rywalizować finansowo z najlepszymi w Polsce, ale atmosferą, pracą i rzetelnością możemy namieszać.

Brzmi dobrze, ale kontrakt z Arką ma pan tylko do końca czerwca. Traktuje pan pracę w Gdyni długofalowo, czy o przyszłości będzie pan myślał dopiero po zakończeniu sezonu?

- Najważniejsze są cele, które mam do zrealizowania w tym sezonie. Będziemy bić się o utrzymanie i Puchar Polski, a o przyszłości pomyślę po sezonie. Teraz czas na ciężką pracę.

Poziom piłkarzy panu odpowiada? Ostatnio w mediach pojawiały się opinie, że Arka ma po prostu słabych zawodników. Zgadza się pan z tym?

- Oczywiście, że nie. Jestem zbudowany postawą chłopaków. Na boisku, ale też poza. Zaangażowanie na treningach jest na wysokim poziomie, oby tak dalej. Pewne sprawy sobie wyjaśniliśmy, nakreśliliśmy pan działania, a teraz do boju!

Po Puchar Polski?

Trzeba mierzyć wysoko, a ja chcę wykorzystać szansę, którą dostałem. Powiedziałem niedawno, że jak wygramy to oddam złoty medal Grzegorzowi Nicińskiemu. I swoje słowa podtrzymuję.

Nie będzie panu żal? Nie wierzę, że dla trenera z ambicjami to łatwa decyzja.

Człowiek nie żyje dla medali. Mogę oddać go na cele charytatywne, mogę oddać Grześkowi. To on doprowadził Arkę do finału. Ja i tak będę miał satysfakcję, że Leszek Ojrzyński poprowadził drużynę na Stadionie Narodowy, a jak jeszcze wygra. Bajka! Puchary i medale nie są najważniejsze. Ważniejsze jest to, co nosisz w sercu. Mój syn, moja córka, żona i mama - oni będą wiedzieć gdzie byłem i co przeżyłem. To mi wystarczy.

Obserwuj @dwardzich22

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.