Ekstraklasa w Sport.pl. Zagłębie Lubin i Lech Poznań - role się odwróciły

Rok temu trener Zagłębia Lubin Piotr Stokowiec po meczu z Lechem Poznań zarysował wyraźną granicę między jego klubem, a rywalem, który jest silniejszy i walczy o inne cele. Teraz sytuacja jest odwrotna. Co poznaniacy wyniosą z historii sukcesu lubinian?

Bezbarwne listopadowe spotkanie w ćwierćfinale Pucharu Polski między Lechem a Zagłębiem (1:0 dla poznaniaków) byłoby pewnie zapomniane, gdyby nie pomeczowa wypowiedź trenera lubinian Piotra Stokowca.

- Przez ten mecz patrzę na Zagłębie w szerszym kontekście. Patrzę na to gdzie będziemy za rok czy za dwa - zaczął szkoleniowiec, który przypomniał jaka jest rola Zagłębia: - Tak jak my kibicujemy Lechowi w europejskich pucharach, tak wszyscy powinni kibicować Zagłębiu w naszej drodze. Drogę wybraliśmy trudną, wybrukowaną porażkami, ale stawiamy na wychowanków. Nie boję się porażek, budowa Zagłębia trwa. Ja swojej polityki nie zmienię.

Nie minął nawet rok, a Stokowiec wciąż mówi o wychowankach, ale w zdecydowanie innym kontekście. W czwartek jego zespół po wymęczającej batalii, rozstrzygniętej dopiero w karnych, wyrzucił z eliminacji do Ligi Europy jeden z najsłynniejszych klubów w tej części Europy - Partizana Belgrad. - Czterech wychowanków w pierwszym składzie, czterech kolejnych było na ławce. Pokazaliśmy nowe Zagłębie. (.) Wypłynęliśmy na głębsze wody - mówił reporterowi TVP.

W Lubinie idą pod prąd

Budowa nowego Zagłębia trwa od dwóch lat, zaczęła się jeszcze przed spadkiem z ekstraklasy. Wówczas lubiński klub kojarzył się z przepłaconymi, przeciętnymi zawodnikami, a drużynie zarzucano demoralizację. Projekt powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej musiał więc zakładać oczyszczenie szatni i budowę zespołu od nowa.

W dwa lata oparte na wychowankach Zagłębie nie dość, że wydostało się z pierwszej ligi, to jeszcze pierwszy sezon w ekstraklasie zakończyło na trzecim miejscu i awansowało do europejskich pucharów. Gdy rozgrywki powoli się kończyły, wielu z trenerów drużyn grających o najwyższe miejsca przestrzegało, że puchary są pocałunkiem śmierci. Z walki we wczesnych fazach można wyjść - w optymistycznym wariancie - mocno pokiereszowanym, a braki kadrowe i organizacyjne będą po prostu zbyt widoczne i sezon szybko zamieni się w koszmar.

Stokowiec szedł pod prąd, mówił, że nawet jeśli puchary będą bolesne, to chciałby ich spróbować i się w nich sparzyć.

Innowacje i psychologia

W Lubinie lubią mówić, że niewiele pozostawiają przypadkowi. Transfery przeprowadzane są roztropnie, z głową, coraz ważniejsi stają się wychowankowie, którzy są wyszkoleni zgodnie ze standardami akademii. Rozwija się też sztab szkoleniowy - trener przygotowania fizycznego reprezentacji Polski Remigiusz Rzepka współpracuje z lubinianami, a Zagłębie to jeden z niewielu klubów ekstraklasy, który wśród trenerów ma też psychologa. W skali kraju to zatem innowacja. A w dodatku specjalista w awansie do trzeciej rundy kwalifikacji do LE odegrał niemałą rolę.

- Za namową naszego psychologa Pawła Habrata ćwiczyliśmy tzw. karne na żądanie. To taki trening mentalny, pomagający piłkarzom nabrać większej pewności siebie. Już od dawna mamy hierarchię strzelających karne - mówił w czwartek Stokowiec cytowany przez "Gazetę Wrocławską"

Wprowadzić wychowanków i ich zatrzymać

Wraz ze wzrostem statusu w polskiej piłce, urosły też wyzwania, które stoją przed Zagłębiem. Rok temu decydowano, którym wychowankom dać najwięcej okazji do wykazania się, teraz, po udanym sezonie, trzeba z nimi przedłużać umowy. W środę podpisano nowy kontrakt z fundamentem środka pola Jarosławem Kubickim, a klub rozmawia jeszcze z napastnikiem Krzysztofem Piątkiem, któremu kontrakt kończy się w czerwcu przyszłego roku.

- Wychowankowie zaczynają decydować o obliczu Zagłębia, więc to naturalne, że chcemy by byli z nami jak najdłużej. Chcemy, by tak się odbywało, że stają się u nas ważnymi zawodnikami, a potem zostawali na dłużej - mówi w Piotr Burlikowski, dyrektor sportowy Zagłębia.

Kolejnym wyzwaniem był transfer Filipa Starzyńskiego, który w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu był do Lubina tylko wypożyczony z belgijskiego Lokeren, ale zdobył trzy bramki, miał dziewięć asyst, a w dodatku zdążył odmienić grę zespołu (Zagłębie stało się wielowymiarowe, bardziej ofensywne) i dostać powołanie do reprezentacji Polski na Euro 2016.

I w piątek Starzyński podpisał czteroletni kontrakt z lubińskim klubem. Zagłębie kosztował 400 tys. euro, czyli mniej więcej tyle samo, ile kiedyś lubinianie wydawali na Darvydasa Sernasa, Macieja Małkowskiego czy Denissa Rakelsa, który na Dolnym Śląsku furory nie zrobili. Tymczasem Starzyński w Lubinie jest skazany na sukces - zna drużynę, trenera, wiosną pokazywał, jak ogromny ma potencjał.

Wzmocnieni, choć zmęczenia lubinianie przyjeżdżają w niedzielę do Poznania, gdzie Lech stoi przed podobnymi wyzwaniami, jak Zagłębie w poprzednim sezonie. Też chce przejść rewolucję po bardzo nieudanym roku (obrona mistrzostwa Polski zakończyła się na siódmym miejscu), też chce stawiać na wychowanków, szuka pomysłów i innowacji. Jeśli je znajdzie, za rok znów może bić się w pucharach. Na razie może jednak patrzeć na to, co robi Zagłębie i od niego się uczyć.

nternauci śmieją się z ligi, ale bardziej z Liga+ Ekstra [MEMY]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.