Na taki mecz jak z Ruchem, Jevtić czekał od dawna. W zasadzie cały sezon. Dwie bramki i rozpoczęcie akcji, która przyniosła Lechowi pierwszego gola. Gdyby nie on - wygrana w Chorzowie nie byłaby tak pewna.
Karierę Jevticia w Lechu można podzielić na dwa etapy. Pierwsze pół roku: wypożyczenie z FC Basel, oczarowanie kibiców i ekspertów. I presja na zarządzie, by z transferu czasowego zrobić definitywny. W końcu Szwajcar zagrał w niemal wszystkich meczach - pauzował tylko w jednym spotkaniu. Lech w końcu wykupił Jevticia za 350 tys. euro. I wtedy rozpoczął się drugi etap: kontuzje, ławka rezerwowych. Dobra forma? Raczej w rzadkich przebłyskach.
Przypadek Jevticia szybko stał się łamigłówką. Gdy gra świetnie, wygląda jak piłkarz przerastający ligę o co najmniej jedną klasę. Dużo widzi, więc potrafi zagrać wspaniałe prostopadłe podanie. Ma świetną technikę, zatem nie boi się przedryblować kilku obrońców. Materiał na piłkarza, który powinien dyrygować grą Lecha. Na ławce się marnuje.
Ale od ponad roku ani Maciej Skorża, ani Jan Urban z tego materiału nic nie wykroili. Najpierw Szwajcarowi przeszkodziła tajemniczy uraz pleców, potem problematyczny kostki. - Gdy wyleczyłem jedną kontuzję, wracałem do formy, to znów musiałem odpoczywać od piłki. Nie było czasu na stabilizację - mówił pod koniec zeszłego roku.
I choć Jevtić kontuzje pożegnał, to wciąż siedział na ławce. Gdy trener Urban o nim wspominał, raczej kręcił nosem: - Kiedy przyszedłem do Lecha, to słyszałem o nim wiele dobrego. U mnie jednak rywalizacją jest otwarta i Darko ją przegrał, dlatego gra mniej.
- Darko gorzej broni i również dlatego nie gra w pierwszym składzie. Widać, że woli bardziej ofensywną grę, ale w defensywie ma trochę do poprawy. Podobnie jak w kilku innych elementach gry - dodawał na początku wiosny.
Szansę gry w pierwszym składzie Jevtić dostał już w drugim wiosennym meczu - z Podbeskidziem Bielsko-Biała, ale był to wynik pauzy Karola Linettego i Łukasza Trałki. Szwajcar tę szansę spektakularnie zmarnował. Mimo że Lech gonił wynik, to właśnie jemu Urban pokazał miejsce w szeregu i ściągnął na 20 minut przed końcem meczu.
Żeby wrócić do pierwszej jedenastki, Jevtić znowu musiał czekać na problemy kolegów. Szymon Pawłowski złamał kość jarzmową i Szwajcar wskoczył do składu na mecz z Cracovią. Zdobył bramkę, ale poza tym nie zachwycił. Następnie żebro złamał Karol Linetty i Jevtić w jedenastce się umocnił. W Chorzowie zagrał w drugim meczu z rzędu. Szwajcar potraktował to jako wotum zaufania.
Gdyby z sobotniego meczu wyciągnąć esencję gry w ofensywie Lecha, wystarczyłyby trzy dotknięcia piłki Jevticia: znakomite zagranie do Dawida Kownackiego przecinające dwie linie chorzowian, przyjęcie piłki tuż przed egzekucją przy drugiej bramce i na koniec przepiękne uderzenie dające trzeciego gola. - Magnifique! - krzyczał po francusku komentujący ten mecz Tomasz Wieszczycki.
Sam zawodnik pozostaje skromny. Przed kamerami nc+ mówił, że cieszy się z pomocy kolegom i tylko to jest dla niego istotne. Ale zapewne w środku Jevtić musi czuć, że jego pozycja w drużynie się zmieniła. Szwajcar w końcu wyszedł przed szereg. I być może rozpoczął trzeci etap w Poznaniu: spełnianie potencjału.