Ekstraklasa w Sport.pl. Jak wygląda życie Lecha Poznań bez Kaspera Hamalainena?

Porażka Lecha Poznań z Piastem Gliwice spowodowała, że kupno napastnika w zimowym okienku transferowym urosło do rangi priorytetu podkreślonego podwójną kreską. Ani Dawid Kownacki, ani Denis Thomalla nie mają w zespole takiego zaufania jaki miał Kasper Hamalainen.

W ostatnich sześciu wyjazdowych meczach Lecha Hamalainen zdobył sześć bramek, a czterokrotnie strzelał gola dającego zwycięstwo. Jeśli więc ktoś w tych spotkaniach ciągnął poznaniaków w górę tabeli, to był to właśnie fiński napastnik. Gdy w piątek schodził z treningu z kontuzją mięśnia, mówiło się, że to tylko profilaktycznie, ale w niedzielę okazało się, że Lech będzie musiał sobie bez niego poradzić.

I jednak sobie nie poradził.

Mecz z liderem ekstraklasy, rewelacją tego sezonu był doskonałą okazją, by sprawdzić, co może czekać poznaniaków, jeśli zimą nie wzmocnią ataku. Jan Urban z Piastem dał zagrać obydwu napastnikom - w pierwszej połowie na szpicy biegał Dawid Kownacki, w drugiej Denis Thomalla. I obaj pokazali przede wszystkim swoje wady.

18-latek jeszcze kilka tygodni temu, zdaniem trenera Urbana, aż palił się do gry. Kontuzjowany przez ponad miesiąc na każdym treningu z entuzjazmem podchodził nawet do najmniej istotnych gierek. Ten zapał wystarczył na jedynie kilka spotkań. Z Lechią Gdańsk wszedł na pół godziny, kilka razy zagrał błyskotliwie, z Wisłą Kraków zdobył bramkę, chciał strzelić następne gole, ale był nieskuteczny.

W Gliwicach Kownacki daleki był już jednak od określenia "pełny zapału młodzieniec". Ociężały nie radził sobie w starciach z nie tylko silniejszymi, ale także, a może przede wszystkim, szybszymi obrońcami Piasta. Grał tak, jakby nosił dodatkowe kilka kilogramów, które przeszkadzało mu w grze. Słusznie zdjęty już w przerwie miał 45 minut, by przemyśleć jak przygotować się do zimowych treningów.

Jeśli jednak jego konkurentem do miejsca w składzie będzie tylko Denis Thomalla, to nawet ociężały Kownacki jest w stanie z nim wygrać rywalizację. Dwie zmarnowane znakomite okazje, w tym jedna z pola bramkowego - to już dla niemieckiego napastnika standard. Problemem nie jest już nawet Thomalli nieskuteczność, ale to jak po zmarnowanych okazjach napastnik reaguje.

Niemiec odwraca się na pięcie, zwiesza głowę, mamrocze pod nosem i wraca niespiesznym krokiem na pozycję. Brakuje szeroko pojętej sportowej złości -Thomalla wygląda tak, jakby już przy samym strzale wiedział, że bramki i tak nie będzie, więc jego proroctwo spełnia się samo. Można mieć wrażenie, że zgasł już jakikolwiek promyk nadziei na to, by niemiecki napastnik jeszcze kiedyś trafił do bramki przeciwnika. Trener Urban mówił po spotkaniu o desperacji Thomalli, zdradzając poniekąd skomplikowany stan psychiczny w jakim Niemiec się znajduje. A przecież napastnik już z pomocy psychologa korzysta, ściągnięto nawet specjalistę znad Renu.

Ten mecz, jak każdy, mógł mieć jednak inny przebieg. Szymon Pawłowski do bramki Piasta mógł trafić już na samym początku spotkania, a Paulus Arajuuri nie musiał złapać urazu, zejść z boiska i zdestabilizować tym samym defensywy Lecha, którą natychmiast trafił kontratak gliwickiego zespołu. Istnieje całkiem logiczny alternatywny scenariusz tego spotkania, na którego końcu poznaniacy wywieźliby ze Śląska trzy punkty.

Ale w tym scenariuszu ukryte byłoby to, co dziś dla Lecha wydaje się najistotniejsze - brak napastnika, któremu zespół ufałby bezgranicznie. Kimś takim był Kasper Hamalainen, kimś takim mógłby być Marcin Robak, ale 33-letni napastnik wciąż jest kontuzjowany. Wróci do gry w marcu, ale jeśli ma się sprawdzić stara piłkarsko-lekarska prawda, że zawodnik do formy wraca tak długo, jak długo w piłkę nie grał, to na regularne trafienia Robaka trzeba będzie czekać do przyszłego sezonu.

Dlatego zakup napastnika po niedzielnym spotkaniu urósł Lechowi do rangi priorytetu z podwójnym podkreśleniem.

Porażka w Gliwicach przy zwycięstwach Cracovii i Pogoni oznacza, że Lech traci do podium aż osiem punktów. To dużo, ale łatwiej będzie je odrobić z nowym, skutecznym napastnikiem niż mniejszą stratę bez niego.

Zobacz wideo

Ale gol "lambretą"! A Figo strzela po podaniu Beckhama [STADIONY Z CZUBA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.