Piast Gliwice - Ruch Chorzów 3:0. Lider wciąż imponuje formą [ZDJĘCIA]

Nie ma mocnych na Piasta Gliwice! Choć przed przyjazdem na stadion lidera ekstraklasy Ruch Chorzów notował bardzo dobrą serię, jego nadzieje na chociażby punkt gospodarze rozwiali jeszcze przed przerwą.

40 - jak pokazały poprzednie sezony, tyle punktów potrzeba do awansu do grupy mistrzowskiej. Punktów, które większość zainteresowanych drużyn będzie zbierać jeszcze w kwietniu. Ale nie Piast Gliwice. Ludzie Radoslava Latala przed szansą na ową czterdziestkę stanęli już w piątek! Do szczęścia brakowało im jedynie zwycięstwa nad Ruchem Chorzów. Inna sprawa, że niebiescy przyjechali na stadion przy Okrzei z naprawdę dobrą serią - w pięciu poprzednich spotkaniach nie przegrali ani razu. Mało tego. Przyjechali ze wsparciem około 2500 swoich kibiców! Derby zapowiadały się więc naprawdę interesująco...

Pierwsze minuty przyniosły jednak dość monotonny scenariusz - goście cofnęli się na własną połowę, z czym gliwiczanie radzili sobie niespecjalnie. Ba, groźniej wyglądały próby kontrataków podejmowane przez ludzi Waldemara Fornalika. Ich efektem były uderzenia Mariusza Stępińskiego i Marka Zieńczuka. Uderzenia - dodajmy - efektowne, ale Jakub Szmatuła interweniować nie musiał. Mimo to, Piast otrzymał poważne ostrzeżenie.

Sam natomiast postanowił wyprowadzać ciosy bez zapowiedzi. Pierwszy z nich wymierzył po strzale... No właśnie, z wysokości trybun ustalenie jego autora nie było sprawą łatwą. Przeważała wersja, według której samobójcze trafienie należy zaliczyć Mateuszowi Cichockiemu, choć równie dobrze mógł to być gol Martina Nespora. Tak czy siak, podopieczni Radoslava Latala wyszli na prowadzenie i nie zamierzali się nim zadowolić. Tym sposobem w 37. minucie prowadzili dwiema bramkami! Wątpliwości co do nazwiska strzelca już nie było - piłkę do siatki posłał Josip Barisić. W ciągu niespełna 10 minut Ruch znalazł się zatem w położeniu, którego trudno było mu zazdrościć.

Fornalik musiał szukać nowych rozwiązań. Postawił na człowieka, który Piasta zna jak mało kto, czyli Tomasza Podgórskiego, wychowanka i jeszcze do niedawna kapitana gliwiczan. To przyniosło pewien efekt, bo niebiescy zaczęli częściej utrzymywać się przy piłce. Tyle że pokonać Szmatuły wciąż nie potrafili. Gospodarze z kolei przejęli rolę, jaką na początku spotkania pełnił zespół z Cichej. I właśnie po jednej z kontr dobrą okazję miał Bartosz Szeliga.

Byśmy jednak znów zobaczyli naprawdę dobre wykończenie akcji, na boisku musiał pojawić się dopiero Gerard Badia. Możliwe zresztą, że... to był jego pierwszy kontakt z piłką. W tym momencie nadzieje chorzowian zgasły już na dobre. Piast zaś wziął skuteczny rewanż za lipcowe 0:2 na stadionie Ruchu. No i ma już te upragnione 40 punktów!

Co jest bardziej prawdopodobne na koniec sezonu?
Więcej o:
Copyright © Agora SA