Ekstraklasa w Sport.pl. Abdul Aziz Tetteh gra wynikiem dla Jana Urbana

Piłkarz, który przez tygodnie wyglądał na najbardziej nietrafiony transfer Lecha Poznań za trenera Macieja Skorży, u Jana Urbana stał się jednym z bardziej cenionych zawodników. W defensywnie nastawionym zespole czuje się jak ryba w wodzie.

Zakup Abdula Aziza Tetteha w teorii, jeszcze przed zobaczeniem go w akcji, wytłumaczyć można było łatwo - Lech w środku pola potrzebował silnego, szybkiego i agresywnego zawodnika. Zwłaszcza Lech, który miał się w bić w europejskich pucharach, gdzie kasowanie akcji rywala jest o wiele ważniejsze od kreowania własnych.

Teoria minęła się z praktyką już w zasadzie na samym początku. Zamiast agresji była brutalność, a szybkość i siła nie wystarczały do nadrobienia braków typowo piłkarskich - ustawienia czy techniki. Tetteh grał przeraźliwie źle - jak tykająca bomba - choć wystarczyło kilka spojrzeń na jego rozgrzewkę, by dostrzec w nim odrobinę talentu. Gdy lechici ćwiczyli długie przerzuty, to właśnie piłki posyłane przez Ghańczyka leciały parabolą idealną - wprost do nogi skrzydłowego.

Zalety Tetteha były więc widoczne, lecz brakowało czegoś, by je wszystkie połączyć. W efekcie w meczach Ghańczyk nie pokazywał żadnej z nich. Jak wyliczyli eksperci z portalu Ekstrastats.pl, pomocnik doprowadził swoimi błędami do utraty trzech bramek w tym sezonie. To ponad jedna trzecia wszystkich, które rywale Lecha zdobywali, gdy Tetteh był na boisku.

Dziś nikogo w Poznaniu widok Tetteha w pierwszej jedenastce o dreszcze nie przyprawia. Nie po takim występie jak z Pogonią Szczecin, gdy pomocnik nie przegrał żadnego z siedmiu pojedynków główkowych, a wszystkich wygrał przeszło trzy czwarte z 21. Pięciokrotnie piłkę też odbierał. Gdyby grał tak w każdym meczu, byłby na podium klasyfikacji w każdej z tych kategorii spośród defensywnych pomocników ekstraklasy. Ale dobra forma Tetteha to nie tylko kwestia ostatniego spotkania. Odkąd Urban przyszedł do Lecha, Ghańczyk stał się pewnym punktem zespołu. Gdy zapytano trenera o to, czy Tetteh wygrywa już rywalizację z Łukaszem Trałką, szkoleniowiec stwierdził, że przecież obaj mogą grać jednocześnie. I tak też się stało.

Urban, przychodząc do Lecha, zapowiedział, że jego zespół ma grać piłkę otwartą, opartą na wymianie podań. Bardzo techniczną. Podobną, z jaką poznaniacy rozpoczęli sezon Superpucharem Polski miażdżąc Legię Warszawa. Im dalej było jednak od tego spotkania, tym bardziej od tego ideału Lech się oddalał, aż doszedł do momentu, gdy musiał to wszystko zarzucić. Teraz filozofią Urbana jest "gra wynikiem", a więc minimalizowanie ryzyka i wysiłku, byle tylko osiągnąć trzy punkty. Filozofia, która choć nie pasuje ani piłkarzom, ani trenerowi, to jednak zwycięstwa drużynie przynosi.

W "grze wynikiem" Tetteh wyrasta na postać kluczową, zwłaszcza w kontekście przemeblowanego przez Urbana pod kątem gry w obronie środka pola. Teraz miejsca dla defensywnych pomocników są dwa, wcześniej był tylko jeden. A gdy przed duetem Trałka-Tetteh gra Karol Linetty, to w ustawieniu Lecha tworzy się trójkąt stworzony wręcz do rozbijania ataków rywala. Gorzej z kreowaniem akcji - w drugiej połowie Lech oddał tylko jeden strzał. Ten, który Trałka zamienił na bramkę.

Ghańczyk jest więc beneficjentem zmiany stylu gry zespołu, a nie tylko polityki rotacji, która każdemu zawodnikowi daje szansę wybiegania dla Lecha całego meczu. Na dziś sprawdza się doskonale w bronieniu wyniku, ale gdy poznański zespół będzie musiał ten wynik zaatakować, wtedy zalety Tetteha mogą usunąć się w cień. Kluczowe będą zimowe przygotowania, kiedy kształtować się będzie Lech Urbana. I może się okazać, że rola, którą trener będzie zawodnikowi szykował, będzie papierkiem lakmusowym gry całego zespołu. Znaczenie Ghańczyka może osłabnąć, gdy priorytetem dla poznaniaków będzie utrzymywanie się przy piłce i atak.

Najbardziej wstydliwe boiskowe "klopsy" [WIDEO]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.