Ekstraklasa w Sport.pl. Dlaczego Mariusz Stępiński z Ruchu Chorzów strzela bramkę za bramką?

Mamy koniec października, a 20-letni napastnik Ruchu Chorzów Mariusz Stępiński zdążył już zdobyć siedem bramek w lidze. Wystrzał formy młodego zawodnika jest zaskoczeniem tym bardziej, że w znacznie bardziej kreatywnym zespole odnaleźć się nie potrafił. Skąd więc ten dorobek? - Nie muszę grać kombinacyjnie - opowiada.

Nowy Sport.pl wkrótce! [SPRAWDŹ]

Nemanja Nikolić z peletonu wyścigu o koronę króla strzelców uciekł tuż po starcie ligi. Uciekł tak daleko, że choć niektórzy rezultaty osiągają całkiem niezłe, to blednące przy dorobku Węgra, który ma ponad dwa razy więcej bramek niż drugi na liście. A tym drugim jest Mariusz Stępiński, 20-letni napastnik Ruchu Chorzów, który w tym sezonie bramkarzy rywali pokonywał już siedmiokrotnie.

Czyli od sierpnia podwoił bramkowy dorobek w ekstraklasie.

Stępiński zdążył zdobyć łatkę niespełnionego talentu, zanim tak naprawdę wszedł w wiek, w którym osiągnięcia piłkarzy zaczyna się podsumowywać. Ma 20 lat, a obserwatorzy mają wrażenie, że w ekstraklasie jest od dawna. Zadebiutował w niej jeszcze w 2011 roku, zdążył wyjechać na zachód i z niego wrócić. Jak mówią niektórzy - "z podkulonym ogonem", po straconym roku w Norymberdze. Przez sezon grał w Wiśle Kraków, która chciała go zostawić u siebie, o ile znowu będzie to wypożyczenie. Na to Niemcy zgodzić się nie chcieli, oni Stępińskiego u siebie już nie potrzebowali.

Wyjechał jeszcze jako junior

W 2012 roku napastnik osiągnął największy sukces w dotychczasowej karierze - zdobył brązowy medal na mistrzostwach Europy U-17. Był jednym z ważniejszych piłkarzy drużyny, w której grał też choćby Karol Linetty. Nie był to zespół wyszlifowany pod kątem posiadania piłki, wymieniania niezliczonej ilości podań. Ta drużyna dotarła do półfinału przede wszystkim walką, kontratakiem. - Byliśmy drużyną, rodziną - wspomina Stępiński. Po turnieju napastnik wrócił do klubu - łódzkiego Widzewa. Ekstraklasowego pariasa, już wtedy ledwo wiążącego koniec z końcem, w którym stawianie na młodzież nie było wymysłem, lecz koniecznością. A na boisku też przede wszystkim walczącego.

Napastnika uważnie oglądali wtedy nie tylko wysłannicy z Niemiec, był też na liście warszawskiej Legii. O Stępińskim mówiło się coraz więcej. Że ma ogromną łatwość zdobywania bramek. I to z każdego miejsca w polu karnym rywala. - On strzela gole z niczego - mówiono. To instynkt, z tym trzeba się urodzić. W pierwszym pełnym sezonie w seniorach zdobył jednak tylko pięć bramek. Był szybki, w miarę silny, ale z juniorskich nawyków wciąż jeszcze nie wyrósł.

Mimo to w 2013 roku zdecydował się na Norymbergę i gdy tylko wszedł w rytm niemieckiej pracy na treningu, przyznawał, że ciężko jest mu się do niego dostosować. Na początku poprzedniego sezonu wrócił do Polski, podpisał kontrakt z Wisłą i mówił, że roczne treningi w Niemczech dały mu dużo, a przejście do Norymbergi nie było złą decyzją. W Krakowie liczył, że będzie grał sporo, że piłki dogrywać mu będzie Semir Stilić z Łukaszem Gargułą. I po udanym sezonie wróci do Bawarii.

Wrócił i był ciałem obcym

Ale miejsca w składzie nie wywalczył. Musiał walczyć z Pawłem Brożkiem, a że zarówno Franciszek Smuda, jak i Kazimierz Moskal nie chcieli wystawiać dwóch napastników, to Stępińskiego wypchnęli na bok, z czego młodzieniec zadowolony nigdy nie był. Zostawał za to po treningach i ćwiczył wykańczanie akcji. Prosił kolegów i trenerów o dorzucanie mu piłek ze skrzydła. Słuchał bardziej doświadczonych zawodników. Nabierał większej swobody w grze, nauczył się przyjmować piłkę w kierunku bramki. Rozwinął się fizycznie, coraz bardziej wyglądał jak senior.

Mimo to pod Wawelem był jak ciało obce. Większość pomocników i napastników Wisły skrojona była pod ofensywny, widowiskowy styl. Do gry kombinacyjnej, bo krakowianie bramki zdobywają nie przez kontratak, lecz wymieniając podania i pozycje. A Stępiński tej gry do końca nigdy nie rozumiał. Za to tę chorzowską, opartą na szybkości, sile i prostopadłych podaniach za linię obrony - już tak.

- Może być tak, że ja lepiej się czuję w kontrataku. Żyję z podań, z dośrodkowań. Z tego, że wbiegnę na krótki słupek, uderzę. W Wiśle więcej było kombinacji, może nie do końca mi to pasowało - mówi napastnik Ruchu w rozmowie ze Sport.pl.

Znalazł swój zespół i stał się seniorem

Większość bramek Stępińskiego to w istocie efekt prostych środków - stałych fragmentów gry, piłek na wolne pole. To, w połączeniu z instynktem strzeleckim napastnika, dało siedem goli. Nie jest to jednak najważniejszy powód imponującej formy 20-latka - w końcu bowiem gra regularnie, i w końcu na swojej pozycji.

Do Chorzowa przyszedł już w trakcie sezonu. Wielu pukało się w głowę, bo Stępiński był wówczas trzecim napastnikiem Ruchu, zaś przed nim Eduards Visnakovs będący w wyśmienitej formie (i też dysponujący podobnymi co 20-latek atutami: przyspieszeniem, siłą, strzałem), a za plecami Łotysza czaił się już Michał Efir, na którego w Chorzowie liczą już od roku. Visnakovs szybko jednak odszedł, a niemal natychmiast kontuzji doznał wychowanek Legii. To była szansa dla Stępińskiego, i to szansa, jak widać, wykorzystana.

- Nie ma lepszego lekarstwa na pewność siebie niż regularna gra i to się u mnie potwierdziło. Gram na domyślnej pozycji i gram w każdym meczu. Ale to dopiero początek sezonu i na podsumowania przyjdzie jeszcze czas - dodaje napastnik.

Jak z napastnikami jest, wiadomo: gdy im idzie, to bramki zdobywają w każdym meczu. To teraz ma Stępiński i dlatego już pojawiają się głosy, żeby powołano go do seniorskiej reprezentacji. Inni twierdzą, żeby poszedł drogą Arkadiusza Milika i stał się liderem młodzieżówki. Jeszcze inni, żeby nie traktował tego jak celu, bo gra w kadrze U-21 ma swoją datę ważności.

W każdym razie - Stępiński znów zaczyna być na ustach wszystkich. Ale po raz pierwszy nie przez pryzmat potencjału, który ma za nim stać. W końcu bowiem stał się seniorem.

Czy to koszulki piłkarskie z przyszłości? [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.