Ekstraklasa. Lech Poznań. Kto zezwoli trenerowi na kryzys

Lech zaczął sezon od siedmiu porażek w dziewięciu meczach, ale Maciej Skorża ma poparcie zarządu i spróbuje wyprowadzić zespół z zapaści. Na palcach jednej ręki można zliczyć polskich trenerów, którzy dostali taką szansę.

Zazwyczaj prezesi po prostu zwalniają. Efekt jest taki, że trenerzy nie tyle nie potrafią wyprowadzić zespołu na prostą, ile nawet nie wiedzą, czy potrafią.

- Pozwala nam się leczyć katar, ale gdy przyjdzie poważna choroba, władze sięgają po innego specjalistę, by zaopiekował się pacjentem - mówi trener Pogoni Czesław Michniewicz. - A przecież nigdy nie nauczysz się operować, jeśli przy każdym poważniejszym zadaniu wyrzucają cię z sali operacyjnej. Trener, który wpadł w kryzys, jest odsuwany. W jego miejsce przychodzi inny, ale gdy sam dojdzie do tego momentu, też jest zwalniany.

Michniewicz pracował już w siedmiu klubach ekstraklasy, ale tylko raz pozwolono mu przebrnąć kryzys. - W 2004 r. po sześciu porażkach z rzędu zostałem zaproszony do gabinetu prezesa Lecha. Spodziewałem się, że zostanę zwolniony. U nas trenerów wyrzuca się nieraz po jednej czy dwóch porażkach. Nieźle się zdziwiłem, gdy prezes zaproponował mi przedłużenie kontraktu. To było wotum zaufania. Sygnał dla drużyny, że musimy wspólnie sobie poradzić z problemem. W kolejnych klubach ani razu nie zostałem wsparty - przypomina Michniewicz.

Teraz w trudnej sytuacji znajduje się Skorża. W czerwcu wygrał z Lechem mistrzostwo, a dziś leży na dnie ekstraklasy. Bije głową w mur, w niedzielę jego drużyna - jej potencjał jest bezdyskusyjny - przegrała siódmy z dziewięciu meczów w sezonie. Sam przyznaje, że z tak trudną sytuacją nie mierzył się nigdy. Z Amiki odszedł sam po zdobyciu pięciu punktów w sześciu meczach. W Groclinie zdarzyło mu się zremisować kilka razy z rzędu.

W Wiśle został zwolniony już po trzech meczach bez wygranej z rzędu. Z dużego dołka pozwolono mu wyciągnąć Legię, gdy zaczynał pracę. Po sześciu kolejkach sezonu 2010/11 była na 13. miejscu z czterema porażkami. Po jednej w szatni starli się obcokrajowcy z Polakami. Skorża chciał obudzić zespół i wyrzucił dwóch piłkarzy do rezerw. Kryzys zażegnał, ale drugiego poważnego dołka już nie przetrwał. Jedna wygrana w ośmiu meczach zakończyła się brakiem mistrzostwa i zwolnieniem.

- W piłce istnieją cykle. Chodzi o to, by upadków było mniej. Prezesi tego nie rozumieją. Nie przypominam sobie, by ktoś dał mi szansę przejść przez kryzys - mówi Orest Lenczyk, który w lidze pracował 40 lat. - Dziwi mnie, że trener przyjmowany jest z wielkimi honorami, a po dziesięciu meczach ludzie, którzy go zatrudnili, zaczynają szukać kolejnego. Tylko prezesi się nie zmieniają.

- Aby trener przetrwał, musi mieć fotel z bardzo mocnym oparciem. Tym oparciem jest właściciel lub prezes - kontynuuje Lenczyk. - Gdy brakuje oparcia, wiadomo, że po jednej porażce fiknie się z tego fotela. Problem jest zresztą szerszy, są dziennikarze, którzy dobijają trenera.

Jeśli jest w Polsce miejsce, gdzie można się nauczyć wychodzenia z zapaści, to właśnie w Lechu. Mariusz Rumak przetrwał trzy wiosenne kryzysy z rzędu. Cierpliwość władz wyczerpała się dopiero na początku poprzedniego sezonu, po dwóch i pół roku pracy Rumaka.

Ta cierpliwość to efekt przedwczesnego zwolnienia Jacka Zielińskiego. Zarząd Lecha go wsparł, gdy drużynie zdarzył się pierwszy kryzys, tuż po rozpoczęciu pracy (6. miejsce po 11 kolejkach). I potem Lech sięgnął po mistrzostwo. W kolejnych rozgrywkach - zupełnie jak dziś! - Lech nie radził sobie z łączeniem gry w Europie i lidze. Po 11 kolejkach zajmował 14. miejsce z 5 porażkami, w tym 4 z rzędu. Zarząd poświęcił Zielińskiego, chociaż wyszedł z ciężkiej sytuacji. Dwa ostatnie mecze efektownie wygrał. Decyzja została podjęta wcześniej, potem właściciele żałowali.

Brak cierpliwości u prezesów doprowadził do tego, że w Polsce istnieją trenerzy strażacy przychodzący, by gasić pożary. Zmieniają piłkarzom siedzenia w autokarze, przemeblowują szatnię, starają się wstrząsnąć zespołem. To skutkuje tylko na chwilę.

- Co bym zrobił w Lechu? Johan Cruijff mówił, że gdy jego Barcelonie nie szło, wracał do najprostszych rzeczy, czyli trenowania przyjęcia i podania. Coś w tym jest - mówi Michniewicz, ale nie wie, czy będzie miał szansę, by skorzystać z tej metody.

Zobacz wideo

Kucharczyk strzelił samobója. Internauci szybko to skomentowali [MEMY]

Jak Lechowi i Legii pójdzie w fazie grupowej LE?
Więcej o:
Copyright © Agora SA