Ekstraklasa. Jak Latal nauczył piłkarzy Piasta Gliwice gonić tygrysa

Grają agresywnie, ryzykownie i na najwyższych obrotach przez 90 minut. - Trzeba przyznać, że teraz wszystko im wychodzi - mówił po niedzielnym meczu szkoleniowiec Lecha Poznań Maciej Skorża. Jednak Piast Gliwice, wygrywając na boisku mistrza Polski, pokazał, że na pozycję lidera ekstraklasy w pełni zasługuje.

Takiej serii już dawno nie miała żadna inna polska drużyna. Wygranie w niecały tydzień i z Legią Warszawa (2-1), i z Lechem Poznań (1-0) to dla skromnego Piasta Gliwice osiągnięcie ponad słynne "resultados historicos", którymi tak chwalił się poprzedni szkoleniowiec klubu, Hiszpan Angel Perez Garcia. Tymczasem w ciszy i przy znikomym medialnym szumie jego następca Radoslav Latal stworzył jedną z najciężej harujących drużyn w ekstraklasie. Do tego wyjątkową pod względem taktycznym, imponującą piłkarską bezczelnością w starciu z najlepszymi polskimi drużynami.

- Można powiedzieć, że mieli jedenastu Karolów Linettych, a Lech nie miał ani jednego - uśmiecha się Maciej Murawski, ekspert nc+, który komentował niedzielne spotkanie w Poznaniu. Chodzi oczywiście o agresję w odbiorze, umiejętność wysokiego pressingu. To wyróżnia środkowego pomocnika Lecha, ale teraz w tym kontekście można mówić również o całym Piaście. To w końcu najczęściej faulujący zespół ekstraklasy (średnio 18 przewinień na mecz).

Wiele mówią dokładne statystyki z tych dwóch ostatnich spotkań. Na stadionie mistrza Polski piłkarze Latala mieli więcej odbiorów na połowie teoretycznie mocniejszego przeciwnika i ponad dwa razy mniej od Lecha strat na własnej części boiska. Po przerwie dominowali w pojedynkach powietrznych, nie przegrywając żadnego. Z Legią także byli skuteczniejsi w odzyskiwaniu piłki na połowie rywali. - Oni cały czas wywierali presję na środkowych obrońców "Kolejorza" i to nie jest przypadek, że zawodnicy Skorży posiłkowali się długimi podaniami. Nie zagraniami od obrońców, ale od bramkarza Macieja Gostomskiego, bo ten pressing był dla nich tak nieprzyjemny - zaznacza Murawski.

Pressing na ryzyku

- Były takie momenty, że piłkarze Piasta "łapali" indywidualne krycie na całym boisku. W polskiej lidze takie zespoły się nie zdarzają - dodaje ekspert. Zresztą o podobne nastawienie trudno nawet w Europie. Zdarzają się wyjątki, jak Bayer Leverkusen Rogera Schmidta czy kolejne zespoły Marcelo Bielsy. W półfinale poprzedniej edycji Ligi Mistrzów próbował tego Pep Guardiola z Bayernem Monachium przeciwko Barcelonie, ale po dwudziestu minutach zmienił system, bo ryzyko takiego krycia Messiego, Suareza i Neymara było zbyt duże.

- Ważne jest, by ten pressing działał z przodu. Bo wtedy można sobie pozwolić na grę jeden na jednego w tyłach - tłumaczy Murawski. - Gdyby to nie funkcjonowało przeciwko Lechowi, gdyby Martin Nespor i Gerard Badia nie wykonywali swojej pracy, to Piast miałby problemy. Tymczasem Radosław Murawski i Kamil Vacek wychodzili bardzo agresywnie, Patrik Mraz oraz Marcin Pietrowski na bokach tak samo. Ta agresywność powodowała, że Lech, poprzestawiany i zmęczony po czwartkowym meczu w europejskich pucharach, nie mógł sobie z tym poradzić.

Pościg za tygrysem

Skąd więc takie innowacje u szkoleniowca, który w lidze czeskiej raczej nie pozwalał sobie na taktykę wykraczającą poza te najbardziej znane schematy? Latal lubi podkreślać, że w karierze piłkarskiej miał dwóch trenerów, którzy do dziś są dla niego inspiracją. Jednym był Huub Stevens, Holender, u którego grał w Schalke 04 Gelsenkirchen, a drugim Karel Brückner, którego był zawodnikiem w Sigmie Ołomuniec. Dla niezwykle utalentowanego pokolenia czeskich piłkarzy, którzy imponowali na arenie międzynarodowej w latach dziewięćdziesiątych, to właśnie ten drugi był najważniejszą osobowością.

- Brückner był innowatorem. To on w latach osiemdziesiątych sprowadził do Czech pojęcie pressingu oraz gry czwórką obrońców w linii z bocznymi defensorami włączającymi się często do ataków - opowiada Michal Petrak, czeski dziennikarz. - Pressing określał mianem "gonienia tygrysa" po boisku. Stawiał na dyscyplinę, ciągłe bieganie i agresję w grze swojego zespołu.

Od Stevensa przejął ciężkie metody treningowe oraz różnorodność stosowanych systemów. - Holender podczas swojej pierwszej przygody z Schalke hołdował głównie ustawieniu 3-5-2, ale nie trzymał się go tak sztywno jak choćby Roberto Di Matteo rok temu. Stevens potrafił przechodzić w ustawienia z czwórką obrońców, praktycznie zawsze jednak z przodu grała dwójka napastników - przypomina Tomasz Urban, ekspert od Bundesligi portalu "Tylko Piłka". Piast w tym sezonie grał już trójką środkowych obrońców (właśnie z Legią i Lechem), ale też w ustawieniach 4-4-2 i 4-2-3-1.

Powodem, dla którego Latal wreszcie zdecydował się na uniwersalność taktyczną oraz wysoki pressing w swojej drużynie, może być jakość piłkarzy. - Poza tym, że w Czechach pracował z kiepsko zorganizowanymi klubami, to brakowało mu zawodników o klasie Kamila Vacka czy Martina Nespora, którzy przecież są ze Sparty Praga - zaznacza Petrak. Dziennikarz podkreśla również znaczenie osobowości szkoleniowca Piasta Gliwice.

- Jeszcze na koniec kariery w Baniku Ostrawa był kapitanem i prawą ręką trenera. Bardzo skupiał się na motywacji, zachęcaniu kolegów do walki. Był twardy, zawsze trudno się przeciwko niemu grało. Występował na prawej stronie z obrońcą Zdenkiem Pospechem i mimo 34 lat Latala ta dwójka potrafiła zabiegać rywala. Ciągle wymieniali się pozycjami, gubili przeciwników, wdeptywali ich w murawę. Głównie dzięki nim Banik w 2004 roku wygrał mistrzostwo Czech - wspomina Petrak. - Latal przez cztery sezony był niezwykle istotną częścią taktyki Stevensa. Najczęściej zajmował on pozycję prawego pomocnika, ale zdarzały się mecze, w których ustawiany był jako defensywny pomocnik, a incydentalnie nawet jako napastnik - tak Tomasz Urban przypomina okres kariery Czecha w Gelsenkirchen.

Zły glina

Latal osobowość z boiska przeniósł na ławkę trenerską. W Czechach mówi się też, że niezwykle istotna jest postać jego asystenta Jiriego Necka. Drugi szkoleniowiec Piasta jest myślicielem, spokojnym człowiekiem, odgrywa rolę "dobrego gliny", gdy Latal jest tym złym - od motywacji, ostrych słów i krótkiego trzymania piłkarzy. Zresztą po dwóch ostatnich meczach trener gliwiczan podkreślał, że nie zamierza chwalić swoich zawodników. - Jeśli wykonują moje zadania, to są świadomi, że jestem z nich zadowolony. I tak powinno być - w żołnierskich słowach wytłumaczył swoje zasady.

- W Piaście ze zmianą trenera dużo się zmieniło na treningach - zaznacza Maciej Murawski. - U trenera Garcii te zajęcia były trochę lżejsze. Przywiązywał wagę do strony mentalnej, bardzo chwalił piłkarzy, "pompował" ich, ale nie pracowali ciężko. Natomiast Radoslav Latal to taka czeska szkoła, więc to nie są wyłącznie treningi piłkarskie, też trzeba sporo pobiegać - dodaje.

Gliwice lepsze niż Praga

Korzysta z tego cały zespół, ale i poszczególni piłkarze. - Radosław Murawski i Karol Linetty to bardzo podobni zawodnicy. Karol częściej bierze udział w akcjach ofensywnych, ale gdybyśmy analizowali jego grę rok temu, to też był bardziej skupiony na destrukcji. Dopiero w poprzedniej rundzie dodał te elementy ofensywne i nie jest powiedziane, że Murawski także tego nie doda, bo ma dobre uderzenie oraz podanie. To są atuty w grze ofensywnej. Widać jednak, że jest liderem w defensywie. W meczu z Legią potrafił zrugać starszego i bardziej doświadczonego Kamila Vacka za stratę. Opaska kapitańska 21-latka nie jest jedynie za bycie wychowankiem klubu, ale ma on wyraziste cechy przywódcze - tłumaczy ekspert nc+.

Także na rodaków praca z Latalem wpłynęła znakomicie. O Martinie Nesporze, który dla Piasta strzelił już cztery gole, mówi się, że jest bliski powołania do reprezentacji. A napastnik poprzedni rok stracił przez kontuzję, w Sparcie Praga zagrał ledwie trzy mecze, nie mógł ani wrócić do pełni formy, ani przebić się do składu. Z kolei Kamil Vacek 10 lat temu był jednym z najbardziej utalentowanych czeskich piłkarzy. - Pamiętam jeden z jego pierwszych meczów w Sigmie w europejskich pucharach przeciwko Borussii Dortmund. Był bardzo młody, a błyszczał techniką, przyjęciem i odważnym dryblingiem - podkreśla Petrak. Jednak po nieudanych dwóch latach w Chievo wrócił do kraju w 2013 roku jako piłkarz bez błysku. W Sparcie nie został liderem, na wypożyczeniu w Mladzie Bolesław również się nie wyróżniał. Dopiero u Latala znów pokazuje, że może być piłkarzem łączącym talent do gry w ofensywie z nieustanną harówką w defensywie.

Pytanie o to, czego Piast Gliwice może dokonać w tym sezonie, narzuca się samo. Do przerwy na reprezentację pozostaną liderem, a Latal pierwsze oceny pozostawia na koniec rundy jesiennej. Jeśli liderów zespołu ominą kontuzje, a Czech umiejętnie będzie zmieniał ustawienie i nastawienie zespołu, to miejsce w grupie mistrzowskiej stanie się faktem. Dla Piasta, który regularnie zajmuje jedną z ostatnich pozycji w rankingach przychodów klubów ekstraklasy, będzie to sporym sukcesem.

Niesamowity zespołowy gol z Anglii, dużo trafień z wolnych [STADIONY Z CZUBA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA