Ekstraklasa. Zrezygnowanie tylko na chwilę. Jagiellonia ma obiecującą przyszłość

Zabrzmiał ostatni gwizdek meczu, a Michał Probierz ruszył sprintem w kierunku sędziego, by osłonić go od własnych zawodników. W takich warunkach Jagiellonia prawdopodobnie odpadła z wyścigu o mistrzostwo Polski, choć kompletnie na to nie zasłużyła.

Wybuchy na ławce Jagiellonii w ośmiu doliczonych przez sędziego minutach były dwa - najpierw, gdy to Przemysław Frankowski padł w polu karnym Legii, podcinany przez Bartosza Bereszyńskiego. Następnie po kilkudziesięciu sekundach, gdy Paweł Gil zdecydował się na podyktowanie "jedenastki", ale dla gospodarzy. I jeszcze był niemal obroniony strzał Orlando Sa przez Drągowskiego, który na dodatek w ostatniej akcji meczu w polu karnym Legii próbował uderzyć przewrotką. Najpierw wykonał jeden sprint do dośrodkowania, potem z powrotem do bramki i wreszcie do sędziego. Jego najtrudniej było odciągnąć od arbitra i chociaż takie zachowanie nie przystoi przyszłemu reprezentantowi kraju, to okoliczności zdarzeń mogły wpłynąć na młodego bramkarza Jagiellonii. W końcu to on raz po raz ratował swój zespół w niemal beznadziejnych sytuacjach. Zamiast punktów otrzymał tylko koszulką Sa, który z szacunku dla popisów golkipera poprosił go o wymianę.

Wcześniej wszystko wskazywało na to, że szanse na obronę mistrzostwa przez Legię poszły z dymem - bo gdy tylko w drugiej połowie gra gospodarzy zaczęła się rozwijać, kibice odpalili race i sędzia przerwał spotkanie na kilka minut. Spotkanie, w którym i tak zespół Henninga Berga długimi okresami cierpiał, nie potrafił zbudować akcji i tylko potwierdzał wrażenie o kryzysie. Jakże inne były te próby ataków legionistów od swobody, z jaką kilka godzin wcześniej Lech Poznań rozbił u siebie Śląsk Wrocław.

I trudno się dziwić, że przez głowę Michała Probierza - co przyznał na pomeczowej konferencji - przeszła myśl o rzuceniu trenowania, kariery w piłce. Bo takie chwile bolą najbardziej. On po powrocie do Białegostoku zaczął budowę nowej drużyny i od początku sezonu świeżość było widać. Zespół mądrze się broniący, przygotowany do każdego meczu jak do najtrudniejszego kolokwium (nie bez powodu takie porównanie - wielu zawodników Michała Probierza jest w studenckim wieku) i z piłkarzami, o których w polskiej piłce jeszcze latami będzie się mówiło. Klub z Białegostoku ma budżet kilkukrotnie mniejszy od Legii, ale w dramatycznym meczu w środę nie było tego widać. Goście mądrze się bronili, a także Michał Pazdan zaliczał jeden z występów sezonu. Zresztą dla warszawskiej drużyny było to pierwsze od lat zwycięstwo u siebie z Jagiellonią.

Wynik, który Jagiellonia do tej pory osiągnęła był zdecydowanie ponad ich możliwości - a na pewno ponad różnicę między nimi a Lechem i Legią. A przecież po imponującym zwycięstwie w Poznaniu w weekend mówiono o przerwaniu gnuśniejącego duopolu. Duopolu, który szukał wymówek - Henning Berg po meczu z Jagiellonią mówił o graniu za trzy punkty w tej rundzie w porównaniu zwycięstw wartych półtora oczka z tej części sezonu sprzed podziału. Wcześniej szkoleniowiec Lecha, Maciej Skorża mówił, że woli wygrać ligę po wynikowej sinusoidzie (jego zespół najczęściej w lidze remisował) niż z piętnastoma punktami przewagi. Oni stan przeciętności akceptowali albo przynajmniej go bronili, gdy Michał Probierz poprzeczkę swoim piłkarzom podnosił. Teraz i Skorża, i Berg odetchnęli z ulgą, bo wszystko wskazuje na to, że w tym ślimaczym wyścigu o mistrzostwo znów są sami.

Gdy na początku rundy wiosennej byłem w Białymstoku, w rozmowach z przedstawicielami klubu dało się wyczuć powtarzającą się skromność i pokorę. Celem najpierw miała być pierwsza ósemka, a potem "zobaczymy". Minimalizm? Ani trochę, bo zaraz po potwierdzeniu awansu do grupy mistrzowskiej to Probierz mówił o celowaniu w mistrzostwo. A w klubie to o nim mówiono, że napędza całą Jagiellonię, że jego powrót był impulsem. Zimą na obóz do Turcji wziął kilkunastu juniorów, którzy nie byli statystami, ale grali w sparingach, uczyli się dorosłego futbolu. Te lekcje będą bezcenne.

Zniechęcenie jest zrozumiałe, ale i dobrze, że na razie zawiesił wyłącznie swoje konto na Twitterze, a nie karierę. Bo jego projekt w Białymstoku, choć dzisiaj potraktowany niesprawiedliwie (po prawdzie - w tym meczu nie powinno być ani jednej "jedenastki"), ma przy harmonijnym rozwoju ogromną przyszłość. Jest nowy stadion, budowane odpowiednie zaplecze treningowe, będą zyski ze sprzedaży młodych talentów, a grupa zawodników trzyma się Jagiellonii mocno. Może przy butelce whisky, którą po powrocie do domu Probierz obiecał wypić, szkoleniowiec Jagiellonii też tak na bolesną porażkę w Warszawie spojrzy.

Jak dobrze znasz polskich piłkarzy? Rozpoznasz ich po sylwetkach? [QUIZ]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA