Już w piątek zaczynają się wiosenne mecze w ekstraklasie! Od 18 Zawisza Bydgoszcz zagra z Górnikiem Łęczna, a od 20.30 Lechia Gdańsk z Wisłą Kraków. Relacja Z Czuba i na żywo z tego drugiego meczu w Sport.pl
Okres przygotowawczy to wciąż dla wielu ludzi, w tym samych piłkarzy, czarna magia. To czas ciężkich treningów i meczów kontrolnych. Wszystko bez wszędobylskich mediów i oka kamer, choć ta zima była rekordowa pod względem liczby transmisji internetowych z meczów polskich drużyn - kibice mogli zobaczyć praktycznie wszystkie mecze.
Mimo to, sposób mówienia o przygotowaniach pozostaje ten sam. Zapytany o zmarnowaną sytuację pomocnik Wisły Kraków Maciej Jankowski przyznał, że mógł zachować się lepiej, ale jednocześnie dodał: - Może dobrze się stało? Zostawię sobie gole na ligę. W ostatnim okresie przygotowawczym strzeliłem kilka bramek, a potem w ekstraklasie nie było tak, jakbym to sobie wyobrażał.
Wypowiedzi o "wystrzelaniu się w sparingach" powoli odchodzą w niepamięć, ale wciąż pojawiają się w pytaniach do piłkarzy i trenerów. - Nie ma czegoś takiego w piłce nożnej. Tutaj trzeba mieć powtarzalność - wycedził niedawno Tomasz Hajto, gdy zapytano go, czy nie boi się dobrej skuteczności piłkarzy w meczach kontrolnych.
Tomasz Frankowski, czterokrotny król strzelców ekstraklasy: - Nie wiem, jak ktoś może się obawiać strzelania bramek. Mnie zawsze satysfakcjonowało, że pokonuję bramkarza. Maciek trochę się zagalopował. W jego przypadku forma i skuteczność jest ważna nawet od pierwszego meczu towarzyskiego. Też czasem tak się asekurowałem, ale to była raczej kurtuazja i chęć ukrycia przyczyn słabszej formy. Żeby strzelać, trzeba mieć dużo szczęścia, ale jeszcze więcej umieć.
Były napastnik Wisły i trener GKS-u Tychy na sprawę popatrzyli racjonalnie - piłkarz, który ćwiczy skuteczność, regularnie strzela w sparingach, przeniesie formę na rozgrywki ligowe. W przeciwnym wypadku pokonywanie bramkarzy byłoby tylko sprawą losową - każdy miałby dokładnie takie same szanse i trzeba by było szukać szczęścia w przesądach czy zaklęciach.
Z kolei Dawid Kownacki, piłkarz Lecha Poznań, nie boi się bramek w sparingach. W tym okresie przygotowawczym strzelił ich najwięcej w swojej drużynie (cztery) i postawił sobie w tej rundzie cel - co najmniej dziesięć trafień do końca sezonu. Cel szybko zmienił się w zakład. Na Twitterze powstała akcja #DychaKownasia. Napastnik założył się z użytkownikami portalu, że uda mu się osiągnąć cel. Gdy tak się stanie, każdy będzie musiał wpłacić na cel charytatywny zadeklarowaną kwotę. W przeciwnym razie płaci sam zawodnik.
- Nie wyglądało to dobrze, bo jeszcze czujemy w nogach ciężkie treningi. Brakuje nam świeżości - taką wypowiedź już niedługo będzie można usłyszeć po każdym niemal spotkaniu. Tak tłumaczy się niepowodzenia zespołu. To z kolei doprowadza trenerów do szewskiej pasji. - Świeżość można kupić w drogerii w sztyfcie - powiedział po jednym ze spotkań trener Cracovii Robert Podoliński.
Schemat przygotowań do sezonu utarł się w polskiej świadomości już dawno: najpierw trenuje się na maksymalnych obrotach przez kilkanaście dni, a później stopniowo się je zmniejsza, by dobrze wejść w sezon. Nazywano to "ładowaniem akumulatorów". Nie zawsze to jednak musi przynieść sukces.
Gdy do Legii Warszawa przyszedł Henning Berg, wielu spodziewało się ciężkich zajęć. Tymczasem okazało się, że tak lekko jak u Norwega legioniści jeszcze nie trenowali. A później fizycznie wyglądali najlepiej w całej lidze.
- On ma inny pogląd na trening. Były to zajęcia taktyczne, inne niż u reszty trenerów. Wszystko było z piłką, nie było pustego biegania. Mówił, że jeśli się męczyć, to z piłką, bo wtedy to przyniesie efekty w końcówkach meczów - mówi Władimir Dwaliszwili, były piłkarz Legii.
Potem, gdy Legia wychodziła na murawę, nie miała takiego kłopotu jak inne drużyny. - Zwykle po dwóch meczach znika to zmęczenie z okresu przygotowawczego i można grać, ale u Berga tego nie było. Cała drużyna była w pełni sił. Teraz też widać, że lekko im się gra - dodaje Gruzin.
Skąd taka forma piłkarzy Legii? Zdaniem fizjologa prof. Jana Chmury, u podstawy budowania przygotowania fizycznego zawodników stoi kontrola i indywidualizacja zajęć. - Jeśli tak jest, to nikt nie może powiedzieć, że brakuje mu świeżości, bo to go kompromituje. Najczęściej jednak obciążenia nie są kontrolowane. Teraz albo są za duże albo za małe - mówi profesor.
- Ponad wszelką wątpliwość mniejsze obciążenie nie szkodzi. Większe niż optymalne prowadzi do przeciążenia, a u niektórych nawet do przetrenowania - dodaje.
Piłkarza, u którego są jeszcze rezerwy, szybko można doprowadzić do odpowiedniego stanu. Z kolei ten, który jest przetrenowany, rundę może już spisać na straty. - Wyprowadzenie zawodnika z tego stanu jest niezwykle trudne. To może trwać nawet kilka miesięcy. Komórki mięśniowe i system nerwowy są przyblokowane przez zmęczenie, z którym organizm nie jest w stanie sobie poradzić - twierdzi profesor.
Dlatego zbyt duże obciążenia doprowadzają do tego, że zawodnicy tracą wtedy dynamikę. To może wyjaśniać przyczyny mówienia o świeżości.
Dużą rolę odgrywa też regeneracja. Tu największe pole do popisu mają sami zawodnicy, którzy muszą zadbać o dietę i odpoczynek. Piłkarze Legii podczas pobytu w Turcji i Hiszpanii często wrzucali do mediów społecznościowych zdjęcia ze specjalnymi urządzeniami do regeneracji mięśni. To przyspieszało ten proces i zawodnik na następnym treningu był już w pełni gotowy do coraz bardziej intensywnych ćwiczeń i w konsekwencji do większego wysiłku w meczach.
Legioniści zaraz po powrocie z ostatniego obozu przygotowawczego polecieli do Wrocławia, gdzie w czwartek zagrali w Pucharze Polski ze Śląskiem Wrocław. Dzięki temu uniknęli treningu na sztucznej bądź zmrożonej murawie zaraz po powrocie z cieplejszych krajów.
Tak ćwiczyli piłkarze śląskich drużyn, z tym musiała też uporać się choćby Cracovia. Zespołów, które mają dostęp do podgrzewanej płyty treningowej, w całej lidze jest niewiele. Nie ma jej nawet Legia. W awangardzie stoi np. Wisła, która, gdyby nie zimowe mrozy, najchętniej nie wyjeżdżałaby z ośrodka treningowego w Myślenicach. Większość drużyn ma jednak problem, który będzie rzutował na ich formę w pierwszych meczach rundy.
Chmura: - Zawsze zmiana nawierzchni treningowej tworzy niebezpieczeństwo dla organizmu. Zwłaszcza gdy trenuje się na naturalnej trawie non stop, a potem następuje nagła zmiana. Dlaczego? Zmienia się dynamika biegu. Na nawierzchni gumowanej jest zupełnie inna praca mięśni i wyzwalania mocy na krótkich odcinkach biegowych. Chodzi o nagły zryw, hamowanie, bądź zmianę kierunku biegu. Mamy do czynienia z innymi reakcjami mięśni, ale to jest zupełnie naturalne i oczywiste. Trudno zrozumieć, że tak często zawodnicy są narażani na mikrourazy.
Przyzwyczajone do komfortowych warunków w Turcji ciała piłkarzy nie są gotowe na treningi na sztucznej murawie, na której pobudzane są zupełnie inne włókna mięśniowe. - One są w zdecydowanej mniejszości, dlatego gdy dominują w wysiłku, to dochodzi do ich przeciążenia i w efekcie nawet zerwań, urazów stawowych czy więzadeł - mówi profesor. Jeśli więc zdarzy się któremuś z piłkarzy groźny uraz, to może być to efekt nie tylko przetrenowania, ale również pracy na niewłaściwym podłożu.
Większość zespołów do Polski wróciła pod koniec ubiegłego tygodnia. Zastali w fatalnym stanie murawy treningowe, więc musieli się szybko przenieść na sztuczne. A gdy dojdzie do zmagań ligowych, znowu czeka ich zmiana podłoża. - I teraz trzeba czasu, żeby organizm się zaadaptował. Dlatego obserwujemy brak rytmu meczowego. To przez odruch obronny włókien mięśniowych. Dlatego od wielu lat nie ma w płynności, szybkości i dynamiki w pierwszych meczach naszej ligi - kończy Chmura.