T-Mobile Ekstraklasa. Mila do Gdańska

33-letni Sebastian Mila, bohater jesieni w reprezentacji, przechodzi z wicelidera ekstraklasy Śląska do broniącej się przed degradacją Lechii. Jak to wpłynie na jego formę?

W środę rano Mila miał polecieć ze Śląskiem na zgrupowanie do Turcji. Ale w nocy z wtorku na środę prezesi Śląska i Lechii Gdańsk doszli do wstępnego porozumienia w sprawie transferu reprezentacyjnego pomocnika. Rano piłkarz poleciał, ale do Gdańska na badania lekarskie. W ciągu kilkunastu godzin powinien podpisać kontrakt z Lechią, a w niedzielę wyruszy z zespołem na zgrupowanie do Malagi.

Lechia jest największym rozczarowaniem pierwszej części sezonu. Przed rozgrywkami do drużyny sprowadzono z całej Europy kilkunastu nowych graczy, wydano na nich kilka milionów złotych. Obok Legii oraz Lecha klub z Gdańska miał być trzecią siłą polskiego futbolu i walczyć o mistrzostwo Polski.

Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te wybujałe aspiracje. Drużyna grała słabo, w tabeli jest czwarta od końca, a kibice są wściekli na to, co się dzieje w klubie.

Zimą Lechia znów ruszyła na zakupy. Niedawno sprowadziła reprezentantów kraju Jakuba Wawrzyniaka oraz Grzegorza Wojtkowiaka. Ale transfer Mili ma szczególny wymiar. Pozyskanie piłkarza, który od lat jest kapitanem Śląska Wrocław, ma poprawić wizerunek Lechii. Szefowie gdańskiego klubu chcą odzyskać wiarygodność w oczach swoich kibiców, pragną mieć piłkarza, z którym fani mogliby się identyfikować.

Problem w tym, że reprezentacyjny pomocnik drużyny Adama Nawałki odchodzi z wicelidera do drużyny broniącej się przed spadkiem. I robi to w niezwykle ważnym momencie zarówno swojej kariery, jak i drużyny narodowej walczącej o awans do finałów Euro 2016.

Wiosną Polskę czekają kolejne trudne i arcyważne pojedynki, w których Mila ma do odegrania istotną rolę. Sam piłkarz wiele razy podkreślał, że swoje futbolowe zmartwychwstanie i powrót do kadry, dla której jesienią strzelił ważne gole z Niemcami i Gruzją, zawdzięcza pracy z trenerem Śląska Tadeuszem Pawłowskim. Tymczasem sam się tego wyrzeka. Jednocześnie szkoleniowiec gdańszczan Jerzy Brzęczek dopiero debiutuje w ekstraklasie, a jego umiejętności są niewiadomą.

Mila bardzo chciał odejść ze Śląska. Przyznawał to oficjalnie. Ofertę wykupienia 33-letniego pomocnika Lechia złożyła w połowie grudnia. W Śląsku potraktowano ją niepoważnie, bo klub z Gdańska zaoferował niecałe 200 tys. złotych. - Może oni chcą kupić jakiegoś naszego juniora? - ironizowali przedstawiciele wrocławskiego klubu.

Śląsk wycenił Milę na 2 mln zł. Rozmowy trwały kilka tygodni, ale rozbieżności finansowe nadał były duże. Dopiero w minionym tygodniu doszło do zbliżenia - Śląsk opuścił cenę do 1,5 mln zł, Lechia proponowała 1,2 mln. Ostateczne warunki transferu są jeszcze dopinane, ale nieoficjalnie wiadomo, że wrocławski klub zarobi na swoim kapitanie 1,3 mln zł.

Paradoks sytuacji polega na tym, że jeszcze niedawno Lechia mogła mieć Milę za darmo. Wiosną 2014 roku Śląsk zatrudnił Tadeusza Pawłowskiego, który z miejsca wstrząsnął słabo grającym zespołem. Nowy szkoleniowiec odsunął od zespołu Milę, odebrał mu opaskę kapitana i usunął z rady drużyny. Jakby mało było upokorzeń piłkarza podczas jednej z konferencji prasowych szkoleniowiec ujawnił, że Mila zaniedbał się fizycznie i ma aż 10 kilogramów nadwagi.

Zawodnik zacisnął zęby, trenował i wkrótce wrócił do podstawowego składu. Ale nie był już tym charyzmatycznym liderem, który wcześniej poprowadził Śląsk do wicemistrzostwa i mistrzostwa Polski (2012) czy triumfu w Superpucharze.

Piłkarz miał kontrakt ze Śląskiem do czerwca 2016 roku, ale szukając oszczędności, klub chciał go oddać, bo Mila miał jedną z najwyższych pensji (ok. 70 tys. złotych miesięcznie). To za dużo dla klubu finansowanego w znacznym stopniu z miejskich pieniędzy. W połowie 2014 roku Śląsk wystawił piłkarzowi dokument, na podstawie którego do końca letniego okienka transferowego mógł za darmo odejść gdzie chce.

Mila marzył o Lechii, gdyż tam 15 lat temu zaczynał zawodową przygodę z piłką. Miał za darmo trafić do gdańskiego klubu, ale w ostatniej chwili Andrzej Juskowiak, ówczesny dyrektor sportowy Lechii uznał, że pomocnik Śląska jest graczem bez perspektyw. Piłkarz został we Wrocławiu i wtedy stał się cud. Nawałka powołał go do reprezentacji Polski. W pojedynku z Niemcami wszedł na ostatni kwadrans i strzelił gola na 2:0. Polska pierwszy raz w historii wygrała z tym rywalem, a kraj jak długi i szeroki oszalał na punkcie Mili. Jako gość wystąpił nawet w programie "Kropka nad i". W kolejnym meczu ze Szkocją znów dał doskonałą zmianę, a w pojedynku z Gruzją wyszedł w podstawowym składzie, strzelając kolejną bramkę.

Wtedy przypomniała sobie o nim Lechia. Ale teraz nie był już za darmo. Mila wciąż chciał przeprowadzki do Gdańska, bo choć odrodzenie zawdzięczał trenerowi Śląska, pozostała w nim zadra za to, że został potraktowany aż tak surowo. W Lechii ma podpisać trzyipółletni kontrakt. Zarobi około miliona euro. Po zakończeniu kariery ma pracować jako jeden z trenerów lub skautów gdańskiego klubu. Dla Śląska w 178 meczach ligowych zdobył 33 bramki.

Czy rozpoznasz sportowców na zdjęciach z dzieciństwa? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.