Paradoks Śląska - im gorzej w klubie, tym lepiej na boisku

Śląsk ma za sobą najlepszą passę w historii klubu - w trzech ostatnich sezonach kończył rozgrywki na medalowym miejscu (srebro, złoto, brąz), wywalczył Superpuchar Polski i awansował do finału Pucharu Polski. Mimo to sytuacja finansowa klubu jest zła, a atmosfera między właścicielami, czyli władzami Wrocławia i Zygmuntem Solorzem - mocno napięta.

Startuje nowy sezon Wygraj Ligę ! Sprawdź się jako prezes klubu ?

Solorz od półtora roku nie przekazuje pieniędzy na klub. Czeka, aż miasto odda mu około 20 mln zł, jakie zainwestował w prace przygotowawcze pod galerię handlową, z której zyski miały trafiać do Śląska. Galeria ostatecznie nie powstała, a miasto uważa, że nie jest stroną w tym sporze. Niedawno rzecznik prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza wydał oświadczenie, w którym inwestycje z budową galerii określił "ewidentną fuszerką Polsatu". Nieoficjalnie wiadomo, że sformułowanie to doprowadziło do wściekłości miliardera i praktycznie zamroziło i tak lodowate stosunki między właścicielami klubu.

W takiej sytuacji Śląsk funkcjonuje dzięki przelewom z miasta oraz pożyczkom udzielanym przez miejskie spółki. W tym roku 4 miliony klubowi pożyczyło Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Miastu od wielu miesięcy spółka piłkarska zalega z oddaniem 12 mln zł. W pewnym momencie doszło do paradoksu i władze Wrocławia oddały sprawę do sądu, który nakazał zwrot długu. W efekcie Śląsk mógł nie otrzymać licencji na nowy sezon i rzecznik Wrocławia natychmiast informował, że miasto za wszelką cenę nie będzie odzyskiwać zaległych milionów. Bo mogłoby się to zakończyć upadkiem spółki.

Śląsk ma też około 3,5 mln zaległości wobec zawodników. Nie zapłacił im jeszcze za mistrzostwo Polski z 2012 r., brąz z tego sezonu oraz niektóre premie za wygrane mecze ligowe. Dlatego latem realizowano koncepcję pozbywania się piłkarzy, którzy bardzo dużo zarabiali - od 40 do 60 tys. zł - a niewiele dawali drużynie.

Po wielu miesiącach negocjacji udało się rozwiązać kontrakty z Holendrem Johanem Voskampem, który kasował wielkie pieniądze, a siedział tylko na trybunach. W podobny sposób pożegnano się z Argentyńczykiem Cristianem Diazem. Nie przedłużono umowy ze Słoweńcem, pomocnikiem Rokiem Elsnerem, a kiedy napastnik Łukasz Gikiewicz zrzekł się większości zaległych premii i nagród, klub bez wahania puścił go za darmo do Omonii Nikozja. Nieoficjalnie dodawano, że to i tak "napastnik niesprzedawalny". Na odejściu tych graczy wrocławianie mają zaoszczędzić około 2 milionów w sezonie.

Szefowie zespołu za główny cel postawili zatrzymanie w zespole lidera Sebastiana Milę. Kapitanowi kończył się kontrakt, a wszystko wskazywało, że Śląsk nie spełni jego warunków i gracz odejdzie. Niespodziewanie strony doszły do porozumienia i Mila przedłużył umowę. Gorzej poszło Śląskowi z dwoma innymi kluczowymi piłkarzami - skrzydłowy Piotr Ćwielong wybrał ofertę VfL Bochum z 2. Bundesligi. Wszechstronny Marcin Kowalczyk podpisał umowę z Wołgą Niżny Nowogród, ale Śląsk podważa jej ważność i domaga się około 400 tys. euro za transfer. Spór rozstrzygnie PZPN, a może dopiero UEFA. Kowalczyk trenuje z Rosjanami, ale grać nie może, bo Śląsk nie wydał mu certyfikatu.

W sumie latem szeroką kadrę drużyny opuściło dziewięciu zawodników. W ich miejsce wrocławianie sprowadzali graczy znacznie mniej zarabiających i oczywiście tych, którzy byli do wzięcia za darmo. Z ligi albańskiej przyszedł szybki napastnik Sebino Plaku, z ligi cypryjskiej też napastnik Portugalczyk Marco Paixaco, który pochodzi z miejscowości Sesimbra, gdzie swoją piłkarską karierę zaczynał José Mourinho. Teraz do Marco dołączył jego brat bliźniak Flavio, który ostatnio grał w Iranie. Poza tym z ligi meksykańskiej trafił do Śląska obrońca Dudu Paraiba, który kiedyś występował w Widzewie, a Tomasz Hołota przeszedł z Polonii Warszawa.

Mimo to trener Stanislav Levy nie jest zadowolony. W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" narzekał: "Sezon będzie długi i jeśli zabraknie wzmocnień, możemy mieć duże problemy. O miejscu w tabeli nie ma co mówić. Ale powiem tak: Pojechałem zobaczyć mecz Legii Warszawa ze Spartą Praga i ona ma w kadrze ze trzydziestu piłkarzy, z których każdy załapałby się może i do podstawowego składu innych klubów ekstraklasy. Jak w tej chwili możemy konkurować z Legią czy Lechem, nie mając tak silnej kadry jak oni".

Narzekają też piłkarze. Na to, że Śląsk sprowadza nowych zawodników, a starym zalega spore pieniądze.

- Odrobinę nas to jednak irytuje, bo jeśli są wobec nas zaległe pieniądze, to w pierwszej kolejności powinniśmy być spłaceni my, czyli zawodnicy, którzy coś zrobili dla klubu, a nie ci, którzy dopiero przychodzą - wypalił skrzydłowy Sylwester Patejuk, w wywiadzie udzielonym serwisowi 2x45.com.pl.

W czwartek Śląsk w Lidze Europy gra pierwszy mecz z Rudarem Pljevja z Czarnogóry. Jak mówią przedstawiciele spółki zarządzającej stadionem, bilety sprzedają się słabo.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.