Ekstraklasa postawi się klubom? 37 meczów w sezonie?

Małe i biedne kluby, które dokładają do organizacji meczów, zbuntowały się przeciwko wydłużaniu sezonu do 37 kolejek. Ale ostateczny głos należy do Bogusława Biszofa i Marcina Animuckiego z zarządu Ekstraklasy, którzy chcą przyjąć reformę po konsultacjach ze sponsorem i telewizjami

Relacje na żywo w twoim smartfonie. Ściągnij aplikację Sport.pl LIVE ?

Wtorkowe posiedzenie rady nadzorczej Ekstraklasy SA w tej sprawie zakończyło wydanie powściągliwego komunikatu, w którym upoważnia zarząd spółki do prowadzenia "dalszych prac nad projektem uatrakcyjnienia rozgrywek".

- Chodzi o to, by przekonać nieprzekonanych, kiedy po rozmowach ze sponsorem oraz partnerami telewizyjnymi zobaczą korzyści, jakie daje wydłużenie rozgrywek - mówi "Gazecie" Maciej Wandzel, szef rady nadzorczej Ekstraklasy. - Myślę, że warto poczekać, doprecyzować szczegóły i dopiero zabrać się za reformę.

Za wydłużeniem sezonu do 37 kolejek są najbogatsze kluby z największymi stadionami, czyli te, dla których organizacja każdego meczu przynosi dodatkowe zyski. Na ich czele stoi Legia i Lech, których szefowie otwarcie domagają się zmian. - Trzeba szukać rozwiązań, iść do przodu, a to jedna z dróg - mówi Bogusław Leśnodorski, nowy prezes warszawskiego klubu.

Największa jest ponoć grupa "neutralna", czyli szefowie klubów, które do organizacji kolejnych spotkań nie dołożą, ale wpierw chcą zobaczyć, jakie korzyści dla nich wynikają ze zmian. Przekonani nie są i nie będą prezesi, którzy grają na małych stadionach, nie mają zbyt wysokiej frekwencji, a sportowo małe szanse, by zakwalifikować się do połówki walczącej o mistrzostwo Polski.

- Za zmianami są kluby z dużych miast, z wielką publicznością i potencjałem sportowym - potwierdza Wandzel. Według naszych informacji dysonans wywołuje tylko strona finansowa, bo do sportowych zalet projektu nikt nie ma wątpliwości.

- O tym, że polski piłkarz musi grać więcej, doskonale wiemy. Nawet jeśli nie do końca sprawiedliwe będzie wyłanianie mistrza po siedmiu dodatkowych kolejkach. Pytanie tylko, kto za to zapłaci? - żali nam się jeden z przedstawicieli klubów przeciwnych zmianom.

- Nie jestem przeciwnikiem, ale chcę zobaczyć, jakie mają być korzyści. Jeśli zostanę przekonany, będę za. Na razie wiemy, że coś ma się zmienić, ale nie wiemy po co. Ja też mogę zaproponować: grajmy na Księżycu, tylko jakie będzie tego zabezpieczenie biznesowe? - pyta Marek Bestrzyński, prezes Zagłębia Lubin.

O szczegółach reformy, nad którą od kilku miesięcy pracowali ludzie odpowiedzialni za logistykę w Ekstraklasie SA z Marcinem Stefańskim na czele, pisaliśmy przed tygodniem. Według niej po pełnej, 30-meczowej rundzie zasadniczej tabela zostanie podzielona na pół (z zachowaniem połowy dorobku punktowego) - na grupę mistrzowską i spadkową. Każda z drużyn rozegra później po siedem dodatkowych meczów. Te wyżej sklasyfikowane cztery u siebie, trzy na wyjeździe, sklasyfikowane niżej - odwrotnie. Sezon miałby się zacząć w połowie lipca.

Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że wprowadzenie zmian to formalność. Tym bardziej że przedstawiony przez szefów Ekstraklasy SA plan zyskał poparcie nowych władz PZPN, nie rujnuje kalendarza reprezentacji ani niższych klas rozgrywkowych. W zapowiadanym przez Ekstraklasę SA scenariuszu miało się to stać już we wtorek, tym bardziej że szefowie klubów zgodnie milczeli na ten temat. Dopiero od kilku dni potępiających zmiany wywiadów udzielili m.in. szefowie Lechii Gdańsk i Polonii Warszawa.

- Na temat sposobu, w jaki zaprezentowali swoje racje, nawet nie chce mi się mówić - powiedział nam poirytowany przedstawiciel jednego z "dużych" klubów.

Może dlatego decyzje jeszcze nie zapadły, by nie wywoływać awantury. Ale - jak przekonują nas szefowie Ekstraklasy SA - sprawa jest niemal przesądzona, bo o tak fundamentalnych zmianach nie decyduje siedmioosobowa rada nadzorcza, ale zarząd spółki. Ten jest dwuosobowy - z prezesem Bogusławem Biszofem i Marcinem Animuckim, którzy system opracowali.

- Oni są za, Boniek jest za, a to przecież PZPN oddaje rozgrywki pod kontrolę spółce, więc w styczniu reforma najprawdopodobniej zostanie klepnięta. Zresztą nie ma pośpiechu, można to zrobić nawet w marcu, a i tak będzie obowiązywać od sezonu 2013/14 - usłyszeliśmy w spółce.

Przez najbliższe kilka tygodni Biszof z Animuckim mają się spotkać nie tylko z szefami T-Mobile, z którymi negocjują przedłużenie umowy na sponsora tytularnego rozgrywek, ale także z szefami platformy NC+. Ta powstała po fuzji Canal+ i N, prawa do ligi ma jeszcze przez półtora sezonu.

Według naszych informacji władze Ekstraklasy SA czekają na to, by telewizyjny partner wypracował jednoznaczne stanowisko w sprawie reformy, bo na razie zarządcy NC+ są ponoć "na tak", a dziennikarzom zmiana rozgrywek nie bardzo się podoba. Na kolejnym spotkaniu z NC+ będzie również mowa o tym, kto zapłaci za produkcję telewizyjną dodatkowych 56 meczów oraz na jakie bonusy mogą liczyć kluby, jeśli pomysł wypali.

Dziekanowski o Rafale Wolskim: ? Niewielu piłkarzy radzi sobie za granicą

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.