Po-ligon. Piłkarze Ruchu byli na badaniach. Zapomnieli o psychiatrze

Skoro ostatnie badania wydolnościowe piłkarzy Ruchu wyszły całkiem nieźle, to może pomoże psychiatra. Przypadki Djokicia i Sadloka do psychologa już się nie kwalifikują.

Występami Śląska jestem zdumiony, tym, co prezentuje wicemistrzowski Ruch, zdegustowany. Od 2 sierpnia, tj. trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy, chorzowianie wygrali jeden mecz (wydusili 1:0 z Pelikanem Łowicz w Pucharze Polski), przegrali cztery. Bilans bramkowy 1-13! Na inaugurację w Poznaniu odstawali od Lecha w nieprzyzwoitym dla jakiejkolwiek drużyny ligowej stylu, w sobotę w Łodzi niektórzy odstawili dywersję.

Nie ma słów, by inaczej określić, co zrobił Żeljko Djokić, atakując w stylu "karate kid" rywala, przepraszając go później za swój uczynek, podając w podzięce sędziemu rękę i schodząc ze spokojem z boiska. Głupoty Macieja Sadloka, który wyciął rywala w stylu gorszym niż na podwórku, też nie sposób wytłumaczyć. No chyba że on też chciał osłabić swój zespół i dodatkowo zrobić krzywdę rywalom.

Były piłkarz Marcin Adamski zaproponował w studio Polsatu, by Sadlok z piłką dał sobie na razie spokój, a dla ukojenia wybrał się z rodziną do chorzowskiego wesołego miasteczka, podobno najlepszego w Polsce. Ja proponuję, że skoro ostatnie badania wydolnościowe piłkarzy Ruchu wyszły całkiem nieźle, to może pomoże psychiatra. Przypadki Djokicia i Sadloka do psychologa już się nie kwalifikują.

* * *

Trener Tomasz Hajto wyliczył, że wcale nie Widzew, lecz jego Jagiellonia była w drugiej kolejce najmłodszym zespołem. Średnia wielu podstawowej jedenastki wyniosła 24,9, a z rezerwy wchodzili jeszcze i 22-letni Paweł Tarnowski, i rok młodszy Maciej Gajos.

Tendencja, jak pisaliśmy przed sezonem, słuszna i podyktowana oszczędnościami, jakie wreszcie zaczęły wprowadzać kluby. W Białymstoku o taką metamorfozę było dodatkowo trudno, bo jeszcze w poprzednim sezonie budżet klubu obciążało 34 piłkarzy z ważnymi, niekiedy horrendalnymi kontraktami.

I inni poszli po rozum do głowy. Przypadek Legii i jej akademii jest wyjęty spod naszych ligowych reguł, traktowany jako modelowy, więc na niego powoływać się nie będę. Spójrzmy, jak robią to gdzie indziej.

W Widzewie strzela gole 19-letni Mariusz Rybicki, między obrońcami Ruchu hulał aż miło 17-letni Mariusz Stępiński. Trener Podbeskidzia wynalazł na Wisłę (eksperyment zdał egzamin, choćby dlatego, że było 1:1) 23-letniego Kamila Adamka, którego wypatrzył w piątoligowym Drzewiarzu Jasienica. W Ruchu zawodzący starzy powoli idą w odstawkę, więc wybiegł w jedenastce 21-letni Filip Starzyński, a w obronie Polonii regularnie gra 20-latek Adam Pazio (zawalił trochę przy pierwszym golu dla Lecha).

Można? Można.

* * *

Kilka dni przed meczem Jagiellonia - Górnik spotkałem na stadionie warszawskiej Agrykoli międzynarodowego sędziego Marcina Borskiego. Na lekkoatletycznej bieżni zarzucił sobie interwały, które stosowane systematycznie mają podtrzymać jego formę. Pełna "profeska" jednym słowem, co w tej grupie zawodowej normą nie jest. Arbiter z Warszawy tłumaczył mi, jak ważny w pracy sędziego jest trening, dieta, właściwie wszystko, co pomaga później podejmować właściwie decyzje.

Cóż, ostre zajęcia biegowe nie pomogły. Borski był jednym z najbardziej krytykowanych sędziów 2. kolejki. Zwłaszcza za czerwoną kartkę, którą pochopnie (zdaniem Zbigniewa Przesmyckiego, szefa sędziów, słusznie) pokazał Krzysztofowi Mączyńskiemu z Górnika.

Siedzący w telewizyjnych studiach eksperci - m.in. Tomasz Łapiński i Kazimierz Węgrzyn - stwierdzili wprost, że to arbiter, który absolutnie nie czuje gry. Jeden z trenerów, którego spotkałem w Warszawie, powiedział jeszcze coś: "Nie dość, że nie czuje gry, to jeszcze narcyz".

Ostro, panowie, ale ja Borskiego biorę w obronę - patrząc, jak zasuwa na treningach, sądzę, że w następnych meczach na pewno się zrehabilituje. A jeśli nie da rady, wystartujemy razem w Maratonie Warszawskim.

Więcej o:
Copyright © Agora SA