Gmoch: Jak przyjdzie 5 tys. kibiców to będzie sukces

Meczu z Polską greccy kibice nie potraktują śmiertelnie poważnie. Stadion Olympiakosu mieści 32 tys. kibiców, ale jak przyjdzie 5 tys., to moim zdaniem będzie duży sukces - mówi Jacek Gmoch, były trener reprezentacji Polski oraz Panathinaikosu, AEK-u i Olympiakosu. Spotkanie Grecja - Polska we wtorek o 20:30. Transmisja telewizyjna w TVP1, relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl.

Mówi Jacek Gmoch, były trener reprezentacji Polski:

Meczu z Polską greccy kibice nie potraktują śmiertelnie poważnie. Stadion Olympiakosu mieści 32 tys. kibiców, ale jak przyjdzie 5 tys., to moim zdaniem będzie duży sukces. Na dobrym wyniku bardzo zależy za to przedstawicielom federacji. Zajmują dziesiąte miejsce w rankingu FIFA i chcą je przynajmniej utrzymać, żeby w lipcu być jak najwyżej rozstawionym podczas losowania grup eliminacji do MŚ 2014.

Grecy są w zasięgu Polaków. Mają słabszych dwóch środkowych pomocników - Karagounis i Katsouranis to "staruszki", jeszcze z epoki Otto Rehhagela. Są wolni, nie bardzo chce im się harować, więc można spróbować zaatakować Greków środkiem. Podejrzewam, że oddadzą nam inicjatywę i będą czekać na swoją szansę. Nie lubią i nie bardzo potrafią rozgrywać atak pozycyjny. Wygrana z nimi na pewno zbudowałaby atmosferę w polskiej drużynie, bo ostatni mecz na Litwie trochę zburzył dobre samopoczucie. W lutym kadra Smudy pokonała Norwegię, lidera grupy H, teraz ma szansę wygrać z innymi liderem eliminacji.

Portugalczyk Fernando Santos, który od lipca ubiegłego roku prowadzi kadrę, kontynuuje myśl szkoleniową Rehhagela. Ustawia drużynę 4-2-3-1, czyli nie odkrywa niczego wielkiego. W przeciwieństwie do poprzednika zrezygnował z wystawiania trzech środkowych obrońców, ale reprezentacja Grecji wciąż ma tę samą mentalność co za Rehhagela. Liczy się przede wszystkim solidna defensywa i szybki kontratak. Bardzo groźni są również przy stałych fragmentach, które zawsze były ich silną stroną. W piątek właśnie po wolnym i zamieszaniu w polu karnym strzelili zwycięskiego gola Maltańczykom. Kończyła się ostatnia, czwarta minuta doliczonego czasu i, jak ja to mówię, w ostatniej chwili uciekli grabarzowi spod łopaty. Dzięki tej wygranej i porażce Chorwatów w Gruzji awansowali na pierwsze miejsce w grupie F.

Jestem niemile widziany, żeby nie powiedzieć zbędny - mówi Michał Żewłakow ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.