Krzynówek: Na razie przegrywam mecz z kontuzjowanym kolanem

PRZEGLĄD PRASY. - Toczę walkę o powrót na boisko. Można powiedzieć, że gram mecz z kontuzjowanym kolanem. Niestety na razie przegrywam - mówi w rozmowie z ?Przeglądem Sportowym? Jacek Krzynówek, wybitny reprezentant Polski (96 występów w kadrze).

Krzynówek nie ma klubu od czerwca, kiedy wygasła jego umowa z Hannoverem. W piłkę nie gra jednak jeszcze dłużej. W 2010 roku z powodu kontuzji na boisku nie pojawił się ani razu. Czas mija, ale ze zdrowiem piłkarza wcale nie jest lepiej. Piłkarz przechodzi obecnie rehabilitację w Kolonii, ale graniu na najwyższym poziomie może zapomnieć.

- Gdy za dużo biegam, zbierają mi się płyny w kolanie, a jak za mało, to z kolei ubywa masy mięśniowej i kolano jest niestabilne - mówi.

Jego szanse na powrót na murawę są na razie małe. Według byłego lekarza kadry - Jacka Jaroszewskiego, zawodnik mógłby z takim urazem występować na poziomie polskiej ligi. Krzynówek jest jednak ostrożny. - Zgadza się, ale potem mógłbym też chodzić o kulach. Powiem tyle, że piłka nie jest najważniejsza w życiu - powiedział piłkarz, który od razu przywołał przykład tragicznie zmarłego klubowego kolegi Roberta Enke. Borykający się z depresją bramkarz Hannoveru w listopadzie ubiegłego roku popełnił samobójstwo.

- To był fajny facet, żartował z nami, gadał, wszystko było świetnie. A któregoś dnia rzucił się pod pociąg. Potem mówiono nam: "Pamiętajcie , dzielcie się swoimi problemami, piła nożna nie jest najważniejsza" I mieli rację. Wie pan, że od 10 miesięcy nie grałem w piłkę? Nawet jej nie kopnąłem. I w ogóle mi tego nie brakuje. Na początku trudno było ze mną wytrzymać, moja żona to potwierdzi. Byłem nieznośny, nie umiałem znaleźć sobie miejsca. Nie chciałem nawet oglądać piłki w telewizji. Może to efekt tej końcówki, nieudanego zakończenia w klubie? Tej parodii, którą odstawiliśmy w reprezentacji narodowej. Zresztą przez tą kontuzję przestało mnie to wszystko cieszyć. Mogę podziękować za to jednemu trenerowi - zdradza Krzynówek, mając na myśli Felixa Magatha, z którym pracował w Wolfsburgu. Ostry reżim treningowy jaki swoim zawodnikom aplikuje Niemiec nie pomagały Polakowi w wyleczeniu kolana, z którym tak naprawdę zmagał się od bardzo dawna. Najgorzej było podczas okresów przygotowawczych.

- U niektórych szkoleniowców trenuje się wtedy po trzy razy dziennie. Kolano było w opłakanym stanie. Zdarzało się, że nie byłem w stanie wstać z łóżka - mówi.

Jego licznik występów w kadrze zatrzymał się na 96 występach. Piłkarz nie ma pretensji, że nie miał oficjalnego pożegnania - Liczyłem się z tym, że tak zostanę potraktowany. U nas nic się nie zmienia. Ale nie mam żalu, kwiatów nie chcę. Szkoda tylko, że nie potrafią okazać nam jakiegoś szacunku, mi czy innym chłopakom. Można było zadzwonić i powiedzieć: "fajnie było, Jacek dziękujemy za wszystko, teraz nadszedł czas młodych, nowy trener cię nie widzi."

Klub wybitnego reprezentanta. Michał Żewłakow dogonił Latę ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.