Ariel Borysiuk. Ludovic Obraniak. Eugen Polanski. Tak wyglądał środek pomocy reprezentacji Polski, gdy ostatni raz nie grał w meczu o punkty Grzegorz Krychowiak. Obrazek jak z reprezentacyjnej ery futbolu łupanego. A zdarzyło się w Podgoricy, 4,5 roku temu. Krychowiak był wtedy w Czarnogórze, ale nie wszedł nawet jako rezerwowy. Dopiero walczył o miejsce w składzie u Waldemara Fornalika, na zgrupowania przyjeżdżał jeszcze jako mocno onieśmielony piłkarz Reims, beniaminka Ligue 1. Szukał swojego miejsca w kadrze, na boisku i poza nim. Ale już w następnym meczu eliminacyjnym, z Mołdawią, zagrał jako rezerwowy, a potem krok po kroku zdobywał coraz mocniejszą pozycję. Aż w końcu stał się niezbędny.
Adam Nawałka nie dał mu w meczach o punkty nawet minuty wolnego. Krychowiak był środkiem ciężkości tej drużyny, jednym z kapitanów reprezentacji, nawet jeśli opaska cały czas była na ramieniu Roberta Lewandowskiego. A w ostatnim meczu towarzyskim we Wrocławiu, gdy Lewandowskiego nie było, opaskę miał właśnie Krychowiak. On dawał tej drużynie w eliminacjach i w Euro swoją pewność siebie, pozytywną bezczelność, wzmocnioną sukcesami w Sevilli. A jeśli bywały z nim jakieś problemy, to polegały na tym, że czasem starał się na boisku robić za dużo. Przez to na początku zgrzytała jego współpraca z Piotrem Zielińskim. Ale to zawsze do Krychowiaka dobierano innych piłkarzy ze środka pola, a nie odwrotnie.
Podobnie było zresztą w Sevilli, Polak miał tam na boisku zadania skrojone na swoją miarę. W PSG trafił w inny gorset, męczy się tam, próbując się w biegu dopasować do innej gry. Uzbierał przez niespełna trzy miesiące 2017 roku tyle samo kontuzji ile meczów w podstawowym składzie (już na początku roku leczył przeciążeniowy uraz kolana), to już spirala problemów. Ale to wcale nie musiało się aż tak mocno odbić na grze kadry. Tutaj czekały na niego zadania które świetnie zna, w których się czuje mocny. Była szansa, żeby kadra dała mu pozytywne doładowanie, tak jak to bywało w przypadku choćby Kamila Grosickiego.
Nie udało się. Przed kolejną wyprawą kadry do Podgoricy czeka sztab Nawałki taktyczny eksperyment. Sztab medyczny robił co mógł, żeby do niego nie doszło. Żebro Krychowiaka było oklejane specjalnymi taśmami, żeby odciągnąć od siebie kości w miejscu złamania i zmniejszyć ból podczas ruchu. Lekarze próbowali też stabilizować klatkę piersiową robili zastrzyki znieczulające. Ale pomocnik PSG nadal nie mógł trenować na pełnych obrotach. We wtorek zapadła decyzja, że dalsze próby nie mają już sensu. Lepiej dać Krychowiakowi odpocząć, a wystawić piłkarza w pełni zdrowego. Była w poprzednich eliminacjach taka sytuacja, gdy jeden z pomocników nie zdradził sztabowi, że ma drobną kontuzję, tak mu zależało na grze. Ale rywale od razu trafili w słaby punkt i zaczęły się problemy.
- Słyszeliśmy czasem: kadra ma problem, bo kontuzje, bo kartki. Ale dla nas słowo problem nie istnieje, są tylko wyzwania. Dla nas to przyjemność, trochę pogłówkować - mówił Adam Nawałka, gdy po awansie do Euro podsumowywał poprzednie eliminacje. Różne już łamigłówki sztab rozwiązywał, np. przed wyjazdem do Irlandii, gdzie trzeba było grać bez Kamila Grosickiego i Łukasza Piszczka. A w obecnych eliminacjach - przed Armenią i Rumunią, gdy wypadł niezastąpiony wcześniej Arkadiusz Milik. Ale obecna łamigłówka jest mimo wszystko wyjątkowa. Pierwszy raz nie zagra o punkty Krychowiak. Pierwszy raz może się tak zdarzyć, że Milik będzie w kadrze, a nie będzie w eliminacjach w podstawowym składzie.
To wszystko podpowiada raczej wariant 4-5-1, a nie grę dwoma napastnikami. Po pierwsze dlatego, że po jesiennych meczach eliminacyjnych zostało wrażenie, iż Łukasz Teodorczyk znakomicie się sprawdza wchodząc z ławki (Rumunia), ale gorzej gdy zaczyna w podstawowym składzie (Armenia). A po drugie, pod nieobecność Krychowiaka rozsądniejsze wydaje się wystawienie trzech, a nie dwóch piłkarzy w środku pomocy. Karola Linetty'ego i Piotra Zielińskiego, którzy grali w ostatnim meczu o punkty w Bukareszcie. I Krzysztofa Mączyńskiego, czyli bardzo cichego bohatera poprzednich eliminacji. Często kwestionowany, wysłuchujący, że powołania dostaje po znajomości z Górnika Zabrze, Mączyński pokazał wówczas, że radzi sobie zawsze, gdy kadra potrzebuje bezpiecznika: piłkarza będącego w ciągłym ruchu, dobrze oceniającego ryzyko.
To Mączyński wydaje się być najlogiczniejszym kandydatem do zastąpienia Krychowiaka. Oczywiście przy nieco innym podziale zadań w pomocy, ale jednak kandydatem logiczniejszym niż np. Jacek Góralski, czy Damian Dąbrowski. Sztab kadry jest podczas obecnego zgrupowania bardziej niż zwykle wyczulony na wszelkie przecieki co do składu (skład na towarzyski mecz ze Słowenią we Wrocławiu wyciekł podejrzanie wcześnie). Ale jednak pod nieobecność Krychowiaka wiele przygotowanych na Czarnogórę wariantów przestało być aktualnych.
Ta nieobecność oznacza też, że Karola Linetty'ego i Piotra Zielińskiego czeka w Podgoricy próba, jakiej w tak ważnym meczu jeszcze nie przechodzili: nie będą mieli obok siebie szefa, nie będzie się na kogo oglądać, nie będzie w pomocy piłkarza, który w naturalny sposób narzuci swój autorytet. Jest ich w pomocy trzech, równych sobie. To z jednej strony ryzyko, a z drugiej szansa, że któryś z młodych pomocników doskoczy do nowej roli. I z ograniczenia dostępnych wariantów urodzi się nowy wariant. I to może być równie cenne jak trzy punkty. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że klubowe problemy Krychowiaka niekoniecznie muszą się rozwiązać do kolejnego kluczowego meczu: czerwcowego z Rumunią w Warszawie.