Karol Linetty: Przede wszystkim byłem zaskoczony, bo przeczytałem o niej na Sport.pl. Oficjalnie trener Nawałka poinformował nas o wszystkim podczas obiadu. Był też Grzesiek, który się z nami pożegnał i życzył nam powodzenia. Szkoda go strasznie.
Bardzo istotny, bo Grzesiek to jedna z najważniejszych osób w tej drużynie. Ale jego absencja otwiera szanse przed kolejnymi piłkarzami. Po to selekcjoner powołuje kilku zawodników na jedną pozycję, aby w trudnym momencie, jak ten, móc rotować składem. Na pierwszym miejscu zawsze jest drużyna, więc nawet bez Krychowiaka polecimy do Podgoricy po trzy punkty. Innego scenariusza nikt nie bierze pod uwagę.
Wydaje mi się, że takim egzaminem był dla mnie mecz z Irlandią na zakończenie eliminacji mistrzostw Europy. Zagrałem w podstawowym składzie, dałem radę, czyli zdałem. Teraz po prostu muszę wykonać swoje zadania. Jestem na nie gotowy, wierzę w siebie i wiem, że dam radę.
Chciałbym pokazać swoje atuty, więc w trudnych momentach nogi nie schowam. Ale we Włoszech rozwinąłem się także w ofensywie, mam więc nadzieję, że kilka fajnych piłek zagram także do przodu.
Gorąco było już w Bukareszcie, chociaż pewnie w niedzielę tych petard poleci więcej. Ale myślę, że jeśli w Podgoricy strzelimy szybko bramkę i będziemy grać swoją grę, to uciszymy trybuny. Mamy schematy, umiemy grać z kontry, po prostu mamy moc!
Ten mecz możemy wygrać właśnie głową. Jeśli nie puszczą nam nerwy i nie wdamy się w głupie przepychanki, to pokażemy piłkarską wyższość. Plan na niedzielę to veni, vidi, vici!