Sławomir Peszko dla Sport.pl: Napisałem SMS-a do Boruca: "Artur bez ciebie będzie smutno". A on do mnie: "Nie martw się, wpadnę w odwiedziny" [ROZMOWA]

Artur Boruc po 64. meczach w reprezentacji Polski zrezygnował z dalszych występów z orzełkiem na piersi. Tą decyzją zaskoczył nawet najbliższych kolegów z kadry. Sławomir Peszko w rozmowie ze Sport.pl podkreśla, że doświadczony bramkarz mimo że nie grał, to na zgrupowaniach ciągle był ważnym punktem zespołu. - To krzyknął w szatni, to z kimś zażartował. Jak wchodził w sparingach na te połówki, to było widać, że to stary, dobry Artur - mówi Peszko.

Kacper Sosnowski: Pamięta pan swoje pierwsze spotkanie z Arturem Borucem w reprezentacji, bo jeśli chodzi o same mecze trochę się mijaliście.

Sławomir Peszko: Chyba spotkaliśmy się na początku mojej przygody z kadrą. Nie od razu się zżyliśmy, bo ja byłem młody, Artur doświadczony. Podchodziłem do niego z dużym respektem.

Wtedy był gwiazdą.

- Przyjeżdżał na kadrę i zawsze był pewny siebie, to sporo dawało drużynie. Na boisku wiedziałeś, że masz za sobą kogoś, kto daje radę, jest pewnym punktem.

To były jego złote lata w kadrze, nawet po nieudanych dla nas MŚ w 2006 czy ME w 2008

- Każdy pamięta jak bronił na Mistrzostwach Świata. W meczu z Niemcami wyłapał naprawdę dużo piłek. W eliminacjach do tego mundialu też spisywał się znakomicie. Potem nie było gorzej, także w klubach - w Fioretninie przecież wygryzł ze składu Sebastiana Frey'a.

Leo Beenhakker przypominał piłkarską zasadę, że w drużynie zawsze jest dwóch szalonych - bramkarz i lewoskrzydłowy. Boruc rzeczywiście był oryginalny...

- Tak, szalony na boisku i poza nim. To jest charyzmatyczny facet, ale golkiper musi taki być. Czasami może nawet był kontrowersyjny. Nie unikał różnych wpadek, ale poziom zawsze trzymał. Zawsze można było na niego liczyć. Przyjeżdżał na kadrę i nie gwiazdorzył. Wręcz przeciwnie, wprowadzał nowych zawodników. Jak ktoś pojawiał się po dobrych meczach ligowych i był mocno do przodu, to zawsze go tonował. Mówił, by skupił się na pracy, itd. Nawet do tej pory, do ostatnich meczów eliminacji MŚ, kiedy przemowy motywacyjne rozpoczynał Robert Lewandowski, to zawsze mocnym okrzykiem kończył ją Boruc.

Na polskim Euro go nie było - wyleciał z kadry po aferze samolotowej z winem w tle i obrażeniu Franciszka Smudy.

- Cały czas miał taki sam styl bycia. Z Adamem Nawałką współpracował jednak trzy lata i jakoś nie było problemów, cały czas był powoływany. Nikt nie jest świętym. Aniołków w piłce już chyba nie ma. Wiadomo, że nie można przesadzać i gdzieś jest granica, ale on jej zbyt często nie przekraczał. Dla mnie był sobą, od początku do końca, ja z nim zawsze trzymałem.

Zobacz wideo

W ostatnim czasie o punkty nie grał, występował tylko w spotkaniach towarzyskich - jego rola dla drużyny i tak była duża?

- On zawsze był gotowy do gry. To nie było tak, że tylko jeździł i na kadrze siedział. Cały czas był aktywny, to krzyknął w szatni, to z kimś zażartował. Jak wchodził w sparingach na te połówki, to było widać, że to stary, dobry Artur.

Rok przed Euro 2016 powiedział pan nawet, że to powinien być bramkarz w kadrze numer jeden.

-Tak było. Mimo tego, że moim dobrym kolegą jest też Łukasz Fabiański czy Wojtek Szczęsny, to na tamten moment właśnie tak myślałem o Arturze.

Jego rezygnacja z kadry pana zaskoczyła?

- Tak. Po Euro kilka razy rozmawialiśmy. Pytałem Artura, co będzie po turnieju, jak jego sytuacja, czy ma satysfakcję z przyjazdów na kadrę. Mówił, że jak najbardziej, że zawsze cieszy się z przylotów do Polski, ze spotkań z tymi ludźmi, a przy tym cały czas był gotowy do gry. Nic na tę decyzję nie wskazywało. Nie wiem, może w małym stopniu to, że lekko próbowano go oczernić w mediach. Tak niby na marginesie, ale podłączono go pod tę niedawną aferę alkoholową. Moim zdaniem był niewinny.

Wszystkich was to zdenerwowało?

- Długo rozmawialiśmy o tym, co się wypisywało. Mieliśmy grupę, którą notabene też założył Boruc - taką, gdzie wrzucaliśmy nasze komentarze, śmieszne zdjęcia, filmy, wspomnienia z Euro. Ale też dyskutowaliśmy tam na poważnie o wszystkich sytuacjach, które są w kadrze.

Z podziękowaniami dla Boruca też licznie ruszyliście w mediach społecznościowych. Odezwał się?

- Wysłałem mu SMS-a, że teraz będzie smutno. Odparł, żebym się nie martwił, że wpadnie w odwiedziny. "To już nie to samo Arczi" - dodałem. Te wszystkie komentarze kadrowiczów pokazały, że odchodzi ktoś dobry.

PZPN uroczyście planuje go pożegnać po wakacjach. Może nawet w meczu o punkty. Jak to powinno wyglądać?

- Wywołanie przy meczu, by tylko odebrał kwiaty, to byłoby chyba za mało. Najlepiej jakby zagrał przy pełnej publiczności, a w trakcie spotkania - powiedzmy po przerwie - zszedł z boiska. Zrobilibyśmy szpaler. Tak mi się marzy. To już jednak sprawa związku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA