Rozmowa z Łukaszem Piszczkiem, prawym obrońcą reprezentacji
ŁUKASZ PISZCZEK: Po meczu z Niemcami (0:0), gdy wiedziałem, że mamy cztery punkty i jesteśmy bardzo blisko awansu. Wcześniej miałem świadomość, że jesteśmy dobrze przygotowani, dobrze działamy jako drużyna. Ale był niepokój, bo porażka w pierwszym spotkaniu mocno skomplikowałaby plany. Po remisie z Niemcami wszystko odeszło na bok. Mistrzostwa dobrze nam wyszły, ale teraz siedzi w nas tylko to, by wciąż się rozwijać.
- Nie. Ale przed kwalifikacjami do mundialu w RPA też słyszałem, że mamy duże szanse. A skończyliśmy na czwartym miejscu w grupie. Może to powinno być to ostrzeżenie - wcale nie będzie łatwo. Czekają nas trudne wyjazdy: Czarnogóra, Kazachstan, który jest z jednej strony najsilniejszą drużyną z szóstego koszyka, a drugiej - wielką niewiadomą. W Armenii kiedyś już przegraliśmy, trener Adam Nawałka był wtedy w sztabie kadry, a ja siedziałem na trybunach. Jesteśmy świadomi bycia w gronie faworytów, zaraz obok Danii i Rumunii. Każdy będzie nas tak postrzegał.
- Pierwszy raz przeżywam coś takiego. Wcześniej jako reprezentacja rozczarowywaliśmy. Euro pokazało, jak duży był głód na dobre wyniki. Widzieliśmy to po powrocie do Polski, gdy wiele osób nam gratulowało.
- Legia właśnie awansowała do Ligi Mistrzów po walkach ze słabszymi rywalami, wygranych 1:0, ale nie po dobrej grze. Słaby styl sprawił, że wielu mówi o rozczarowaniu. Nie możemy tak patrzeć. Najważniejsze jest wygranie grupy i awans na mundial. Podnieśliśmy oczekiwania wysoko, łatwiej będzie nam rozczarować niż zachwycić. Będziemy musieli sobie z tym radzić. Mamy jednak tyle doświadczenia, że damy radę.
- Wychodząc na mecz, w ogóle o niej nie myślę. To najlepsza droga do sukcesu. Zawsze wychodzę na boisko, by wygrać. Czy chodzi o mecz Pucharu Niemiec z trzecioligowcem, czy przeciw Bayernowi.
- To moje marzenie. Jeśli teraz się nie uda, może się nigdy nie udać. W 2018 r. będę miał pewnie ostatnią szansę, by wystąpić w turnieju. Jeśli trener nadal będzie mnie widział w drużynie, wywalczymy awans. Ale do tego daleka droga. Nie chcę składać deklaracji dotyczących przyszłości, wszystko zależy od zdrowia. Nie można zakładać, co będę robił za dwa lata, ale chciałbym grać w reprezentacji tyle, ile będę mógł.
- W 2020 r. mogę pojechać na turniej wyłącznie jako asystent trenera lub analityk. Przeżyłem swoje, mam za sobą historię kontuzji. Celuję w mundial. Jestem starszym zawodnikiem, nie zagram dwóch meczów dzień po dniu. Organizmu nie oszukam, ale dojrzałem też do tego, jak sobie radzić. To może pozwolić mi grać jeszcze kilka lat na najwyższym poziomie.
- Każdemu jest łatwiej, gdy jest w rytmie meczowym. Ale wiem, że kiedy nie gram, muszę poukładać sobie wszystko w głowie. Od pewnego czasu pomaga mi psycholog sportowy. Nie jest łatwo, gdy siedzę na ławce. Ale śmieję się, gdy sugeruje mi się zmianę klubu. Jak ktoś może mi układać karierę i życie, nie będąc na każdym meczu? A jeszcze sugerowano rok temu, że mogę nie pojechać na Euro, gdy w kilku meczach Borussii zagrał Matthias Ginter.
- Przed spotkaniem powiedziałbym, że doszła, a po... To były rzuty karne, loteria, dlatego powiem... Pomidor.