Michał Pazdan: Uczę się od Roberta Lewandowskiego

Adamowi Nawałce nie chodzi o władzę, tylko o organizację. Każdy musi wiedzieć, co robić. Wszystko ma funkcjonować jak należy. Nie, że ?drużyna to ja?, ale by wszyscy podążali w jednym kierunku - mówi Michał Pazdan, obrońca reprezentacji Polski i Legii Warszawa.

Michał Szadkowski, Michał Zachodny: W Górniku Zabrze pracowałeś z Adamem Nawałką dwa i pół roku. Żaden piłkarz reprezentacji nie zna selekcjonera tak długo jak ty. Jak trener się zmieniał?

Michał Pazdan: Wokół reprezentacji jest inna otoczka niż w Górniku. W Zabrzu trener miał wszystko poukładane według swojej myśli, teraz musi delegować obowiązki. Podobna jest jego chęć zwyciężania. Jest świetnie przygotowany i od nas też tego wymaga.

Jeśli chodzi o podejście do treningu, dbanie o szczegóły, organizację zmieniło się niewiele. Nawałka jest wciąż świetnie przygotowany pod kątem analizy naszej gry, przeciwnika, perfekcyjnego organizowania wszystkich elementów treningów. Ale w kadrze pracuje się inaczej. Na treningach możemy tylko przygotować się taktycznie do meczu. Nie ma czasu na przygotowanie fizyczne. Jest luźniej.

Są różnice między pierwszym zgrupowaniem w listopadzie 2013 r. a teraz?

- Wtedy trener chciał przedstawić wizję. Więcej było zapoznawania się ze schematami, organizacją. Było więcej zawodników powołanych, nie bardzo wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Przede wszystkim selekcjoner chciał się odciąć od tego, co było wcześniej, od przegranych eliminacji mundialu w Brazylii. Chciał pokazać, że drużyna musi powstać na nowo. Już na pierwszym zgrupowaniu wyznaczył cel: Euro 2016.

Wskazał metody, taktykę?

- To zgrupowanie było krótkie. W cztery, pięć dni nie mógł przedstawić całej filozofii. Starał się jak najszybciej wprowadzić zawodników. Część chłopaków pierwszy raz się z czymś takim spotykała, a on stopniowo pokazywał, czego od nas chce. Odpaliło wtedy, kiedy musiało - w eliminacjach. Teraz widać, że drużyna wie, jak funkcjonować. Wiemy, co mamy robić. Trzeba doprowadzić do tego, by na boisku się rozumieć bez słów.

Na pierwszym zgrupowaniu Nawałkę znała tylko garstka piłkarzy z Górnika. Inni byli ciekawi selekcjonera, pytali was o niego?

- Wypytywali o trenera i byli troszkę... zdziwieni. Nawałka od początku wymagał tego, by sparing traktować jak mecz eliminacyjny.

A do czego to selekcjoner musiał się dostosować?

- W reprezentacji piłkarze są bardziej świadomi. Powiedzmy wprost: w Górniku gracze byli z innej, niższej półki. Niektórym trzeba było pewne rzeczy powiedzieć kilka razy, by do nich trafić. W kadrze trener ma lepszy materiał i daje dużo więcej swobody niż w Zabrzu. I na boisku, i poza nim. W reprezentacji zawodnicy są bardziej inteligentni piłkarsko, szybciej łapią taktyczne niuanse. Mniej czasu potrzeba do stworzenia drużyny.

Ale też nie było chyba tak, że wszyscy uwierzyli trenerowi po pierwszej odprawie?

- Na pewno. Wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać, ale piłkarze zza granicy byli zdziwieni, że przychodzi trener i od razu ustala twarde zasady. To było widoczne od zaraz. Chodziło o proste rzeczy - punktualność, wykonywanie ćwiczeń na treningach w skupieniu już od rozgrzewki. Trener patrzy nie tylko na zachowanie na boisku, ale też na to, jak piłkarze funkcjonują w grupie. Zwraca dużą uwagę na więź, bez tego drużyna nie zrobi postępu.

Czyli jesteście monitorowani 24 godziny na dobę.

- Najważniejsza jest forma. Ale są zawodnicy, których selekcjoner wybierze, bo przy niewielkiej różnicy w umiejętnościach ważniejsze może okazać się to, jak funkcjonują w drużynie.

Czy wspólnym elementem pracy Nawałki w Górniku i w reprezentacji jest to, jak łatwo wprowadzają się do jego drużyn najmłodsi zawodnicy?

- Nie ma przypadku w tym, kto trafia na zgrupowanie. Oni są sprawdzani. Nikt nie dostał powołania, bo ktoś napisał, że jakiś młody dobrze zagrał. Nie te czasy. Po Bartku Kapustce od razu widać, że nie jest tutaj przez zbieg okoliczności.

Młodym zawodnikom łatwo wchodzi się do drużyny Nawałki?

- Dzięki powołaniu dostają kopa. To bodziec, który ja też pamiętam - napędza do dalszej pracy. Trener wie, że dzięki powołaniu może przyspieszyć rozwój piłkarzy.

Dlaczego Nawałka nigdy nie dostał poważnej szansy w czołowym polskim klubie?

- Niektórzy skupiają się tylko na prowadzeniu zespołu, inni starają się angażować we wszystko. Nawałka nie pozwoliłby sobie na pracę bez zaufanych ludzi. Przed podpisaniem kontraktu w Legii czy w Lechu, musiałoby zostać spełnionych wiele warunków. Bez tego nie podjąłby się wyzwania. Musi być tak, jak on chce. Prezesi mogą się na to nie zgodzić.

Spotkałem Nawałkę pięć lat temu i od razu wiedziałem, że mogę się przy nim rozwinąć. Teraz ma większe doświadczenie, ludzie liczą się z nim. W reprezentacji pokazał, że nie tylko w klubie może być dobrym trenerem. Widać to nie tylko po wynikach.

Które słowo w tej pracy jest kluczowe: władza, kontrola czy organizacja?

- Na pewno nie władza. Organizacja. Każdy musi wiedzieć, co robić. Wszystko ma funkcjonować jak należy. Nie, że "klub to ja", ale by wszyscy podążali w jednym kierunku.

Żadna polska reprezentacja po awansie nie wielki turniej w XXI w., nie zagrała na ME i MŚ tak dobrze, jak w eliminacjach. Dlaczego teraz ma być inaczej?

- Można mówić różne rzeczy, a przyjdzie mecz, dostaniemy przypadkową bramkę i przegramy. Trenerzy mają wszystko przygotowane, wiedzą, jak to będzie wyglądało. Od pół roku to planują. Lepiej przygotowywać się i niczego nie obiecywać.

Z którą drużyną z pierwszego koszyka chciałbyś zagrać na Euro 2016?

- Z gospodarzami. Fajny mecz otwarcia. Na mundialu w 1998 r. widziałem wszystkie spotkania. Zaczynały się o godz. 16 i 21. To było pierwsze mistrzostwa, które oglądałem. Grę Francji też pamiętam. Miałem z jakiegoś czasopisma drabinkę do wypełniania wyników i strzelców, dokładnie z minutami.

Twój ostatni rok przypomina podróż - jakbyś wsiadł do pociągu, który z każdym miesiącem tylko przyspiesza. Zatrzymujesz się tylko, by przepakować walizkę.

- To dla mnie najlepszy rok w karierze. W ubiegłym sześć miesięcy pauzowałem przez kontuzje, dopiero zimą udało mi się przygotować, teraz wszedłem na taki poziom, że mogę grać co trzy dni.

Ten pociąg wciąż pędzi. Po dwóch miesiącach w Legii zostałeś jej kapitanem.

- Dowiedziałem się na odprawie przed meczem z Pogonią. To była decyzja trenera, nie wnikałem, dlaczego ją podjął. To był dodatkowy bodziec, który dał mi siłę i motywację. Jeszcze bardziej przykładam się do tego, co robię. Odpowiedzialność jest większa. Ale to był tylko jeden mecz, bo kapitanami są Ivica Vrdoljak i Kuba Rzeźniczak.

Mam dobrą jesień w Legii, ale zdarzały się mecze, po których miałem do siebie pretensje. Wiosną w Jagiellonii grałem lepiej, co wynikało z większej pewności siebie. W Warszawie staram się grać to, co potrafię, ale ta pewność może być jeszcze większa. Na środku obrony mnóstwo zależy od spokoju i wyrachowania. A w tych elementach zrobiłem spory postęp.

Latem wybrałeś Legię, a nie klub zagraniczny. Czy to nie był ostatni optymalny moment na wyjazd?

- Decyzję podjąłem w cztery dni. Legia jako jedyna złożyła mi konkretną propozycję, bez pośredników i czekania. Wszyscy mnie chcieli w Warszawie, także trener Henning Berg. Dla mnie to ważny rok, chciałem mieć pewność, że będę grał. Uznałem, ze to krok do przodu, bo w występuję w europejskich pucharach.

Zresztą, nie czuję się jakoś specjalnie wyeksploatowany. Piłkarze na mojej pozycji mogą wyjechać nawet po trzydziestce. Dopiero teraz czuję, że mój organizm wchodzi na najwyższy poziom - mogę grać co trzy dni, a i tak odpowiednio się regeneruję. Pamiętajcie, że jesienią gram bez okresu przygotowawczego. Nie czuję się perfekcyjnie, może nie utrzymam wysokiej formy w każdym meczu, ale generalnie mam spore rezerwy. Do sufitu jest jeszcze kawałek drogi. Widzę to po meczach z lepszymi zespołami. Tam trzeba grać bardziej inteligentnie i bardzo mi to odpowiada. Rywale szukają różnych rozwiązań, muszę cały czas myśleć. Dzięki temu się rozwijam.

Nie chodzi zresztą tylko o mecze, ale też o treningi. Dużo uczę się ćwicząc z Robertem Lewandowskim i Arkiem Milikiem.

Trudno wyobrazić sobie obrońców, którzy lubią walczyć z Lewandowskim.

- A ja chciałbym zagrać przeciwko niemu. Widać, że on gra z głową. Widzę, jak wiele myśli na boisku. Na tym poziomie od tego zależy najwięcej. Nie wystarczy po prostu pójść na krótki słupek przy dośrodkowaniu. On analizuje cały czas: rywali i swój zespół. Wie, na kogo może liczyć i gdzie spadnie piłka. A pod względem fizycznym ma niesamowitą moc.

Właśnie dlatego wydaje się nam, że dla defensora rywalizacja z nim to katorga.

- Ale dzięki temu można się czegoś nauczyć. Uczę się cały czas, moja gra zmieniła się w ostatnich dwóch latach. Trener Jagiellonii Michał Probierz dał mi do zrozumienia, że nie zawsze najlepszym wyjściem są interwencje, czasami ważne jest też ustawianie się. Pomogło mi doświadczenie. Dzięki temu mniej się męczę na boisku. Czasem zdarzy się błąd, ale nie przeżywam go trzy dni, jak kiedyś. Zachowuję koncentrację, jestem cały czas w grze nawet, gdy piłka jest ode mnie daleko. Żeby przy stracie być tak ustawionym, by nie biec dużo, ale jednym ruchem - przestawiając rywala - odebrać piłkę. Nie zawsze to wychodzi, człowiek inaczej reaguje w stresie, ale powielając pewne zachowania łapie się automatyzm. To super odczucie.

W klubie czasami grasz jako stoper, czasami - jako defensywny pomocnik.

- Jak jest potrzeba to mogę zagrać w środku pola. Ale bardziej rozwinę się na obronie. Jako pomocnik już pewnych rzeczy się nie nauczę. Zagram tam, nie ma problemu, ale dobry defensywny pomocnik nie tylko odbiera i wprowadza spokój - musi jeszcze rozgrywać. Na najwyższym poziomie najpewniej czuję się jako stoper. Potrafię skrócić akcję, ustawić się, wyprowadzić piłkę - te rzeczy muszę tylko udoskonalać. Dośrodkowań uczył się nie będę, bardziej analizowania napastnika, ustawiania się w zależności od tego, co robi rywal.

W tym sezonie nie będziesz miał dużo czasu na odpoczynek.

- Grając pół roku co trzy dni człowiek nie jest w stanie utrzymać wysokiej formy. Widzę, jak wielka jest różnica między graniem co trzy dni, a pełnym, tygodniowym mikrocyklem. Takich w tym roku miałem dwa, albo trzy? A jest połowa listopada. Gdy zwichnąłem rękę, mogłem tylko pobiegać. Wcześniej trenowałem tydzień przed Superpucharem Polski, ostatnio po dwóch meczach w kadrze wróciłem do Legii i od razu zacząłem przygotowania do kolejnego spotkania.

Granie co trzy dni to duże obciążenie. Brakuje rodziny, ale wiem, jaki okres przede mną i wszystko temu podporządkowuję. Chcę być w optymalnej formie za pół roku. Wyczekuję przerwy zimowej, by odpocząć mentalnie. Dużo różnych rzeczy wydarzyło się w tym roku, ale mam jeszcze trochę meczów, w których muszę jak najwięcej wygrać z Legią.

Jest początek listopada, pomimo straconego miesiąca i tak rozegrałeś już 22 mecze. Nie boisz się, że w czerwcu nogi nie będą cię niosły?

- Nie. Wiem, że wszystko będzie zależało od stycznia. Jeśli wtedy przygotuję się dobrze, nie będzie problemów.

Nie obawiasz się miesięcznego obozu treningowego w tureckim Belek?

- Jak dobrze się zregeneruję, to będę mógł tam przygotować się na cały rok. Zimą w Jagiellonii miałem ponad 70 treningów. Jadę na nich cały rok. Ten okres jest bardzo ważny. Cały czas czuję, że brakuje mi treningów. Może to dla mnie nowość, bo wcześniej nie grałem co trzy dni i byłem przyzwyczajony do tygodnia zajęć, poprawiania czegoś. Teraz nie da się - tylko mecz, mecz, mecz. A typowego piłkarskiego treningu mi brakuje. Takiego jak tutaj na kadrze.

Zobacz wideo

Najlepsze memy po sparingu Polska - Islandia [ZOBACZ]

Jaka jest najlepsza para środkowych obrońców w kadrze?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.