Franciszek Smuda: - Jestem bardzo dumny z reprezentacji! Cieszy mnie, że jak pojadę za granicę, to będą mówili: "Ale w piłkę teraz gracie!". Każdy się teraz interesuje. To jest dobra propaganda piłki!
- Nie! Nie! Nigdy nie byłem takim typem. Mogę tylko powiedzieć, że gdy prowadziłem kadrę, nie było tylu dobrych piłkarzy co dziś. Weź pan zobacz, ilu doszło zawodników: Krychowiak stał się świetnym piłkarzem. Milik - to samo. Jest Zieliński, pojawił się Kapustka. Teraz jest niezły wybór, przyjemnie pracować z taką ekipą. A ilu zawodników było w 2010, 2011, 2012 roku? Pamięta pan, jakich zawodników musiałem czasem powoływać? Jak jechaliśmy do Chicago na mecz z Ameryką i Ekwadorem, to robiłem selekcję wedle klucza, kto jest zdrowy. Jesteś? To dawaj, jedziesz. Bo lepszych nie było. I pojechał na przykład Pietrasiak.
- Ci, którzy grali 2-3 lata temu, nabrali dużo doświadczenia, stali się silnymi ogniwami. Mówimy o Lewandowskim, ale takiego napastnika jak ten obecny Lewandowski nie ma żadna reprezentacja w Europie. Taki Jodłowiec cztery lata temu i dziś to inny piłkarz. Oni grają teraz dojrzałą, wyrachowaną piłkę. No i nie ma problemu, żeby kogoś w przypadku kontuzji wybrać z ławki, bo można stworzyć dwa niezłe zespoły. Pojawiło się dużo utalentowanych zawodników, bo muszę przyznać, że ci młodzi są bardzo utalentowani. Im piłka nie przeszkadza.
Ja się cieszę, że moja kadencja była początkiem. To wtedy zaczęły się porządki w kadrze. Pamięta pan różne kłótnie z tymi, co ciągnęli alkohol do gardła. To się wszystko wyprostowało. Było trochę dymu, ale ktoś to musiał zacząć.
- Ocenią to dziennikarze. Ja sobie często oglądam mecze mojej kadry, ostatnio spotkanie z Meksykiem z 2011 r. Analizuję obecną kadrę i moją. I takie mam spojrzenie. Oni trochę też musieli przegrać, żeby zebrać doświadczenie. Następne eliminacje, na mundial 2014, też przecież przegrali. Kiedyś zadałem doświadczonemu dziennikarzowi pytanie: Ile meczów mojej kadencji tobie się nie podobało? Na wstępie podpowiedziałem mu wyjazdowy mecz z Litwą na boisku, które przypominało piaskownicę. I on nie był w stanie wymienić pięciu.
- Niektórzy z nich może nie są dziś w odpowiedniej formie, ale nie wolno z nikogo rezygnować, bo są różne momenty. Ja uważam, że w tamtym czasie kadra ich potrzebowała, a i dziś mogą coś jej dać.
- Tak! Tyle że on wtedy narzekał na kontuzję, przyjeżdżając na zgrupowanie. Dlatego nie wziąłem jego, tylko Marcina Kamińskiego. Co ja będę teraz narzekał i się tłumaczył... Wy, dziennikarze, wiecie najlepiej.
- Właśnie to, żeby nie rezygnował z nikogo. Bo różnie bywa.
- Przed Euro 2012 nie chcieliśmy popełnić błędu i wzięliśmy trenera od przygotowania fizycznego z USA, Barry'ego Solano. I co? Przypomina pan sobie mecz z Rosją? Ostatnie dwadzieścia minut oni oddychali rękawami, a my pruli! Dziś w kadrze jest wciąż Remigiusz Rzepka. Ten sam człowiek, który z Solano decydował o przygotowaniu na Euro. Ma więc doświadczenie.
- Ja nie z tych, którzy szukają pracy. To praca ma szukać mnie. Dzwonią, ale jak mam się na coś godzić, to musi to być klub poukładany.
- Długo to ciągnąłem, bo mi zależało, aby Wisła nie padła. Ale jak się nie dostaje pensji przez osiem miesięcy, to przechodzi przyjemność z pracy. A oni wciąż wymagali mistrzostwa! Najlepiej w takiej sytuacji wyjść, zamknąć drzwi i powiedzieć "do widzenia". Przyszedł prezes Gaszyński z aneksem do umowy, że mam zrobić mistrzostwo albo wicemistrzostwo. A jak nie, to zwolnienie. Nie zgodziłem się. Odpowiedziałem prezesowi: "To nawet w afrykańskiej dżungli tak nie ma!" . Zostałem zwolniony.
Świetna atmosfera w kadrze. Za kulisami, czyli "The best of Łączy nas piłka" [ZOBACZ]