Eliminacje mistrzostw Europy 2016. Jak się wykuwał awans

Gdyby polscy piłkarze potrzebowali cudotwórcy, Adam Nawałka mógłby nie podołać. Ale do awansu na Euro 2016 wystarczył po prostu trener rzetelny

Być może najwięcej o tej reprezentacji mówi to, że poniedziałek był w niej normalnym dniem pracy. Piłkarze rozjechali się do klubów, a sztab kadry analizował niedzielny mecz z Irlandią. I tak dziwne, że zebranie nie odbyło się tak jak zwykle - w niedzielę, od razu po powrocie do hotelu. - Sukces? Jaki sukces? To dopiero początek drogi - mówił Nawałka.

To nie jest jego drużyna. Przynajmniej dla trybun. Za czasów Beenhakkera po stadionach niosło się "Leeeo", Smuda miał "czynić cuda". Nawałkę publiczność fetowała rzadko. To była drużyna Lewandowskiego, bywała Szczęsnego, Fabiańskiego, Milika i Mili. Trochę według wizji Zbigniewa Bońka uważającego, że sukces tylko w 20 proc. zależy od szkoleniowca.

A przecież selekcjoner przejmował kadrę pogrążoną w apatii po nieudanych eliminacjach mundialu w Brazylii. Zastał kilku piłkarzy wypracowujących markę w europejskich klubach, tworzących jednak zespół bez właściwości, wątły w defensywie i niewydolny w ataku. Tę reprezentację trzeba było wymyślić, znaleźć sposób, by zaczęła grać - tylko i aż - na miarę swoich możliwości.

Nawałka uznał, że jej siłą powinny być kontry oraz rzuty wolne i rożne. Piłkarzy ustawił w systemie 4-4-2 czasami przechodzącym w 4-2-3-1, a czasami w 4-3-3. Bez żadnych udziwnień - wybrał elementy, w których piłkarze czują się najlepiej i które mógł na krótkich zgrupowaniach udoskonalać.

Ten pomysł nie musi się podobać, nie ma wątpliwości, że nie stworzył drużyny kompletnej. Atak pozycyjny jak nie istniał, tak nie istnieje, wciąż często to nie Polacy decydują o tym, jak wygląda mecz (tylko w pięciu spotkaniach eliminacji byli częściej przy piłce niż rywale). Selekcjoner woli, by piłkarze dobrze odpowiadali na to, co zaproponuje rywal, i wykorzystywali jego błędy.

Dlatego nie ma wątpliwości, że Polacy mogliby wejść do Euro w lepszym stylu, przecież drżeli o awans do ostatniej chwili. Ale dziś nie ma to znaczenia. Dróg do sukcesu jest mnóstwo, liczy się to, że Nawałka znalazł jedną, nawet jeśli nie jest to droga najlepsza.

Pontonem po awans

Wszystko zaczęło się od meczu z Niemcami. Ale nie tego na Stadionie Narodowym, tylko bezbramkowego sparingu z maja 2014 r. Koszulki reprezentacji założyli wtedy Maciej Wilusz (dziś rezerwowy Lecha), Rafał Wolski (Mechelen) i Marcin Robak (ostatnio kontuzjowany). Brakowało Lewandowskiego i Glika. Joachim Löw wystawił trzecią jedenastkę składającą się z zawodników rywalizujących o miejsce w kadrze na mundial. Nawałka przetestował wtedy taktykę szykowaną na jesienny mecz o punkty (po niewielkich korektach skorzystał z niej w październiku), a piłkarze zobaczyli, że nawet w Niemczech mogą nie stracić gola. W poprzednich eliminacjach nie udało się to nawet w San Marino, teraz powstrzymali ekipę z zawodnikami za dziesiątki milionów euro. Sześciu z tego meczu dwa miesiące później cieszyło się ze złota mundialu.

Reprezentacja budowała się właśnie takim beenhakkerowym "krok po kroku". Miesiąc po remisie z Niemcami Polacy przegrywali z Litwą, ale wygrali 2:1. Pierwszy raz u Nawałki odwrócili losy meczu, mogli poczuć moc w ataku - oddali aż 22 strzały, 11 razy trafili w bramkę. To zgrupowanie było inne niż wszystkie. Treningi lekkie, kadra grała w golfa, poszła do kina, zwiedzała Stocznię Gdańską, kibicowała piłkarzom ręcznym w meczu z Hiszpanią, płynęła pontonami z Gdańska do Juraty, a po meczu poszła na imprezę. Chodziło o zintegrowanie drużyny przed eliminacjami. Robert Lewandowski wspominał, że gdy po wakacjach przyjechał na mecz z Gibraltarem, od razu zobaczył, że w szatni dzieje się dobrze.

Wtedy coś zaiskrzyło, bo nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nawałka mozolnie zdobywał zaufanie piłkarzy. Na początku nie zmieniły się ani wyniki, ani atmosfera wokół zespołu. Trybuny we Wrocławiu zaczęły gwizdać już przed przerwą sparingu ze Słowacją i nie przestały do końca przegranego debiutu selekcjonera 0:2. Później piłkarze zobaczyli, że mimo niepowodzeń trener nie wykonuje gwałtownych ruchów. Że ma pomysł i konsekwentnie się go trzyma. Pierwsze miesiące miały służyć selekcji i seria czterech meczów bez zwycięstwa tego nie zmieniła. Reprezentacja miała grać dwoma napastnikami i mimo 419 minut bez strzelonego gola selekcjoner trwał przy pomyśle, bo uważał, że Lewandowski potrzebuje partnera, by trafiać regularnie. I piłkarza, który w kwalifikacjach ostatniego mundialu zdobył tylko trzy bramki (dwie z San Marino z rzutów karnych), przemienił w króla strzelców eliminacji Euro 2016, który zasłużył się przy 17 golach (13 bramek, cztery asysty). Grosicki powie później, że u Nawałki najbardziej podoba mu się konsekwencja, to, że "nie zmienia pomysłu co mecz, nie ładuje nagle do jedenastki sześciu obrońców, nie wprowadza chaosu".

Kadry plan Z

Nawałka świadomie odsunął się w cień. Beenhakker uwodził kibiców w mediach, Smuda wypowiadał się na każdy temat, a obecny selekcjoner od roku nie udziela wywiadów. Odbiera telefony albo oddzwania i chętnie rozmawia, ale prosi, by nie spisywać jego wypowiedzi jako wywiadu. Na dłuższą rozmowę umówi się dopiero "po sukcesie". Podobno to jeden z jego przesądów. Milczał przed zwycięstwem z Niemcami, więc po co zmieniać zwyczaje, które przyniosły szczęście?

Jest tego więcej. Sam widziałem selekcjonera ustalającego z piłkarzami kolejność, w jakiej mają wejść na konferencję prasową. Gdy przed październikowym zgrupowaniem Nawałka zobaczył dziennikarzy siedzących na ławce przed warszawskim hotelem kadry, bardzo się zdziwił i gratulował im odwagi. We wrześniu autobus kadry przygniótł bowiem siedzącego na tej samej ławeczce człowieka (nic mu się nie stało). To, że autokar z piłkarzami w środku ma zakaz wrzucania wstecznego, jest oczywistością.

Przesądy dziwią tym bardziej, że selekcjoner robi wszystko, by rolę przypadku ograniczyć. Uchodzi za pracoholika i szczególarza planującego wszystko, co można zaplanować - o kończącym eliminacje dwumeczu ze Szkocją i Irlandią myślał tuż po losowaniu. Wiadomo było, że w Glasgow Polska zagra w czwartek, więc na zgrupowaniu czasu zostanie na ledwie jeden trening. W pierwszej połowie ubiegłego roku kadrowicze ćwiczyli zatem dwa razy dziennie, by wypracować schematy, z których mieli korzystać na finiszu kwalifikacji.

Piłkarze szybko poczuli, że zgrupowanie trwa właściwie bez przerwy. W sezonie selekcjoner dzwoni do nich nawet raz na tydzień, a jeśli coś się dzieje - zawodnik zszedł z boiska z urazem - natychmiast do niego jedzie. Artura Jędrzejczyka odwiedził po operacji, by pokazać, że wierzy w obrońcę FK Krasnodar, który zerwał więzadła krzyżowe.

Nie ma zresztą piłkarza, który mógłby narzekać, że selekcjoner go pomija, bo sztab ogląda tyle meczów, ile się da, i obowiązkowo wszystkie w ekstraklasie. Nawet jeśli po boisku biega Pogoń i Korona, które od dawna nie dały reprezentacji nikogo. Nawałka i jego współpracownicy patrzą na piłkarzy pewnych miejsca w jedenastce, tych, którzy od dawna nie zasłużyli na powołanie, i potencjalnych debiutantów. Występujących w Polsce i za granicą. Wszystkich.

W czasie tych wyjazdów tworzy się ranking selekcjonera. On istnieje fizycznie, na papierze. 11 pozycji, na każdej kilku piłkarzy. Bywa, że obserwowanych jest nawet stu zawodników. Bywa, bo ranking wciąż się zmienia. Sztab zbiera się po każdej kolejce i nanosi zmiany. Zdarza się, że te zebrania trwają i trzy dni, zaczynają się wcześnie rano, a kończą późną nocą.

Ranking pełni rolę czysto techniczną, ale wprowadza porządek, którego poprzednim reprezentacjom brakowało. Nie ma mowy, by zawodnik pierwszy raz zaproszony na zgrupowanie od razu wskoczył do jedenastki. Musi zasłużyć w sparingach, zrozumieć swoją rolę, poznać styl gry. Tak by na boisku nie wyglądał na ciało obce. Michał Pazdan debiutował w eliminacjach czerwcowym meczem z Gruzją - i to od pierwszej minuty - ale wcześniej wystąpił w czterech sparingach kadry Nawałki. Sławomir Peszko niespodziewanie zagrał w Irlandii, ale przecież selekcjoner sprawdzał go już rok wcześniej. Potem przestał wysyłać powołania, bo 30-letni skrzydłowy przestał grać w klubie.

Problemy u pracodawców nie zawsze jednak dyskwalifikują. Mateusz Klich i Łukasz Szukała zaczęli - odpowiednio - poprzedni i obecny sezon na ławkach, ale we wrześniowych meczach zagrali, bo latem regularnie trenowali i występowali w sparingach. Obaj w klubach na ławce ugrzęźli, Klich do kadry nie wrócił, a Szukała został zdegradowany do rezerwy.

Z rankingu wynikało, że na miejsce w środku pola zasługuje Krzysztof Mączyński. Zawodnik chińskiego Guizhou Renhe, a potem Wisły jeszcze 27. urodziny obchodził najwyżej jako solidny ligowiec, u Nawałki zamienił się w reprezentanta pełną gębą. W eliminacjach zagrał osiem meczów, miał cztery asysty. Pod koniec walki o Euro 2016 nie zasługiwał już na to, by być najbardziej krytykowanym piłkarzem kadry. Więcej: był jednym z najlepszych piłkarzy październikowych meczów z wyspiarzami. Nawałka nie miał zresztą wyjścia, inni środkowi pomocnicy utknęli w klubowych rezerwach (Klich) albo brakowało im zdrowia (Linetty). Każdy inny selekcjoner też musiałby znaleźć swojego Mączyńskiego.

Na zebraniach sztabu powstają także plany B, C, D, a może nawet Z. Na wypadek i kontuzji, i kartek. Na słynny mecz z Niemcami też był plan B. Gdyby mistrzowie świata szybko wyszli na prowadzenie dwoma golami, Polacy mieli oszczędzać siły na Szkocję i wciąż skupiać się na obronie. Chodziło o to, by minimalizować straty, frontalny atak groziłby klęską, która zniszczyłaby wszystko, co udało się stworzyć przez rok.

Czasami plan to za mało

To, co zdarzyło się rok temu na Stadionie Narodowym, można nazwać cudem, ale chyba lepiej napisać, że Nawałka dał szansę na sukces, a drużyna ją wykorzystała. Selekcjoner po losowaniu postawił sobie za cel, by pierwszy raz Niemców pokonać. Gdy piłkarze Löwa bili w półfinale mundialu Brazylię 7:1, chodził po PZPN i opowiadał, że jesienią zdobędzie trzy punkty.

A potem Szczęsny zagrał mecz życia, Niemcy mylili się jak nigdy wcześniej, zwycięstwo dały gole Milika i Mili, czyli niedawnego juniora, który sezon zaczynał w rezerwach Ajaxu, i weterana uchodzącego za zmarnowany talent. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że żaden inny selekcjoner tego duetu by nie wystawił.

Jeszcze przed meczem było wiadomo, że zwycięstwo z mistrzami świata będzie warte więcej niż trzy punkty, potem się okazało, że było warte więcej, niż ktokolwiek się spodziewał. Postawiło innych rywali pod ścianą (teraz oni też musieli zdobyć punkty z drużyną Löwa), poszerzyło margines błędu (remisy ze Szkocją i Irlandią nie były tak bolesne), a nade wszystko pozwoliło umęczonej wieloletnimi porażkami drużynie uwierzyć w siebie.

Gdyby nie ta wygrana byłaby to tylko reprezentacja poprawna. Nieschodząca poniżej pewnego poziomu, ale też niewznosząca się ponad swoje możliwości. Polacy przeżywali trudne chwile z przeciętną Szkocją i Irlandią oraz słabszą od siebie Gruzją, najlepszy mecz skończyli porażką 1:3 z Niemcami. Ale przecież - powtórzmy - właśnie solidności zabrakło do sukcesu w kwalifikacjach mundiali w Brazylii i RPA oraz na Euro 2012. Teraz to ona pozwoliła wyprzedzić Szkocję (straciła punkty w Gruzji) i Irlandię (Szkocji wyszarpała tylko remis).

Selekcjoner stworzył drużynę na własne podobieństwo, pracował solidnie, co nie oznacza, że się nie mylił. W Dublinie pierwszą zmianę przeprowadził dopiero sześć minut przed końcem, ani Mila, ani Kucharczyk nie przerwali nawałnicy Irlandczyków. We Frankfurcie wystawił Milika na prawym skrzydle i obciążył obowiązkami defensywnymi. Gdy się okazało, że użyteczność zawodnika Ajaxu pod własnym polem karnym jest niewielka, gospodarze prowadzili już 2:0.

Najgorszy był jednak styl, w jakim Nawałka zmienił kapitana. Przed marcowym meczem z Irlandią najwięcej mówiło się o piłkarzu, którego na zgrupowaniu nie było. A potem Jakub Błaszczykowski opublikował książkę, w której się żalił, że gdy leczył ciężką kontuzję, selekcjoner zmienił zasady dotyczące opaski, bo na początku miał ją zakładać piłkarz z największą liczbą występów w kadrze. W dodatku po doniesieniach mediów, że Nawałka postawił na Lewandowskiego, trener zapewniał Błaszczykowskiego, że po powrocie piłkarz wciąż będzie kapitanem. Aż w końcu - kilka dni przed wyczekiwanym powrotem na boisko - poinformował go, że opaskę przejmie na stałe napastnik Bayernu.

Teraz teoretycznie sprawy nie ma, piłkarz Fiorentiny znów jest w kadrze, powoli odzyskuje miejsce w pierwszej jedenastce . Według trenera awantura odbywała się tylko w mediach, na drużynę nie miała żadnego wpływu.

Ta sytuacja pokazała jednak, że czasami perfekcyjna organizacja oraz przemyślany plan to za mało. Że z jednej strony selekcjoner musi także zarządzać emocjami, a z drugiej - umieć wytłumaczyć decyzje publicznie.

Pierwszy etap Nawałka zakończył jednak sukcesem. Teraz nie może powtórzyć błędów Engela, Janasa i Beenhakkera, których zespoły na wielkich turniejach nie zbliżyły się do poziomu z eliminacji. Obecnemu selekcjonerowi powinno być łatwiej - przy 24-zespołowym turnieju w 1/8 finału prawdopodobnie zwyciężą ze słabszymi od siebie i zremisują z równymi sobie. Czyli tak naprawdę chodzi o to, by przez najbliższe dziewięć miesięcy niczego nie zepsuć.

TAKO RZECZE NAWAŁKA

Powtarza je na konferencjach, używają ich jego współpracownicy. Selekcjoner mówi o futbolu inaczej niż wszyscy. Ale co tak naprawdę znaczą tak często powtarzane przez niego terminy?

ANTYCYPACJA

Im bliżej było końca eliminacji, tym częściej używana. Gdy drużynę raniły kontuzje i problemy kadrowiczów w klubach, Nawałka mówił: - Czyli co? Rezygnujemy? Nie jedziemy na następny mecz? Przecież jesteśmy gotowi na wszystko. Antycypacja!

A potem tłumaczył, że po to miesiącami testował zawodników i wypracował kilka wariantów gry, by nic go nie zaskoczyło.

AUTOMATYZM

Zrozumienie między zawodnikami. Nawałka na zgrupowaniach zawsze poświęcał jeden trening na ćwiczenie schematów ofensywnych, a drugi - na rzuty rożne i wolne. Tak by drużyna wypracowała sposoby na złamanie rywala, a jej gra nie opierała się improwizacji. I w eliminacjach Euro 2016 polscy piłkarze osiem z 33 goli (24 proc.) strzelili po stałych fragmentach gry.

LOKOMOCJA

Jedno z najczęściej powtarzanych słów. Upraszczając, chodzi o przygotowanie fizyczne i motorykę. Piłkarze muszą mieć siłę, by biegać między jednym a drugim polem karnym od pierwszej do ostatniej minuty.

MECZ ENERGETYCZNY

Intensywny, nie tylko pod względem pokonanych kilometrów. Taki, w którym dużo się dzieje, trzeba mieć dużo energii i być bez przerwy skoncentrowanym.

ODBUDOWA

Okrzyk: "odbuduj!" najdonośniej słychać, gdy selekcjoner domaga się od drużyny powrotu do ustawienia defensywnego po stracie piłki.

ORGANIZACJA

Bardzo szeroki termin, w którym mieści się wszystko, czego selekcjoner wymaga od piłkarzy na boisku. Ważne jest utrzymanie odpowiednich odległości między zawodnikami i formacjami. Za powstrzymywanie rywali mają odpowiadać nie tylko obrońcy, defensorzy muszą z kolei wiedzieć, kiedy powinni włączyć się do ataku i stworzyć przewagę liczebną. W tym wszystkim musi być też zachowana - kolejne słowo klucz - równowaga.

RESTYTUCJA

Przyczyna, dla której selekcjoner często zarządzał zbiórkę na zgrupowaniu dopiero na poniedziałkowy wieczór i nie organizował tego dnia treningu. Piłkarze mieli odpocząć i zregenerować się po meczach w klubach.

STRATEGIA

To, jak ma wyglądać mecz. Czasami chodziło o to, by prowadzić grę i dominować (z Gibraltarem czy Gruzją), czasami, by przeszkadzać i umiejętnie kontrować (z Niemcami).

SYTUACJA TABELARYCZNA

Od początku eliminacji była świetna, Polacy wskoczyli na pierwsze miejsce po pierwszej kolejce i spadli z niego dopiero po roku i porażce z Niemcami.

TRENING ALTERNATYWNY

Golf, "loty" w tunelu aerodynamicznym, kino. Wszystko, co konsoliduje zespół, sprawia, że piłkarze się poznają i lepiej rozumieją.

Co pamiętasz z meczu Polska - Irlandia? [QUIZ]

Czy Polska wyjdzie z grupy na Euro 2016?
Więcej o:
Copyright © Agora SA