Polska - Niemcy. Lewandowski: Redukowanie tego meczu do mojego pojedynku z Neuerem to nonsens

- Nie będę kłamał, że to mecz zwyczajny. Gramy z mistrzami świata, wielu to moi koledzy z Borussii i Bayernu - mówi Robert Lewandowski przed meczem eliminacji Euro 2016 z Niemcami. Spotkanie w sobotę o godz. 20.45. Relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl.

ROZMOWA Z ROBERTEM LEWANDOWSKIM, KAPITANEM REPREZENTACJI POLSKI

Dariusz Wołowski: Niemieckie media podgrzewają atmosferę, zapowiadając mecz jako starcie Lewandowskiego z Neuerem. Jak pan to odbiera?

Robert Lewandowski: Wiem, bo udzielałem już wywiadu niemieckiej telewizji, która przepytywała mnie ze wspomnień meczów przeciw Neuerowi. Nie są złe. Pierwszą bramkę w Bundeslidze zdobyłem w spotkaniu z Schalke, którego bramki strzegł wtedy on. Trzy razy pokonałem go, gdy stał między słupkami Bayernu w finale Pucharu Niemiec w 2012 r. W sumie bilans naszych spotkań jest pół na pół. Ale redukowanie sobotniego meczu do pojedynku Neuera z Lewandowskim jest nonsensem. To oczywiste, że nie zdziałam nic bez kolegów. Tak jak Neuer nie zatrzyma nas sam.

Jak zmieniło graczy Bayernu zdobyte w Brazylii mistrzostwo świata?

- Dodało im pewności siebie, to oczywiste. Ale właśnie to można wykorzystać. Jakaś minidekoncentracja lub nadmierny spokój rywali to duża okazja dla nas. Wiadomo, że to wielka drużyna, ale nawet gra mistrza świata nie jest czystą perfekcją, w tym trzeba szukać szans.

Czekają pana boje ze środkowymi obrońcami najwyższej klasy - Boatengiem, obecnym kolegą z Bayernu, i Hummelsem, byłym kumplem z Borussii. Którego łatwiej przepchnąć?

- Żadnego nie jest łatwo. Trzeba szukać sposobów. Walka wręcz z nimi do przyjemnych nie należy. A może trener Nawałka wystawi mnie jako cofniętego napastnika i ktoś inny zajmie się przepychaniem z Boatengiem i Hummelsem? A ja z tego skorzystam.

Dlaczego reprezentacja Polski notorycznie gra poniżej oczekiwań?

- Polska piłka to coś znacznie bardziej złożonego niż 11 ludzi w biało-czerwonych koszulkach. Ktoś kiedyś zawalił u nas szkolenie, nasz futbol jest zacofany, teraz jest skazany na pogoń za czołówką. Kiedy wychodzimy na boisko reprezentować kraj, rzucamy wszystko, co mamy. Zbyt często kończy się na dobrych chęciach. Wiem, że to już teraz idzie w jakimś stopniu na moje konto, jestem kapitanem drużyny, nie mogę i nie mam zamiaru chować się przed odpowiedzialnością. Taki mecz jak ten z Niemcami może dać kopa temu zespołowi. Przełamać wątpliwości, marazm w nas i kibicach. Ale pamiętajmy, że na tym świat się nie kończy. Cztery dni później gramy ze Szkocją. Mecz może mniej prestiżowy, może nie tak elektryzujący kibiców, ale kto wie, czy nie ważniejszy. Bo gdybyśmy pokonali mistrzów świata, a potem przegrali ze Szkocją, to bilans nie byłby OK. To ze Szkotami bijemy się o awans na Euro. Niemcy są zdecydowanym faworytem nie tylko naszej grupy, ale również turnieju finałowego we Francji. Pojadą tam na pewno.

Rozmawiał pan z kolegami z Bayernu o sobotnim meczu? Może mieliście na to czas podczas bawarskiego święta piwa Oktoberfest?

- Kilka razy w szatni Bayernu temat się pojawił. Niemcy żartowali, że remis wezmą w ciemno. Wiadomo jednak, że niczego nam nie podarują, musimy liczyć na swoje siły. Dobry plan, rozsądek, spokój i własne mięśnie. Trzeba będzie dużo biegać. I mądrze. Oby to wystarczyło, bo gwarancji nie ma żadnej. Bądźmy jednak przytomni: my do stracenia w meczu z Niemcami nie mamy nic. Co ugramy, to będzie dobrze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.