Debiut Nawałki: Święty Boże nie pomoże

Zapału, charyzmy oraz dyscypliny wystarczyło nowej reprezentacji i jej trenerowi na kilkanaście minut. Dwa strzały między oczy odebrały piłkarzom i Adamowi Nawałce entuzjazm, a kibicom wyrozumiałość. Znów okazało się, że nie ma znaczenia, kto stoi przy ławce Polaków - braku jakości nie nadrobi się nawet największym poświęceniem.

U Nawałki wszystko ma być inaczej niż u poprzedników. Drużyna, walka, odpowiedzialność, dopracowane do perfekcji schematy, widowiskowość, skuteczność - to chyba najczęściej powtarzane słowa na pierwszym zgrupowaniu, a później podczas przedmeczowych odpraw. Selekcjoner - a przypuszczam, że to jego robota - zadbał nawet o takie szczegóły jak odśpiewanie hymnu, który przed spotkaniem ze Słowacją wybrzmiał z ust kadrowiczów jak wojenna pieśń przed sygnałem do ataku. Śpiewał nawet Robert Lewandowski, który w takich chwilach zwykle milczał.

Przez pół godziny wszystko szło jak należy. Gra Polaków się układała, żywo przypominała sposób gry Górnika, który "siada" na przeciwniku wysokim pressingiem. Jak mawia Nawałka, "jeździli na dupach" i odzyskiwali piłki zwłaszcza ci, z którymi trener kadry zetknął się w Zabrzu - Olkowski i Kosznik. Kilka razy odebrali piłkę, włączyli się do akcji ofensywnych, zdołali nawet dwa razy dośrodkować. Charakterystyczne, że to właśnie ligowcy, którzy znają styl Nawałki lepiej niż piłkarze z lig zagranicznych, odwracali się po zakończonych akcjach w kierunku ławki, szukając aprobaty dla swoich decyzji i zagrań. W realizacji dyscypliny, jaką narzucił nowy selekcjoner, niektórzy (Jędrzejczyk) zapędzili się do tego stopnia, że gnali co tchu na swoje stałe miejsce "odbudować" formację, kiedy drużyna pozostawała w ataku.

Dyscyplinę Polacy prezentowali także podczas stałych fragmentów gry. Czy to Błaszczykowski, czy Mierzejewski przed wykonaniem wolnego pokazywali gestami wariant zagrania piłki, choć w rezultacie nie było z tego większych korzyści, wyglądało to na zagrania zaaranżowanie, a nie improwizowane. Bo tego wymaga nowy selekcjoner.

Wszystko układało się do straty pierwszego gola. Poprzedziły go jeszcze niewielkie pomyłki bocznych obrońców, naprawione przez Boruca. Po golu na 0:2 strategia posypała się dokumentnie. Piłkarze i sam Nawałka nie zareagowali, niestety, na kryzysowe chwile jak Górnik (mecze ze Śląskiem i Wisłą od 0:2 do 3:2). W oczach piłkarzy było więcej obawy, żeby nie powiedzieć paniki, niż determinacji i chęci odrabiania strat.

Gasł i sam Nawałka, już w 43. min zrezygnowany spoglądał bez reakcji w stronę boiska. Choć wciąż stał przy linii, nie był tak żywy, poza wyjątkami (bura dla Brzyskiego), skupił się na zmianach, a nie samej grze i dyrygowaniu zespołem, jak zwykł to czynić w klubie.

Dalej można już wymieniać wszystkie bolączki, które trawiły i drużynę, i poprzednich selekcjonerów - piłkarze z polskiej ligi wyraźnie odstają na międzynarodowym tle, największym problemem pozostaje gra obrony, Lewandowski wciąż nie dostaje należytego wsparcia od reszty, zamiast złości i chęci odrobienia start po straconych golach bierze górę paraliżująca apatia.

Choć euforia związana z wyborem nowego selekcjonera była wielka, kibice gwiżdżą na Polaków jak gwizdali, szyderczo wykrzykują do rywala "jeszcze jeden", a jeśli skandują szczerze, to jedynie nazwisko Boruca lub "Polacy, co wy robicie?".

51. selekcjoner reprezentacji Polski pozostaje kolejnym bez zwycięstwa w debiucie, ale ma wielkie szczęście. Od początku stoi nad nim z rozpostartym parasolem Zbigniew Boniek, a takiego komfortu poprzednicy nie mieli. Dziś, jeśli ktokolwiek odważy się rzucić kamieniem w nowego trenera kadry, szef PZPN pierwszy nadstawi pierś. Poprzednika po takim meczu zmiażdżyłby nie tylko medialny walec, krytyka popłynęłaby strugą także ze strony związkowych działaczy.

Kibiców to jednak nie obchodzi. Dla wielu z nich czar Nawałki prysł już po pierwszym meczu ze Słowacją.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.