Wiemy, ile asyst miał Lewandowski!

Napastnik reprezentacji Polski wzdycha, że dziennikarze liczą mu tylko strzelone gole, a ignorują te, które wypracował kolegom. Dlatego przeanalizowaliśmy wszystkie, które padły w meczach z jego udziałem. Poprawić statystyki Lewandowski będzie mógł w piątek o 20:45 w meczu ze Słowacją. Relacja na żywo na Sport.pl

Wiem, że [bramek] powinno być więcej. Ale też wiem, ile mam asyst, dla mnie są bardzo ważne. A żaden dziennikarz mi nie powie bez sprawdzania, ile mam ich w kadrze. Bo dla was liczą się tylko bramki. Policzcie asysty - mówił Robert Lewandowski w wywiadzie dla Sport.pl.

Zadanie wykonane, panie wicekapitanie (szarża wedle najnowszych nominacji trenera Adama Nawałki).

Lewandowski: Bramki w kadrze? A wiecie ile mam asyst?

Przeanalizowaliśmy skróty wszystkich 58 meczów z udziałem napastnika Borussii Dortmund, by nie polegać na statystykach - sparingowych czasami niedostępnych, w innych przypadkach niekoniecznie wiarygodnych.

Wypatrzyliśmy 10 asyst. 8 klasycznych - podań, po których do siatki trafiali partnerzy. A także dwa faule, dzięki którym partnerzy skutecznie wykonywali rzuty karne. Był jeszcze epizod z towarzyskiej gierki z Węgrami, rozstrzygniętej samobójczym strzałem rywala - Lewandowski krzątał się wówczas obok, bez jego obecności Vilmos Vanczák pewnie nie straciłby głowy, ale asysty tu przyznać nie sposób.

Gdybyśmy chcieli te dane wykorzystać przeciwko napastnikowi, podkreślilibyśmy, że aż 4 z 8 asyst zawdzięcza meczom z San Marino. I dodalibyśmy, że tymże amatorom wbił również aż 4 z 6 goli w spotkaniach o stawkę (pozostałe strzelił Grecji i Czarnogórze). Takie rzeczy lubią mu wypominać kibice, zirytowani jego reprezentacyjną nieskutecznością.

Ale my uważamy, że Lewandowski przyjmuje niewłaściwą linię obrony.

Gdybyśmy przyjęli jego kryterium, zdecydowanie bardziej twórczy od niego w eliminacjach brazylijskiego mundialu okazałby się Paweł Brożek. Wystarczyło mu 55 minut meczu z San Marino, by wypracować gola, a Lewandowski - przypomnijmy - przez 810 minut miał tylko dwie klasyczne asysty.

O przydatności i klasie obu napastników te liczby nie mówią nic. Wartość Lewandowskiego dostrzeżemy, gdy przeniesiemy wzrok z tabelek na boisko, na którym ostatnie miesiące upłynęły mu właściwie na zapasach pod polem karnym, także w trakcie akcji rywali. Pozbawiony wsparcia partnerów, gdy reprezentacja miała piłkę, całą energię wkładał w jej odzyskanie. Bywał pierwszą linią obrony, samotnie biegał między przeciwnikami, by zmusić ich do błędów; cofał się, zabierając ze sobą rywali, by jego koledzy mieli więcej miejsca pod bramką. Na tym polegała różnica między napastnikiem Borussii, a każdym innym próbowanym przez Waldemara Fornalika.

Jürgen Klopp też nie rozlicza Lewandowskiego z asyst. W poprzednim sezonie Bundesligi Polak uzbierał ich 7, mniej niż czterech zawodników Borussii, w tym miesiącami uziemiony kontuzją biodra Łukasz Piszczek. Zresztą trener dortmundczyków mówił niedawno, że najchętniej patrzy na liczbę kilometrów, jaką pokonali w trakcie gry piłkarze. Lubi, gdy umorusani, wycieńczeni zawodnicy wyglądają, jakby nie byli w stanie kopać piłki przez następne cztery tygodnie. A Lewandowski w drużynie stachanowców wyróżnia się pracowitością. Gdy dwa tygodnie temu dał drużynie zwycięstwo nad Arsenalem 2:1, koledzy - stoper Neven Subotić i pomocnik Nuri Sahin - nie chwalili go za gola ani asystę, lecz za tytaniczną pracę włożoną w walkę.

Choć my cenimy go nie tylko za najbardziej rzucające się w oczy statystyki, to oczywiście jak świat światem każdy napastnik będzie przez miażdżącą większość kibiców rozliczany z goli, tego nikomu Lewandowski nie wyperswaduje. Ale też nigdy nie zmierzymy, w jakim stopniu za reprezentacyjną nieskuteczność odpowiada on, a w jakim źle działająca drużyna.

Więcej o:
Copyright © Agora SA