Robert Lewandowski dla Sport.pl: Policzcie moje asysty

- Przed nami sparingi, w których nie wypadniemy rewelacyjnie. Ale stać nas na to, by w eliminacjach Euro 2016 skończyć z przegrywaniem - mówi Sport.pl Robert Lewandowski, napastnik Borussii Dortmund i reprezentacji Polski

Robert Błoński, Paweł Wilkowicz: Często sprawdzasz, co się o tobie mówi i pisze?

Robert Lewandowski: Staram się tego unikać. Nie ma to sensu. Ale pewne informacje do mnie dochodzą.

Również informacje, że byłeś latem bliski rezygnacji z gry w kadrze: wtedy, gdy wybuchła afera wokół reklamy dla sponsora kadry, gdy kibice zaczęli na ciebie gwizdać. To prawda?

- Nie chcę tego komentować. Co było, to było. Nie mam zamiaru do tego wracać.

Ale zdajesz sobie sprawę, że dzielisz kibiców? Że nazwisko Lewandowski rozgrzewa internet do czerwoności - nie zawsze w przyjemny dla ciebie sposób?

- Internet nie jest dla mnie wyznacznikiem czegokolwiek. Liczy się to, czego osobiście doświadczam. A bywam często w Polsce, rozmawiam. I mam inne wrażenia. Im wyżej się wspinasz, tym więcej presji, przywykłem do tego. Również do tego, że czasem wymaga się niemożliwego.

W Borussii sprawiasz wrażenie kompletnie pozbawionego nerwów, nawet podczas zamieszania wokół transferu grasz, jakby nigdy nic. A w kadrze, jak było widać po golu z Czarnogórą, gdy uciszałeś krytyków, to wszystko po tobie tak łatwo nie spływa.

- Chodzi o dwie różne rzeczy. Mnie bardzo drażni przekonanie, powszechne w Polsce, że jak sportowiec przegrywa, to mu się nie chciało. To bez sensu. Czasy, gdy komuś się mogło nie chcieć albo się oszczędzał, minęły. Reprezentacja przegrywała, bo albo byliśmy słabsi, albo brakowało szczęścia. Musimy też dostosować oczekiwania, przestać traktować tę drużynę jako faworyta.

Czego najbardziej brakuje, żebyś miał w ataku komfort jak w Borussii?

- Wątpię, żebym kiedykolwiek miał go w reprezentacji. Tego się nie da odtworzyć. Dla mnie naprawdę nie jest ważne, czy zdobędę dwie czy trzy bramki w kadrze. Ucieszy mnie zwycięstwo nawet bez moich goli.

Zależało ci na tym, żeby być kapitanem drużyny Adama Nawałki?

- Ten temat stał się w Polsce bardzo ważny, a przecież odpowiedzialność za drużynę muszą wziąć też ci, którzy opaski nie mają. W klubie łapię się na tym, że dopiero na boisku sprawdzam, kto jest kapitanem. Kapitan sam nic nie zrobi.

Czego zabrakło kadrze Waldemara Fornalika? Przywództwa, atmosfery, a może po prostu skuteczności?

- Wolałbym skupić się na tym, co działo się na boisku, a tam wszędzie były niedociągnięcia. Bramek za mało, dobrych sytuacji za mało, przy traconych golach cała drużyna popełniała błędy.

Czułeś się jednym z winnych przegranych eliminacji? Analizowałeś zmarnowane sytuacje?

- Klarownych sytuacji do strzelenia gola nie było tak wiele. Kilkanaście meczów, kilkanaście sytuacji. To tak dużo? Też chciałbym wykorzystywać każdą. Ale wiadomo, że tak nie będzie. Stwarzajmy sobie więcej szans. Choć są i takie reprezentacje, które nawet w niesprzyjających okolicznościach wymęczą 1:0. Musimy nabrać nawyku wygrywania.

Zdarza ci się jeszcze płakać po porażkach?

- Płakać już od dawna nie. Ale bywa bardzo niemiło.

Który moment z eliminacji był najbardziej bolesny?

- Już pierwszy mecz zabolał, bo w Podgoricy powinniśmy wygrać. Następny to rewanż z Czarnogórą. Gdyby ta zwycięska bramka w ostatniej minucie została uznana... Może nasza pewność siebie by urosła, może wreszcie nabralibyśmy przekonania, że umiemy wygrywać.

W listopadzie rozegrasz mecze numer 59. i 60. w kadrze, znajdziesz się w Klubie Wybitnego Reprezentanta. Masz 25 lat. Szybko poszło.

- Jestem w kadrze już pięć lat. I opuściłem tylko dwa mecze, w tym sparing. Choćby po tym widać, że na zgrupowania chcę przyjeżdżać zawsze, nieważne, jak się czuję.

Trafiłeś kiepsko: początek u Beenhakkera, ale już schyłkowego, przegrane w Euro 2012 za Smudy, porażki z Fornalikiem. Nie boisz się, że zostaniesz zapamiętany trochę jak Ryan Giggs: piłkarz wybitny, ale jednak niespełniony, bo nigdy nie był z Walią na wielkim turnieju?

- Nie tracę wiary. Jeszcze kilka lat pogram i myślę, że będzie więcej powodów do dumy niż tłumaczenia się. Naprawdę mi się marzy, żeby wreszcie przestać wychodzić do dziennikarzy po porażkach i remisach.

Kadra nigdy nie będzie tak dobra jak klub, ale przecież to nie do końca logiczne, że w Lidze Mistrzów miałeś w pewnym momencie tej jesieni średnio dwa gole w trzech meczach, a w kadrze masz 58 meczów i 18 goli, czyli bramkę zdobywasz rzadziej niż w co trzecim meczu.

- Wiem, że powinno być ich więcej. Ale też wiem, ile mam asyst, dla mnie są bardzo ważne. A żaden z dziennikarzy nie powie mi bez sprawdzania, ile mam asyst w kadrze. Bo dla was liczą się tylko bramki.

To naturalne.

- Czyli asysty nie są ważne? Policzcie je. Co nie zmienia faktu, że powinienem mieć już w kadrze ponad 20 goli. Wtedy byłbym jako tako zadowolony. Mam nadzieję, że teraz to pójdzie z górki. Wiadomo, że gry w kadrze też trzeba się było nauczyć, doświadczenie będzie mi sprzyjać. Gdzieś przeczytałem ostatnio, że Miroslav Klose po trzydziestce strzelił w kadrze 30 goli. Mam nadzieję, że u mnie to się zacznie wcześniej, bo do trzydziestki jeszcze czasu mam sporo.

Awans do Euro 2016 to obowiązek? Turniej został powiększony, będzie w nim grała niemal co druga europejska reprezentacja.

- Poczekajmy na losowanie. Na razie niech to będzie po prostu nasz cel. Dość porażek, tego tłumaczenia się. Stać nas na to, żeby z tym skończyć. Odkreślmy przeszłość. Przed nami kilka sparingów, na pewno nie będziemy w nich wyglądać rewelacyjnie. Ale potem od początku eliminacji musimy wygrywać. Zwłaszcza mecze na styku.

A ja sobie wyznaczyłem zadanie, żeby częściej zdobywać bramki. Bo wiadomo, że ode mnie zawsze będzie się wymagać więcej.

To mogą być trudne, może decydujące miesiące w twojej karierze: nowy trener w kadrze, nowy klub już wkrótce. Nie dopadają cię czasami wątpliwości, czy dobrze robisz, że odchodzisz z Borussii?

- Wręcz przeciwnie. Ale o tym, co nowe, wolę porozmawiać, gdy już się zacznie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.