Stec: Gdzie leży Polska?

Nasza piłkarska reprezentacja na swoje historyczne dno stoczyła się kilka lat temu. I po eliminacjach do MŚ wiemy, że wciąż tam tkwi.

Dokładnej mapy Europy nie wyznaczymy, UEFA ani FIFA nie podaje klasyfikacji eliminacji podsumowującej także osiągnięcia tych, którzy nie awansowali. Ale można spróbować wyrysować jej kontury. Wskazać klasę panującą, zbierających cięgi poddanych, wschodzące lub tymczasowe potęgi.

1. Nietykalni. Hiszpania, Holandia i Niemcy eliminacji zasadniczo nie wygrywają, lecz je odfajkowują. W 30 meczach punkty gubiły czterokrotnie, zawsze remisując. Supermocarstwa wychodzą z kwalifikacji bez zadraśnięć od kilku edycji MŚ i ME - jeśli zsumujemy dorobek z minionych pięciu lat, to okaże się, że poniosły ledwie jedną porażkę w ostatnich 84 próbach o punkty! Tworzą już odrębną kastę uprzywilejowanych, którzy status potwierdzili na poprzednim mundialu, obsadzając całe podium. Co ciekawe, Polacy się z nimi nie zderzają. Od 20 lat. To też nie pomaga.

2. Objawienie oczekiwane, czyli Belgia. Reprezentacja rozpołowiona jak żadna na kontynencie, co słychać nawet w wywiadach - jedni udzielają ich po francusku, inni po niderlandzku. I wywołująca niepokój polityków pragnących rozpadu państwa, bowiem jej zwycięstwa działają integrująco. Nie wiadomo, dlaczego znienacka obrodziła aż tyloma talentami - od bramkarzy Courtoisa i Mignoleta, przez obrońców Kompany'ego i Vertonghena, po ofensywnych Hazarda i Lukaku - ale dla nas pouczające powinno być, że program naprawczy Belgowie zaczęli wdrażać akurat w 2000 r. Tuż po klęsce poniesionej na mistrzostwach Europy, które współorganizowali. Powiedzielibyśmy, "skąd my to znamy", gdyby nie tamten program naprawczy. My swojego nie wdrożyliśmy.

3. Objawienie nieoczekiwane. Islandia na razie wzbiła się tylko na poziom baraży, a tam niezależnie od losowania szanse na mundial będzie miała iluzoryczne. Ale to i tak poziom niebotyczny, zważywszy na to, że dotąd nigdy nigdzie nie awansowała, piłkarzy dobiera z 320 tys. obywateli (ludniejszy jest Lublin), nie stosuje sztucznego wspomagania naturalizacjami, pogoda pozwala grać w jej lidze przez niespełna pół roku. Trenuje Islandczyków Szwed Lars Lagerback, wcześniej wieloletni selekcjoner swoich rodaków, którego kandydaturę na łamach "Gazety" polecaliśmy do rozważenia PZPN u schyłku 2009 roku, gdy działacze przymierzali się do nominacji dla Franciszka Smudy.

4. Solidność jako cnota. Grecja też może być przykładem pouczającym - po rozstaniu z Otto Rehhagelem znalazła właściwego kontynuatora jego myśli (obcokrajowca, choć ze swojej ligi) i stała się drużyną z bardzo wyrazistą tożsamością. Niezdolną do porywania kibiców i pozbawioną choćby jednej rozpoznawanej ponad granicami gwiazdki, lecz znakomicie zorganizowaną w defensywie (jako jedyna w Europie u siebie nie straciła gola!), skupioną na maskowaniu licznych wad piłkarzy, skrupulatną przy planowaniu stałych fragmentów gry, potwornie przykrą dla każdego przeciwnika. W reprezentacji Grecji dwa plus dwa daje pięć. Inaczej niż w polskiej.

5. Solista, czyli Zlatan Ibrahimović , czyli spełnienie snów polskiego kibica, który nie może znieść tego, że Robert Lewandowski nie umie zwyciężać w pojedynkę. Szwedzkiego napastnika otaczają w kadrze piłkarze jeszcze mniejsi niż polskiego, z Ligi Mistrzów przeciętny kibic może kojarzyć co najwyżej Mikaela Lustiga, obrońcę Celticu Glasgow. Zlatan nie potrzebuje być jednak sprawnie obsługiwanym przez innych trybem, maszynerię napędza sam. Należy do najskuteczniejszych i najczęściej asystujących w całych eliminacjach, a w sparingu potrafi rozstrzelać czterema golami Anglię. Szwecja bez niego może nie przegrać, ale i raczej nie wygra. I chyba tylko on może sprawić, że przeżyje baraże.

6. Bilans Polaków wygląda tym nędzniej , że w losowaniu im się poszczęściło. Nie dlatego, że znów dostali najsłabszą na świecie reprezentację San Marino, lecz dzięki wyciągnięciu z najwyższego koszyka Anglii - drużyny neurotycznej, duszonej presją rozhisteryzowanej prasy, wyraźnie ustępującej klasą wymienionym wyżej nietykalnym. Mimo to nasi położyli się na czwartym miejscu w tabeli. I jeśli porównać punktowy dorobek "czwartych" ze wszystkich grup, musielibyśmy ich sklasyfikować na 27.-28. miejscu w Europie. A jeśli rozszerzyć badanie na poprzednie eliminacje mundialu (o Euro 2012 się nie biliśmy), to spadliby do czwartej dziesiątki. Co oznacza, że polska reprezentacja plasuje się w europejskiej hierarchii jeszcze niżej - wyraźnie niżej! - niż polska liga (22. w rankingu UEFA), plądrowana przecież przez bogatsze kluby i werbująca obcokrajowców chóralnie wyklinanych jako nieudacznych.

Fakty czynią zatem jeszcze bardziej absurdalnymi pojękiwania Waldemara Fornalika, jakoby wszyscy żądali od niego gry według standardów niemieckich czy angielskich. Niech na początek reprezentacja, która już u schyłku eliminacji MŚ 2010 obsunęła się na poziom najniższy po wojnie, uniesie się na poziom klubów. Czyli wciąż bardzo niski.

Kiedy UEFA ogłaszała, że mistrzostwa Europy zostaną rozdęte do 24 uczestników, prorokowałem, że Polacy będą grać na nich już zawsze - w końcu będą przyjmować już niemal każdego. Z najnowszych danych wynika, że mogłem się grubo mylić. Nawet jeśli Belgia czy Hiszpania się nie rozpadną i rywali nie przybędzie.

Podyskutuj z autorem na jego blogu "A jednak się kręci"

Więcej o:
Copyright © Agora SA