Ukraina - Polska. Jak wracał święty Boruc

Na starcie eliminacji mundialu trener Fornalik bramkarza wybierał z rezerwowych w klubach, na finiszu wystawi bohatera ligi angielskiej. - Zrobię wszystko, by zatrzymać Ukrainę i Anglię - mówi Artur Boruc. Pierwszy z dwóch meczów ?o wszystko? reprezentacja rozegra w piątek - o 20 w Charkowie. Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl.

- To bramkarz klasy światowej. Ma świetny charakter - zachwycał się w niedzielę John Hartson w BBC. Byłego napastnika reprezentacji Walii moglibyśmy posądzić o kumoterstwo, dzielił przecież z Borucem szatnię Celticu. Ale trudno byłoby na Wyspach znaleźć kogoś, kto jeszcze 33-letniego bramkarza Southampton nie pochwalił.

W tym sezonie puścił tylko dwa gole, pięć razy schodził z boiska niepokonany, a "Święci" sensacyjnie zajmują czwarte miejsce w Premier League. Polak był bohaterem wygranej z Liverpoolem, w którym efektownie odbijał strzały Stevena Gerrarda z rzutów wolnych, w niedzielę ratował drużynę w meczu ze Swansea. Trener Mauricio Pochettino mówił, że zagrał "niesamowicie", pomocnik Adam Lallana twierdził, że "zrobił różnicę", gazety ogłosiły go piłkarzem meczu.

A Boruc wspomniał już, że marzy o powrocie do Ligi Mistrzów. - Może to brzmi dziwacznie, ale uważam, że Southampton na to stać. Nie wydaje mi się, żebyśmy byli gorsi od innych angielskich klubów - mówił.

Wolno mu już powiedzieć wiele, nawet przesadzić, bo wyrasta na najlepszego bramkarza Premier League. To nie przesada. Owszem, Simon Mignolet z Liverpoolu również świetnie zaczął sezon, Petr Czech z Chelsea broni pewnie, a Davida de Geę trudno obwiniać o zapaść Manchesteru United, ale żaden nie przysłużył się drużynie w takim stopniu jak Boruc. To, że we wtorek Polska będzie miała lepszego fachowca między słupkami niż Anglia, nie ulega wątpliwości, bo Joe Hart z Manchesteru City regularnie popełnia błędy.

Teoretycznie sensacji nie ma. Gdybyśmy wybierali najsilniej obsadzoną pozycję polskiej reprezentacji XXI w., bramkarze nie mieliby żadnej konkurencji. Mieliśmy zwycięzców Ligi Mistrzów (Dudek), mistrzów Anglii (Kuszczak), gwiazdy LM (Boruc), piłkarzy silnych klubów lig angielskiej (Szczęsny) i niemieckiej (Matysek).

Rok temu trudno byłoby jednak znaleźć kogoś wierzącego, że Boruc będzie liderem rewelacji sezonu na Wyspach i zasłuży na nominację do nagrody dla najlepszego piłkarza miesiąca Premier League (ostatecznie dostał ją Aaron Ramsey z Arsenalu).

Gdy we wrześniu 2012 r. reprezentacja zaczynała eliminacje mundialu, nie miał pracy. Kiedy miesiąc później szykowała się do szlagieru z Anglią, podpisał roczną umowę z Southampton, od trenera Nigela Adkinsa usłyszał, że przychodzi wzmocnić konkurencję, będzie pełnił funkcję trzeciego bramkarza. Gdy kadrowicze przygotowywali się do listopadowego sparingu z Urugwajem, kariera Polaka na St Mary's Stadium wydawała się skończona. W meczu z Tottenhamem wygwizdany i obrażany przez swoich kibiców Boruc rzucił butelkę z wodą w kierunku trybun. Trener usunął go z drużyny.

Później się okazało, że Southampton nie mogło lepiej wybrać, a Boruc - lepiej trafić.

W styczniu bramkarz wrócił do składu, chwilę później Adkinsa zastąpił Mauricio Pochettino i golkipera nie zmienił. Nie miał powodu. Polak bardzo pomógł zespołowi w walce o utrzymanie. Z Norwich obronił rzut karny w ostatniej minucie i uratował remis. W wygranych meczach z Liverpoolem i Manchesterem City zatrzymał - odpowiednio 5 i 4 strzały. Zasłużył na nowy, dwuletni kontrakt.

Znów pokazał twarz zdobywcy. Sportowca, który startując z dalekiego miejsca, wyprzedza rywali zaczynających z pole position. Osiem lat temu przybywał do Celticu jako zmiennik Davida Marshalla uważanego wówczas za przyszłego lidera bramki reprezentacji Szkocji. Prześcignął go po kilku tygodniach, został ulubieńcem trybun. W derbach z protestanckim Rangers żegnał się przed trybuną kibiców rywali, zwycięstwa świętował w koszulce z wizerunkiem Jana Pawła II. Fani Celticu nazwali go "Holy Goalie". We Fiorentinie drogę do pierwszego składu tarasował mu bardzo w Serie A ceniony Sébastien Frey. Ale gdy Francuz zerwał więzadła w kolanie, Boruc miejsca już nie oddał.

Drogę z nieba do piekła i z powrotem zna doskonale. Im boleśniej upadał, z tym większym przytupem wstawał.

Nie tylko w klubach. Z kadry wylatywał za picie, selekcjonera Franciszka Smudę nazywał "Dyzmą". Na mundialu w 2006 r. i Euro 2008 był jednak najlepszym polskim piłkarzem. A teraz spadł z nieba Fornalikowi. Na początku eliminacji MŚ w Brazylii selekcjoner musiał zaufać rezerwowemu w PSV Przemysławowi Tytoniowi, bo Wojciech Szczęsny doznał kontuzji. Gdy bramkarz Arsenalu wrócił do zdrowia, bronił przeciętnie, wiosną siedział nawet w rezerwie.

I wrócił Boruc. Ten sam, ale inny. Broni jak w złotych czasach, ale przestał gadać jak w złotych czasach. Spokojny, wyważony, w język gryzie się do bólu. Im bardziej banalne słyszy od dziennikarza pytanie, tym banalniej odpowiada.

- Anglicy straszą, że będziesz drugim Tomaszewskim? - usłyszał we wtorek.

- Zawsze chciałem i będę chciał być wyłącznie Arturem Borucem. Mam nadzieję, że zapiszę się w historii polskiej piłki nożnej.

- Ale Artur, Anglicy cię chwalą!

- Ciężko pracuję, żeby w końcu ktoś mnie pochwalił.

- Anglicy strzelają jak w 1973 r., a ty wszystko bronisz. Podoba ci się ten scenariusz?

- Piękny, ale najpierw gramy z Ukrainą.

Starego, charakternego, wyrazistego Boruca kibice usłyszeli tylko po wygranej 5:1 w San Marino. - Wstydzę się, że puściłem bramkę. Przed meczem ostrzegałem, ale się stało. Mieliśmy z nimi kłopoty w kilku sytuacjach. Nie wiem, czy wynikało to z braku koncentracji. Nie jesteśmy słabą drużyną, ale musimy zrozumieć, że nie jesteśmy też tuzami. Nawet San Marino potrafi nam strzelić.

W tym roku właśnie tylko w meczu z San Marino - wiosennym, w Warszawie - nie wyjmował piłki z siatki. Bo w ostatniej minucie wybronił w sytuacji sam na sam. - Nie przeskoczę tego, że w każdym meczu puszczam bramkę, muszę z tym żyć. Nie jesteśmy Bóg wie jaką drużyną - stwierdził.

Nie dodał, że właśnie takie potrzebują pomocy od Bóg wie jakiego bramkarza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.