Reprezentacja. Fornalik: Przegrała drużyna, przegrałem ja

- Wytypowałem najlepszych piłkarzy, zrobiłem to w zgodzie z własnym przekonaniem. Już po fakcie może dokonałbym jednej albo dwóch zmian - mówi Waldemar Fornalik, selekcjoner reprezentacji Polski. Jego kadra przegrała w piątek 1:3 z Ukrainą. We wtorek kolejny mecz el. MŚ 2014 z San Marino. Relacja Z Czuba i na żywo od 20.45 na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.

Więcej o katastrofie z Ukrainą w Magazynie Sport.pl Ekstra ?

Przemysław Iwańczyk: Co pan czuje dwa dni po?

Waldemar Fornalik: Rozczarowanie. Ponieśliśmy porażkę bolesną, bo liczyliśmy, że wygrana będzie dla nas zwrotem w eliminacjach.

Nie martwi pana styl?

- Możemy polemizować, choć zgodzę się, że w drugiej połowie niewiele dobrego można było mówić o naszej grze. Zbyt łatwo straciliśmy gole, to dla mnie najważniejszy powód do refleksji. Ale też zwracam uwagę, jak drużyna zareagowała na ciosy. Podniosła się, strzeliła gola, będę trzymał się tezy, że wyrównanie wisiało w powietrzu. Wtedy dosięgnął nas trzeci cios, po którym już się nie podnieśliśmy.

Ale nie rzuciliście się wściekle na Ukraińców. Zrobili to oni.

- Wszyscy mówią o determinacji, agresji i koncentracji, ale jej naprawdę nie brakowało. Nawet powtarzałem współpracownikom, że tak skupionej drużyny nie widziałem dawno, a znam przecież tych chłopaków nie od dziś. Niestety, feralny początek spowodował taką opinię.

Zbigniew Boniek uważa, że brakowało mu u piłkarzy klasy, szczególnie u liderów. Widział bałagan i brak koncepcji.

- Po przegranym meczu łatwo jest obronić każdą negatywną opinię. Oczywiście można oceniać zawodników, ale prosiłbym, by nie wyrzucać im błędów indywidualnie. Nie przegrał jeden czy drugi, przegrała cała drużyna i Waldemar Fornalik, co podkreślałem także w pomeczowej rozmowie z chłopakami.

Ktoś jednak zawiódł najbardziej.

- Zespół. Straciliśmy trzy gole, strzeliliśmy jednego.

Czuje pan, że popełnił błędy w taktyce lub przy ustalaniu składu?

- Nie patrzę na to w kategoriach błędu. Już po meczu można się zastanawiać, co by było, gdyby zagrał ten lub inny. Ale nie mając tej wiedzy, uważam, że wytypowałem najlepszych piłkarzy. Zrobiłem to w zgodzie z własnym przekonaniem, nikt na te decyzje nie miał wpływu.

Kibice, dziennikarze i eksperci uważają, że kilka decyzji personalnych było nietrafionych.

- Po porażce każdy może wszystko udowodnić. Teraz z łatwością przychodzą takie opinie, bo żaden z wypowiadających się nie podejmował decyzji przed meczem. Zrobiłem to ja.

Wiedząc, jak wyglądał ten mecz, wystawiłby pan Ludovica Obraniaka zamiast Radosława Majewskiego?

- Sprawy Obraniaka nie uważam za kluczową. Gdyby kilku piłkarzy zagrało na poziomie, rozmowa ta miałaby zupełnie inny przebieg. To jest zresztą najważniejszy powód porażki. Gdyby obrona funkcjonowała normalnie, Ukraińcy nie strzeliliby żadnego z trzech goli. One po prostu nie powinny paść, i już.

Oczywiście, można zastanawiać się, co by było, gdyby był Obraniak, a nie Majewski. Tak samo można roztoczyć dyskusję, czy lepszy byłby wariant z Maciejem Rybusem czy Jakubem Koseckim lub Kamilem Grosickim. Oczywiście teraz, już po fakcie, może dokonałbym zmiany albo dwóch, ale takie dyskusje nie mają już sensu.

Wszyscy wiedzą, jak wyglądały ostatnie mecze, jak funkcjonują nasi reprezentanci w klubach i kiedy ogłaszałem skład, mało kto był zdziwiony. Podejrzewam, że gdybyśmy przeprowadzili sondę wśród kibiców, większość moich wyborów pokryłaby się z oczekiwaniami.

Kibice byli tak zdegustowani, że gwizdali już w przerwie.

- Gdyby nie ta trzecia bramka i w kibicach byłaby wiara na drugą połowę.

Jeszcze jeden cytat z szefa PZPN: "Grają bez radości, chęci i entuzjazmu. Wyszło, mówiąc wprost, topornie. Najgorsze jest to, że w trzech ostatnich meczach rozgrywanych serio mam na myśli Urugwaj, Irlandię i Ukrainę, drużyna robi krok w tył".

- Nie chcę komentować tego, co mówi prezes. Ma prawo do oceny meczu, też mam swoją.

Widać, że wsparcie szefa związku dla reprezentacji maleje.

- Do tej pory czułem, że jest duże. To sport, w którym także się przegrywa, a wtedy jasne staje się, że notowania spadają. Z każdym meczem pracujemy na zdanie o nas, także u prezesa.

Rozumiem, że każdy zastanawia się teraz, co można było zrobić lepiej. Stąd te opinie, niekiedy surowe. Ale wyjdziemy z tego mocniejsi, proszę mi wierzyć. Meczem z San Marino zrobimy pierwszy krok, by zamazać ten nieciekawy obraz.

Spodziewał się pan aż takiej krytyki?

- To normalne w zawodzie, w którym pracuję. Nie wyobrażałem sobie, że po porażce wszyscy będą nas chwalić. Biorę pod uwagę krytykę, ale chciałbym, żeby była prawdziwa, a nie podszyta kłamstwem i pomówieniami.

Kogo i co ma pan na myśli?

- Zainteresowani wiedzą.

Giełda nazwisk z kandydatami na pana następcę już działa.

- Po czterech eliminacyjnych meczach, po pierwszej porażce... Ciekawe, prawda? Świadczy to tylko o ludziach, którzy takie scenariusze snują - jak patrzą na piłkę, jak rozumieją jej mechanizmy.

Wierzy pan jeszcze w awans na mundial?

- Mam duszę sportowca, będę wierzył w sukces, do kiedy jest to możliwe.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.