Polskie kobiety, pierogi, wiśniówka. Urugwajscy kibice zachwyceni Polską

Wcześniej się nie znali, choć wszyscy pochodzą z Montevideo. Każde z nich dotarło do Gdańska osobno. Pierwszy raz zobaczyli się na Długim Targu w Gdańsku przed meczem ich Urugwaju z Polską. W jednej z tamtejszych knajpek siedział Liber i nawoływał każdego kibica w koszulce, fladze lub chociaż z szalikiem reprezentacji prowadzonej przez Oscara Tabareza.

Wszystko o meczu Polski z Urugwajem

Liber przyleciał z Londynu, w którym mieszka i pracuje od półtora roku. Od małego kibicował Penarolowi Montevideo i mówi, że do dziś zarywa noce, oglądając spotkania swojego ulubionego zespołu. Na co dzień pracuje jako recepcjonista hotelowy i chodzi na mecze Leyton Orient, ponieważ mieszka niedaleko stadionu tego zespołu. - Za trzy tygodnie chcę wrócić na stałe do Urugwaju, ale zdecydowałem się jeszcze na przyjazd do Polski, ponieważ moja reprezentacja grała z waszą.

Teoretycznie najbliżej do Gdańska miała Mariella, która mieszka w Krakowie i w jednej z tamtejszych szkół językowych uczy hiszpańskiego. Mimo to nie jest specjalnie zadowolona z dojazdu. - Musiałam jechać pociągiem z Krakowa prawie dziesięć godzin, a on wsiadł w samolot na londyńskim lotnisku Stansted i był w Gdańsku po 1,5 godziny - ciężko poznać, czy żartuje, czy mówi z przekąsem.

Żadne z nich nie żałuje jednak tej podróży, podobnie jak studiujący w Stuttgarcie Milton, który do Trójmiasta dotarł autostopem. - Nasz zespół zagrał kapitalny mecz i wynik 3:1 to najniższy wymiar kary dla waszej reprezentacji - zgodnie twierdzą. Cóż mamy powiedzieć, ciężko się nie zgodzić. Oprócz Marielli, która jest w Polsce od pół roku, reszta po raz pierwszy odwiedziła nasz kraj.

- Nie ukrywam, że przyleciałem w poniedziałek specjalnie po to, żeby zobaczyć przyjazd naszej reprezentacji - relacjonuje Liber. - Zrobiłem sobie fotografię z selekcjonerem i kilkoma piłkarzami, w tym Luisem Suarezem czy Diego Lugano. Zdążyłem od tego czasu zobaczyć wiele ciekawych miejsc. Spodobał mi się Sopot, mam zdjęcia przy wejściu do Stoczni Gdańskiej, przy Żurawiu, jednak największe wrażenie zrobiło na mnie Westerplatte. Nie wiedziałem, że to tu zaczęła się II wojna światowa - mówi podekscytowany i pokazuje nam zdjęcia w swoim aparacie.

Na pytanie, jak może porównać Anglię i Polskę, odpowiada, że zdecydowanie stawia na nasz kraj. - U was ludzie znają języki obce, oczywiście w Londynie dogadam się z każdym, ale naprawdę sporo Polaków zna hiszpański. No i wasze kobiety. Ani tam, ani u nas takich nie ma. Aha, no i jeszcze ta wiśniówka - mówi rozentuzjazmowany. Dodaje, że nikt nie przyczepiał się do noszonych przez niego barw Urugwaju, co więcej, jeśli już ktoś go zagadywał, to tylko po to, by życzyć powodzenia lub zrobić sobie wspólne zdjęcie.

Przyznaje, że wielkim plusem naszego kraju są ceny, dużo niższe niż w Anglii. - Ale nie tylko o to chodzi. O pięknych kobietach już wspominałem, tak? - przypomina. - Aha, no i macie jeszcze doskonałe jedzenie. Strasznie smakują mi pierogi, jem je praktycznie od rana do wieczora - cmoka z zachwytem. - Ale bardzo smaczna jest też i wasza kiełbasa, to, co dają w Anglii jako jej odpowiednik, nie wytrzymuje żadnego porównania.

Nasza rozmowa wraca jednak ciągle do piłki. - Ooo, tego znam, to Lewandowski. A ten to Peni Pesi , aaa, już wiem, Perquis - mówi, kiedy pokazujemy mu zdjęcie reprezentacji Polski. Z rozpoznaniem reszty naszych kadrowiczów ma problem, ale nagle wspomina: - Grał u was kiedyś taki czarnoskóry napastnik.

- Olisadebe? - podpowiadamy. - Dokładnie o niego mi chodziło.

Ale to jeszcze nie koniec. Liber zastanawia się chwilę i pyta, czy słyszeliśmy kiedyś o Claudio Milarze i Hernanie Rengifo. Patrzymy na niego, robiąc wielkie oczy, bo oczywiście znamy byłych snajperów Pogoni Szczecin i Lecha Poznań, ale skąd on może ich znać?! Przecież żaden z nich nie zrobił międzynarodowej kariery.

A propos międzynarodowych karier, pytamy, czy ich ulubiony zawodnik to Diego Forlan, z którego nazwiskiem koszulki mają Liber i Camillo, który od dwóch lat mieszka w Sewilli. - Nie, Luis Suarez - odpowiadają zgodnie. Oburza ich sugestia, że w meczach angielskiej Premier League "nurkuje", starając się wymusić na sędziach odgwizdanie rzekomych fauli. - To wymysł brytyjskich brukowców, które się na niego uwzięły - słyszymy w odpowiedzi.

Dla Libera, który zdecydowanie najlepiej z całego towarzystwa zna się na sporcie, imię jednego z nas nie jest niczym nowym. - Marcin? Jak Marcin Gortat, ten świetnie blokujący koszykarz Phoenix Suns, kojarzycie? - pyta. Jego wiedza o polskich sportowcach nas zadziwia, powala jednak na kolana dopiero chwilę później, gdy wymienia nazwisko Sebastiana Janikowskiego, grającego w NFL kopacza Oakland Raiders.

- Było super, ale teraz pora wracać - deklarują zgodnie kibice Urugwaju. Każde z nich ma przecież swoje zajęcia, Milton deklaruje, że do Stuttgartu wróci samolotem. - Na pewno będziemy chcieli jeszcze kiedyś wrócić do Polski, ale koniecznie na dłuższy czas, widzieliśmy tu już wiele dobrego, a do tego jeszcze opowieści Marielli - mówią rozmarzeni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.