Grzegorz Krychowiak debiutował w reprezentacji cztery lata temu, gdy trenerem był Leo Beenhakker, powoływał go także Franciszek Smuda, ale prawdziwą szansę dał mu dopiero Waldemar Fornalik. 22-letni pomocnik jest największym zwycięzcą październikowych meczów. Gra odpowiedzialnie, dokładnie podaje, niełatwo odebrać mu piłkę i jest wszechstronniejszy od wystawianego wcześniej Ariela Borysiuka. W dodatku, mimo niewielkiego doświadczenia, poradził sobie w teoretycznie najgorętszym meczu eliminacji. W środku pomocy reprezentacji może stać przez lata, ale jeśli utrzyma formę z początku sezonu, szybko przestanie przyjeżdżać na zgrupowania jako piłkarz Reims, bo przejdzie do lepszego klubu.
We wrześniowym meczu z Ukrainą - wówczas uważaną za drugą najsilniejszą drużynę w grupie H - Anglicy największe zagrożenie stwarzali po dalekich przerzutach ze środka boiska Gerrarda, Lamparda i Cleverleya. Polacy taką grę im uniemożliwili. Obraniak i Lewandowski pilnowali pomocników, gdy ci byli na swojej połowie, potem zajmowali się nimi Polanski i Krychowiak. Szybko stało się jasne, że goście gola mogą strzelić tylko po stałym fragmencie gry. Trudno znaleźć lepszy pomysł na grę z Anglikami.
Fornalik obiecywał, że - w przeciwieństwie do poprzednika - będzie pracował nad rozgrywaniem rzutów wolnych oraz rożnych i słowa dotrzymał. Z pięciu goli w jesiennych meczach eliminacji mundialu, dwa Polacy strzelili po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów. Z Czarnogórą trafiał Adrian Mierzejewski, w czwartek - Kamil Glik. Nie ma znaczenia, że na Narodowym pomylił się bramkarz gości Joe Hart, który niepotrzebnie wyszedł z bramki. Za poprzedniego selekcjonera szczytem marzeń polskiego piłkarza wrzucającego piłkę z rogu, było dokopnięcie jej do pola karnego. Dziś biało-czerwoni potrafią je już wykonywać. W dodatku, dopiero zaczęli je ćwiczyć.
- Pracujemy nad obroną strefową przy stałych fragmentach gry - ogłosił kilka dni temu Fornalik. Dla reprezentacji to rewolucja, u Smudy piłkarze po dośrodkowaniach z rzutów wolnych i rożnych kryli rywali indywidualnie. Dyskusja o przewadze jednego systemu nad drugim jest niemal tak stara jak futbol, niewiele różni się od debaty o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. W obronie strefowej piłkarze odpowiadają za fragment pola karnego, jeśli trener zdecyduje się na krycie indywidualne - za konkretnego piłkarza. Przeciwnicy obrony strefowej (w Anglii ich nie brakuje) argumentują, że w historii futbolu nie zdarzyło się, by gola strzeliła "strefa", krytycy krycia indywidualnego (m.in. Rafa Benitez i Pep Guardiola) wskazują, że obrońcy uczepieni napastników rywali często tłoczą się w jednym miejscu i uniemożliwiają interwencję bramkarzowi. Na pewno obrona strefą wymaga godzin ćwiczeń i obrońców rozumiejących się niemal telepatycznie. Na trzech zgrupowaniach nie da się tego nauczyć, trudno się dziwić, że w środę Polacy stracili gola właśnie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Już na Euro 2012 dziennikarze wypominali trenerowi Royowi Hodgsonowi wyjątkowo mało skomplikowany styl gry reprezentacji. Selekcjoner zbudował zespół, który gole próbuje strzelać po długich podaniach albo dośrodkowaniach z rzutów wolnych i rożnych. Ta taktyka wystarczyła, by awansować do ćwierćfinału ME. Gdyby Anglicy grali w czerwcu tak, jak wczoraj, nie mieliby szans na wyjście z grupy. Tylu podań lądujących poza boiskiem, kibice nie wiedzą w dwóch kolejkach Premier League. Cleverley, Carrick, Milner i reszta kopali za mocno, za słabo, za szybko, za wysoko, generalnie: niedokładnie. Jeśli ktoś przed meczem na Narodowym uważał gości za czołową drużynę świata, wczoraj zrozumiał, że z Hiszpanią, Niemcami, czy Portugalią Anglicy nie mają wiele wspólnego.