Euro 2012. Nasz marny los, piękny czas

Po porażce z Czechami: Polacy w piłkę grać nie umieją, ale Euro mamy wspaniałe. Turniej był przyjemniejszy niż poprzednie. Dotąd polscy piłkarze nie zostawiali żadnych pozytywnych wrażeń. Teraz na przeszło tydzień porwali sporą grupę rodaków.

Okrutne było tamto zakrzywienie czasoprzestrzeni z dekady 1972-82, które medalami mundiali zamydliło nam oczy, sugerując, że Polak potrafi kopać. Od tamtej pory z każdym turniejem boleśnie się przekonujemy, że Polak do najpiękniejszej z gier się nie nadaje.

Tym razem nasi mieli naprawdę absolutnie wszystko, by zwyciężyć.

W eliminacjach mistrzostw kontynentu zazwyczaj im nie szło, więc jako gospodarze eliminacji uniknęli.

Klasowych graczy hodować nie umiemy, więc poszukaliśmy posiłków wśród wychowanków zagranicznej myśli szkoleniowej, którą nasi trenerzy tak pogardzają.

Z drużynami światowej czołówki wygrywamy ostatnio raz na ćwierć wieku, więc bogowie futbolu zesłali nam w losowaniu Rosjan, Czechów i Greków - obsadę grupy słabszą niż na jakiejkolwiek poprzedniej imprezie mistrzowskiej.

Na inaugurację Wojciech Szczęsny sprezentował rywalom gola, więc kiedy został wydalony za czerwoną kartkę, Grecy chybili z rzutu karnego.

W ostatniej kolejce grupowej nasi mieli przeć po najefektowniejszy sukces od 30 lat, więc dostali za przeciwnika Czechów - drużynę, na której kompleks nie cierpią, znacznie uboższą w talent niż przed laty, pozbawioną w piątek swego schorowanego lidera.

No i grali u siebie z dwunastym zawodnikiem - huraganowym dopingiem fanów.

Czego jeszcze potrzeba, by Polacy cokolwiek wygrali?

To właściwie nieważne, bo wiadomo, że więcej forów nasi nigdy nie dostaną. Żeby awansować do ćwierćfinału Euro 2012, trzeba było się zdobyć, biorąc pod uwagę standardy mistrzostw kontynentu, na wysiłek minimalny.

Nie udało się, ale turniej był przyjemniejszy niż poprzednie. Dotąd polscy piłkarze prędko przegrywali, nie zostawiając żadnych pozytywnych wrażeń. Teraz wreszcie uwolnili nas od nieznośnych meczów o honor (czyli o nic), dostarczyli trochę przeżyć, na przeszło tydzień porwali sporą grupę rodaków.

Franciszek Smuda zadeklarował rozstanie z reprezentacją, ale jego los nie jest przesądzony. Pozostaje naszym najlepszym współczesnym trenerem. Wśród jego rodzimych konkurentów brakuje postaci z charyzmą i dorobkiem obiecującym wydajniejszą pracę. Lękający się kontaktów ze światem PZPN nie kwapi się do wynajęcia cudzoziemca, z którym prezes Grzegorz Lato musiałby się porozumiewać przez tłumacza.

Sportowo przegraliśmy, organizacyjnie i wizerunkowo wygrywamy. Podróżując między stadionami - naszymi i ukraińskimi, co rusz słyszę od zagranicznych dziennikarzy entuzjastyczne recenzje polskiej części turnieju, czytam o nich też w obcojęzycznych mediach. Korespondent renomowanego amerykańskiego "Sports Illustrated" nadał wręcz w formie korespondencji list miłosny, w którym zwierzał się ze swojego urzeczenia Polską.

Mistrzostwa trwają. Stoją na razie na fantastycznym poziomie, nie brakuje ani mrożącej krew dramaturgii, ani sensacyjnych rozstrzygnięć. Kiedy gospodarze odpadli z ostatniego mundialu, mieszkańcy RPA wybierali sobie inną drużynę, dopingowali ją, obwieszali samochody jej barwami. My też mamy wybór - albo ograniczymy się do podania sceny, by bawili się nasi zagraniczni goście, albo zabawimy się razem z nimi. Futbolowe igrzyska na szczytowym poziomie dopiero przed nami.

Goście Magazynu Euro: Mieliśmy wszystko, nie mamy nic. Nowak na trenera!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.