Andrzej Juskowiak: Z tego wyniku należy być zadowolonym, przede wszystkim dlatego, że chłopaki podnieśli się po niepowodzeniu. A w przypadku naszej drużyny nie jest to regułą, zwłaszcza w meczach o wielką stawkę, w których nie jesteśmy faworytem. Tu się przemogliśmy, doprowadziliśmy do remisu. A przecież tylko wielcy się podnoszą. Czy ten punkt nam wystarczy do szczęścia, zobaczymy.
- Sprawa psychiki, o czym już mówiłem. Także to, że drużyna stworzyła wiele sytuacji już na początku. Kto wie, jak skończyłby się ten mecz, gdyby swoją okazję wykorzystał na początku Sebastian Boenisch. Przy naszym prowadzeniu sądzę, że rywale by się pogubili, byłoby im dużo trudniej.
- To się zgadza, ale zwróćmy uwagę, że nie mieliśmy w pierwszej połowie zbyt wielu okazji, bo trzech naszych defensywnych pomocników zaangażowało się w destrukcję. Zmiana, jaką zarządził trener Smuda, wypaliła. Przegrupowanie w środku pola, obronne ustawienie pozwoliło Polakom przetrwać trudne chwile. Kiedy rozbijaliśmy Rosjan, oni byli wyraźnie zagubieni, brakowało im pomysłu, jak nas rozklepać szybkimi podaniami. Gorzej było, kiedy my mieliśmy piłkę przy tylu defensywnych pomocnikach. Rosjanie też umiejętnie się cofali, dawali nam grać, a nam brakowało koncepcji.
- Chłopaki się podnieśli, bo nie byli źle przygotowani, ale źle znieśli ten zaduch przy zamkniętym dachu Narodowego. Zwróć uwagę także na to, że Czesi z Grekami mieli podobne problemy jak Polacy w piątek. Ruszyli na nich, kosztowało ich to mnóstwo sił, ale oni strzelili szybko dwa gole, my tylko jednego. Zapłacili za to w drugiej połowie, ale nie taką cenę jak my. Kto chce grać, jak nasi piłkarze w pierwszej połowie z Grecją, nie wytrzyma do końca. Po prostu się nie da.
- Wszystko jest możliwe. Czesi mają problemy i trzeba je wykorzystać. Ale imponują mi prostopadłymi podaniami do przodu. Póki grał Rosicky, wychodziło im to świetnie. Może dlatego, że Grecy spali. Jeśli zneutralizujemy tę ich broń, damy radę.
- Kiedy zobaczyłem podczas hymnu Marcina Wasilewskiego, wiedziałem, że nie pękniemy, a ten gość stanie się bohaterem. Śpiewał najgłośniej, wyglądał jakby chciał zagryźć rywala. W pierwszej połowie popędził za jednym z nich chyba 30 metrów i wyrzucił go za boisko. Był wielki.