Reprezentacja. LewanGOLski wierzchołkiem Trójkąta Dortmundzkiego

Messi, Ronaldo, van Persie, Huntelaar - tylko oni w najsilniejszych ligach europejskich znaczą w ofensywie więcej niż Polak. Napastnik Borussii wraz z Błaszczykowskim i Piszczkiem tworzy tercet, jakiego Smudzie może zazdrościć wielu selekcjonerów w Europie.

Podyskutuj z autorem na jego blogu

Dotąd zachwycaliśmy się, że Robert Lewandowski wskoczył na niespotykany poziom w perspektywie polskiej. W 56 meczach Bundesligi - na co trzeci wchodził dopiero po przerwie - zdobył 24 bramki, co daje średnią 0,43 na kolejkę. Wyraźnie lepszą niż średnia osiągnięta w tych rozgrywkach przez jakiegokolwiek naszego piłkarza.

Aż nadeszła pora, by perspektywę rozszerzyć. Wątpliwości, że Lewandowski wyrasta na czołowego atakującego na kontynencie, rozwiewają podstawowe statystyki. Oto Polak zasłużył się w tym sezonie przy 24 ligowych golach Dortmundu - 16 strzelił, przy 8 asystował. A jeśli zanalizujemy sytuację w najsilniejszych futbolowo krajach - Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemczech, Portugalii i Włoszech - to okaże się, że okazalszy dorobek wypracowali wyłącznie Messi z Barcelony (27 goli + 8 asyst), Ronaldo z Realu Madryt (28+7), van Persie z Arsenalu (22+7) oraz Huntelaar z Schalke (18+8).

Wszyscy inni wybitni napastnicy wyglądają w czołowych ligach wątlej. Naszą gwiazdę ścigają dwukrotny król strzelców włoskiej Serie A Antonio di Natale (18+5), jego rodak Fabrizio Miccoli (11+12), plujący ogniem we Francji Oliver Giroud (16+7). A przecież LewanGOLski - jak czytamy na zwisających z dortmundzkich trybun transparentach - skuteczność musi jeszcze poprawić, bo precyzji w decydujących chwilach czasami mu brakuje.

Niedawno gwiazdor na chwilę umilkł jako snajper, ale generalnie jego wyczyny zwłaszcza nam, wyposzczonym kibicom polskim, odbierają mowę. Obrońcom wydaje ciężką fizyczną wojnę, wyszarpuje sporo rzutów wolnych, lubi sam rozgrywać, wszechstronnieje dzięki epizodom na pozycji ofensywnego pomocnika, odwrócony od bramki nie traci piłki, lecz utrzymuje ją i oddaje nadbiegającym partnerom. To nie jest prosty rębajło przyrośnięty do pola karnego, to wielofunkcyjny, ruchliwy napastnik wysokiej klasy europejskiej.

Nam odbiera mowę, głos tracą też fani Borussii. Od dziękczynnych ryków wydawanych po kombinacjach obmyślanych po polsku. Niedzielny triumf nad Hannoverem (dwie bramki Lewandowskiego, dwie asysty Kuby Błaszczykowskiego, asysta Łukasza Piszczka) nie był wyjątkiem, już niemal nie padają dortmundzkie gole, dla których nasi się nie zasłużyli. Po raz ostatni nie uczestniczyli w żadnej skutecznej akcji od 11 grudnia.

Błaszczykowski, jesienią coraz bardziej zirytowany wysiadywaniem w rezerwie, odetchnął pełną piersią po kontuzji Mario Götzego i w kalendarzowym roku 2012 wtargnął do czołówki najbardziej niebezpiecznych prawoskrzydłowych w Europie. W sześciu kolejkach strzelił dwa gole, miał pięć asyst, wielokrotnie więcej sensownych podań, zazwyczaj najczęściej w drużynie skutecznie drybluje, zaraża drużynę entuzjazmem, to dzięki jego wibrującej dynamice lider Bundesligi wrzuca swój najwyższy bieg. Częściej od Kuby podanie pozwalające partnerowi zdobyć bramkę wykonali tylko Ribery (10 asyst) i Müller (9), którzy jednak przebywali na murawie znacznie dłużej. Nawiasem mówiąc, w tej klasyfikacji tuż za duetem Bayernu wraz z Błaszczykowskim czai się również Lewandowski (obaj po 8 asyst).

Zalety Piszczka też doskonale znamy, pomimo jego kilku niedawnych wpadek "Kicker" widzi w nim, podobnie jak w sezonie minionym, najlepszego bocznego obrońcę niemieckich boisk.

Wśród uczestników Euro 2012 nie ma wielu takich, którzy polegają w ofensywie na porównywalnie drapieżnym tercecie ćwiczącym współpracę przez cały sezon w klubie. Selekcjoner Hiszpanów ma jeszcze wygodniej, niemal wszyscy jego najważniejsi ludzie wypracowują grę złożoną z odruchów w Barcelonie. Niemcy czerpią z obecnych lub byłych graczy Bayernu. Inni jednak synchronizują ofensywę tylko na zgrupowaniach kadry, bo ich główni atakujący są rozrzuceni różnych miastach albo wręcz krajach.

To jasne, że nie dysponujemy najpotężniejszym napadem w Europie, zresztą porównywanie klubowych partnerów Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Piszczka do partnerów reprezentacyjnych mogłoby tym ostatnim wyrządzić krzywdę. Tak czy owak szczęściarzowi Franciszkowi Smudzie znienacka spadli z nieba trzej - jak na nasze standardy - wirtuozi, którzy ewidentnie lubią ze sobą kopać, wytrenowują automatyzm zachowań przez okrągły rok, zderzają się z przeciwnikami klasowymi. Razem dają wartość wyższą niż suma ich indywidualnych umiejętności.

W Bundeslidze strzelili wspólnie 20 goli, do czego dorzucili 20 asyst. A jeśli doliczymy dorobek z Ligi Mistrzów i Pucharu Niemiec, bilans rośnie do 26 goli i 23 asyst. Istny Trójkąt Bermudzki, kto weń wpadnie, ten ginie.

Wygraj meczową koszulkę kadry Polski z autografami piłkarzy!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.