Rafał Stec: Czy piłkarz, który z premedytacją kupił mecz, powinien reprezentować Polskę?

Z opublikowanych właśnie w blogu ?Piłkarska mafia? wyjaśnień złożonych kilka lat temu w prokuraturze wynika, że Łukasz Piszczek aktywnie uczestniczył w korupcji. Ba, namawiał do łapówkarstwa kolegę z drużyny.

Piłkarz dawno temu przyznał się do winy, więc jeszcze zanim sąd skazał go na rok więzenia w zawieszeniu i 100 tys. zł grzywny, wiedzieliśmy, że zostanie ogłoszony przestępcą. Nie pierwszym, nie ostatnim w tych podłych czasach, ale wyjątkowo wysoko postawionym - to jeden z filarów kadry na Euro 2012, mistrz Bundesligi, wybierany do jedenastki jej gwiazd.

W 2006 roku Piszczek zrzucił się na łapówkę, dzięki której Zagłębie Lubin awansowało do Pucharu UEFA, a on wraz z kolegami z drużyny obłowił się na premiach. W publicznych wypowiedziach swoją rolę w tamtym przekręcie bagatelizował, tłumacząc się młodością (miał wówczas 21 lat), niezdolnością do przeciwstawienia się grupie, poczuciem braku alternatywy i lękiem, że odmowa udziału w korupcji złamie mu karierę. To strategia obrony wśród naszych futbolowych łapówkarzy najpopularniejsza. Niemal wszyscy, jak słyszymy, padli ofiarą bezlitosnego systemu, nikt nigdy nie zdobył się na wstrząsającą publiczną spowiedź, w której własnej winy by nie rozrzedzał, lecz ją obnażył, i prosił o wybaczenie wszystkich, których oszukał. Nikt nie wpadł również na pomysł, żeby w odruchu pokuty pieniądze zarobione na korupcji - przynajmniej udowodnionej - oddać na zbożny, związany z futbolem cel.

A przecież niektórzy piłkarze potrafili zachować czyste sumienie. Jak pięciu z Cracovii, którzy nie zgodzili się sprzedać meczu Zagłębiu. I ich nazwiska w trakcie śledztwa mogliśmy podawać w pełnej formie - Przytuła, Cabaj, Nowak, Baran, Skrzyński.

Z wywiadów z Piszczkiem można było wnioskować, że siedział w kącie w szatni, ktoś rzucił propozycję, by kupić mecz, on przestraszony nie protestował. Dopiero z wyjaśnień złożonych prokuratorowi dowiadujemy się, że nie był biernym, naiwnym, zlęknionym chłopcem. Uczestniczył w naradzie w mieszkaniu kolegi z drużyny, na którym planowano oszustwo, a potem w sprawę "wtajemniczał" innego kolegę, na spotkaniu nieobecnego. Że był wśród pięciu organizatorów przekrętu. Zaprosiła go starszyzna drużyny jako jedynego młodego. Prokuratorom mówił: "My co prawda byliśmy silniejszą piłkarsko drużyną, ale w piłce nie ma nic pewnego. (...) rozmawiałem z Grześkiem Bartczakiem, powiedziałem mu, że jest propozycja remisu ze strony Cracovii i trzeba wyłożyć na ten cel pieniądze dla zawodników tej drużyny. Grzesiek się zgodził i miał przynieść te pieniądze".

Słowem, Piszczek nie popełnił sportowej zbrodni w afekcie, lecz działał, jak mawiają prokuratorzy, w zmowie i z premedytacją.

Czy przestępca powinien reprezentować Polskę? I to sprawca czynu ze sportowego punktu widzenia haniebnego? Nawet jeśli przysięga, że łapówkarzem był "tylko" raz?

Odsunięcie go od reprezentacji nie byłoby sankcją okrutnie srogą, niewspółmierną do popełnionego przestępstwa. Teraz już nikt przecież kariery Piszczkowi nie złamie - karierę robi on w Bundeslidze, a trener Borussii Dortmund zdążył ogłosić, że przebacza obrońcy błędy młodości. W odebraniu mu zaszczytu grania dla Polski można by wręcz dostrzec naturalną konsekwencję podjętej w przeszłości decyzji - piłkarz przedłożył wtedy pieniądze nad sport, a kadra to przede wszystkim prestiż i spełnianie ambicji właśnie sportowych. Na życie zarabia się w klubie.

Można by też w odepchnięciu Piszczka od kadry widzieć realizację obietnic z kampanii wyborczej prezesa PZPN, który apelował, by za korupcję nie karać klubów, lecz osoby.

Uwiera absolutny spokój Franciszka Smudy - podczas udawanego meczu Zagłębia z Cracovią trenera lubinian, więc jednego z oszukanych. Selekcjoner, który lubi prawić o wartościach czyniących powołania do reprezentacji nadzwyczajnym honorem, nie zwierzał się z żadnych dylematów ani udręk. Bronił obrońcy, dla którego nie ma w kadrze alternatywy, przywołując innych ligowych graczy lub trenerów, którzy do handlowania punktami się przyznali, lecz nadal grają. Zgodnie z odwieczną w środowisku strategią: "Ja ukradłem? Ale przecież tamci też!".

Na początku kadencji selekcjoner przemawiał radykalnie: "Sprawdzę każdego dobrego poza tymi zamieszanymi w korupcję. Rafał Grzyb i Mariusz Ujek nie mają u mnie najmniejszych szans. Reprezentant musi być czysty jak łza. Ubabrałeś się błotem? U Smudy nie zagrasz". Ale wtedy jeszcze nie było wiadomo, kogo dopadną śledczy. I Smuda - dziś wciąż radykalny, ale w nagłych woltach - prawdopodobnie nawet nie przypuszczał, że łapówkarzem okaże się piłkarz mu niezbędny.

"Reprezentant musi być czysty jak łza. Ubabrałeś się błotem? U Smudy nie zagrasz"

Tak bankrutują wielkie piłkarskie kluby. Glasgow Rangers nie są pierwsi ani ostatni ?

Co zrobić z Łukaszem Piszczkiem?
Więcej o:
Copyright © Agora SA