Nasz polski Iniesta ze Schodniej: Zadebiutował u Smudy i strzelił gola

Jeszcze cztery lata temu Waldemar Sobota grał zaledwie w IV lidze, a o jego transferze do lepszego klubu zadecydowała siostra. W piątek 24-letni pomocnik Śląska Wrocław zadebiutował w reprezentacji Polski i strzelił jedynego gola meczu.

Pokażmy światu jak się kibicuje - Facebook Polska biało-czerwoni ?

Towarzyski mecz Polaków z Bośnią i Hercegowiną nie wywołał w kraju większego zainteresowania. Wszak zagrały w nim reprezentacje złożone z graczy ligowych, a samo spotkanie odbyło się poza oficjalnym terminem FIFA.

Jest jednak w Polsce jedno miejsce, w którym mecz obejrzał komplet publiczności. To bar Zgoda u Gerdy we wsi Schodnia pod Ozimkiem w województwie opolskim. Wszyscy oglądali Sobotę.

Smuda apeluje: dość krytyki! Zjednoczmy się wokół kadry jak Niemcy w 2006!

Dla niego ten bar jest tym, czym dla Adama Małysza była słynna karczma U Bociana w rodzinnej Wiśle. Królestwem, fanklubem, twierdzą. Tu wszyscy 24-letniego zawodnika znają i życzą mu jak najlepiej. Na ścianach lokalu wiszą jego zdjęcie, koszulka i plakat wrocławskiej drużyny.

- Żeby oglądać mecze Waldka w ekstraklasie, kupiliśmy nowy telewizor z dekoderem. Trzeba chłopaka reklamować, bo jest stąd. A jeszcze taki grzeczny i kulturalny. Same plusy, można powiedzieć. Mieszka niedaleko, to czasem zajrzy, ukłoni się - chwali piłkarza właścicielka lokalu, pani Gerda.

Autobusami na Sobotę

W barze wszyscy oglądają mecze Soboty, ale tylko te wyjazdowe. Na spotkania we Wrocławiu to się ze Schodniej i okolic po prostu jeździ. Na ostatni pojedynek Śląska z Wisłą Kraków trzeba było wziąć dwa autobusy i jeszcze małego busa, bo inaczej wszyscy chętni by się nie pomieścili. Zawodnik Śląska dla swoich kibiców zamówił ponad 100 biletów.

- U nas ludzie się futbolem interesują, a jak Waldek teraz gra w Śląsku, to i na mecze chętniej jeżdżą. Wiadomo, piękny stadion, dobra drużyna, ale najważniejsze, że jest w niej chłopak od nas. Wszyscy tutaj jesteśmy z niego bardzo dumni - mówi Robert Lech, który wyjazdy na mecze Śląska organizuje.

On też organizował pierwszy w życiu transfer Waldemara Soboty. W 2005 r. jako prezes IV-ligowego Rajfelu Krasiejów ściągnął 18-latka z Małej Panwi Ozimek, która w tamtym sezonie z ligi spadła.

Klub z Krasiejowa zapłacił wówczas za utalentowanego pomocnika 8 tys. zł. - Myśmy w Ozimku przyuważyli takiego drobnego, wątłego chłopaczka. Wyglądał niepozornie, ale z rywalami jechał tak, że szok. Już po kilku pierwszych meczach wiedzieliśmy, że ten transfer to strzał w dziesiątkę - opowiada prezes Lech.

Zdecydowała siostra

W dwa sezony Sobota strzelił dla Rajfelu 21 bramek i zaczęły się nim interesować kluby z wyższych lig. Najbardziej zdeterminowany był ówczesny trener Górnika Zabrze Ryszard Wieczorek, który bardzo chciał sprawdzić u siebie pomocnika z Krasiejowa.

- Trener Wieczorek to i po dwa razy dziennie do nas wydzwaniał. Wszystko już było gotowe, nawet samochód podstawiony. Zawodnik miał tylko wsiąść i pojechać na trening Górnika. Ale Waldek powiedział: "Prezesie, jeszcze nie teraz" i sprawa się skończyła - wspomina Lech.

Zamiast do ekstraklasowego Górnika Sobota przeszedł więc do III-ligowego MKS-u Kluczbork. Zanim do tego doszło, w domu zawodnika odbyła się jednak rodzinna narada. Oprócz piłkarza uczestniczyli w niej rodzice, dwie siostry, trener MKS-u Ryszard Okaj oraz prezes klubu z Krasiejowa.

- Pamiętam, że Waldek ani jego rodzice wcale nie byli do transferu przekonani. Mówili, że to daleko, bo piłkarz musiałbym przynajmniej 40 kilometrów od Kluczborka dojeżdżać. Ostatecznie o wszystkim zadecydowała siostra Waldka, która powiedziała: "Musisz się rozwijać i pójdziesz grać do Kluczborka" - śmieje się Lech.

Telefony last minute

Do składu MKS-u Sobota znowu wdarł się przebojem, a w pierwszym sezonie strzelił dla drużyny 15 goli. Zespół awansował do nowej II ligi, a stamtąd po sezonie na zaplecze ekstraklasy. Już wówczas młody Sobota był jednym z najważniejszych graczy drużyny z Kluczborka.

- On do nas przychodził nie jako megawzmocnienie, ale raczej młody, zdolny zawodnik. Szybko okazało się, że jest czymś znacznie więcej. Gra została ustawiona pod niego, tak jak teraz w Śląsku jest ustawiona pod Sebastiana Milę - wspomina Wojciech Smolnik, wiceprezes MKS-u.

W pierwszej lidze beniaminek z Kluczborka wywalczył doskonałe szóste miejsce, a rozgrywkach bramki strzelał m.in. Pogoni Szczecin, Górnikowi Zabrze czy Widzewowi Łódź. Po tych występach Sobota w sezonie 2009/2010 został wybrany na najlepszego gracza I ligi i stało się jasne, że w Kluczborku zostać dłużej już nie może. Kontrakt z MKS-em mu się kończył, więc sprowadzić go chciały Górnik, Widzew, GKS Bełchatów i właśnie Śląsk.

- Waldka w barwach Kluczborka na żywo widzieliśmy chyba z 10 razy, więc doskonale wiedzieliśmy, co potrafi. Nikogo innego nie mieliśmy tak rozpracowanego - przyznaje dyrektor sportowy Śląska Krzysztof Paluszek, który zawodnika sprowadzał do klubu wraz z ówczesnym trenerem Ryszardem Tarasiewiczem.

Sobota na ofertę z Wrocławia zdecydował się po namowach trenerów i działaczy MKS-u. Znaczenie miała też niewielka odległość Wrocławia od jego domu. Pomocnik wylądował więc w Śląsku, choć telefony z ofertami z Zabrza i Bełchatowa odbierał jeszcze tuż przed ustaleniem ostatecznej wersji kontraktu.

Siatki dla Vrdoljaka

8 sierpnia 2010 r. Sobota zadebiutował w ekstraklasie. Początek jego występów w Śląsku można uznać za słodko-gorzki. Zawodnik uznany został za najlepszego gracza spotkania z Jagiellonią Białystok, ale po jednej z akcji ordynarnie zrugał go Vuk Sotirović. Serb był niezadowolony, że nowy w drużynie młodzian nie podał mu piłki, a zamiast tego sam uderzył na bramkę rywali.

W kolejnym, wygranym 3:2 spotkaniu z Cracovią Sobota zaliczył pierwszą asystę w ekstraklasie. A w boju z Legią na Oporowskiej kibiców absolutnie zadziwił. Filigranowy piłkarz z legionistami grał bez żadnych kompleksów, a najdroższemu piłkarzowi w historii ligi Ivicy Vrdoljakowi bezwstydnie zakładał siatki. Nic dziwnego, że fani z Wrocławia rychło go pokochali, a do reprezentacji U-23 powołał Waldka selekcjoner Andrzej Zamilski. Problem w tym, że potem powołania się już nie powtarzały, Sobota w lidze nieco przygasł, a Śląsk zaczął seryjnie przegrywać.

Zawodnik i jego Śląsk odrodzili się pod wodzą trenera Oresta Lenczyka. Choć doświadczony szkoleniowiec decydował, że w niektórych meczach Sobota usiądzie na ławce rezerwowych. W takiej zmiennej roli 23-latek zdobył wicemistrzostwo Polski, a w przesądzającym o sukcesie meczu z Arką Gdynia zanotował asystę przy pierwszej z pięciu bramek.

Jak Xavi i Iniesta?

- Waldek, odkąd jest w Śląsku, bardzo piłkarsko dojrzał i się rozwinął. Ma wielkie serce do gry oraz umiejętności techniczne, które wyróżniają go na tle innych zawodników. Ważne, że nie boi się podejmować indywidualnych pojedynków, a większość z nich wygrywa. To, co musi poprawić, to motoryka i odbiór piłki - ocenia Paluszek, który dodaje. - Jak na nasze warunki - i biorąc pod uwagę wszelkie proporcje - Waldek jest taką miniaturką Xaviego czy Iniesty. Tak jak oni jest filigranowy i tak jak oni bardzo kreatywny na boisku.

W tym sezonie Sobota, gdy tylko był zdrowy, grał w pierwszym składzie drużyny z Wrocławia. Także dzięki niemu Śląsk jest liderem T-Mobile Ekstraklasy, a zawodnik otrzymał powołanie do reprezentacji Polski. Drugi trener kadry Jacek Zieliński formę gracza z Wrocławia nazwał ostatnio "imponującą", a bramkę strzeloną w meczu z Górnikiem Zabrze "fantastyczną".

- A ja i tak uważam, że Waldek nie zaprezentował jeszcze wszystkiego, co potrafi. Na to przyjdzie jeszcze czas, tylko trener Smuda musi mu dać więcej szans. Niech on zagra najpierw ze 100 meczów w reprezentacji Polski, a potem wraca do Kluczborka. Czekamy tu na niego. Specjalnie dla niego zastrzegliśmy nawet numer 2., z którym u nas występował - kończy Wojciech Smolnik.

Wszystkie cuda Smudy. Szczęście go nie opuszcza

 

Ligowcy wygrali z Bośnią i Hercegowiną ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.