Ktoś nas wrobił w to mistrzostwo - mówił tydzień temu na konferencji prasowej trener Amiki. Mirosław Jabłoński. W piątkowym meczu z Legią, niestety, to się potwierdziło. Po spotkaniu Jabłoński dodał: - Myśmy chcieli walczyć o mistrzostwo. Ale na boisku, a nie w gazetach. Chcieliśmy, ale się nie udało.
Żaden piłkarz z Wronek nie był lepszy od Legii. Amica, choć od 37. min grała w przewadze, nie podjęła żadnego ryzyka. Kiedy atakowała, i tak czterech, a nawet pięciu jej zawodników stało przy linii środkowej, by pilnować osamotnionego Cezarego Kucharskiego. - Jestem zawiedziony. Przecież po wtorkowym, wygranym 3:0 meczu z Ruchem w Pucharze Polski wszyscy w szatni zapowiadali walkę z Legią, pokonanie jej... Z buńczucznych zapowiedzi nic nie wyszło. Nie podjęliśmy wyzwania - narzekał po meczu bramkarz Amiki Grzegorz Szamotulski.
Amica - modelowy właściwie, poukładany klub w polskim futbolu. W małych Wronkach powstał piękny obiekt, dobudowano trybunę, niedługo otwarty zostanie hotel, jest kilka boisk - nawet treningowe ma sztuczne światło. Piłkarze nie narzekają na wypłaty. Były także transfery. Zatrudnienie Pawła Janasa w roli wiceprezesa, Stefana Majewskiego (najpierw), teraz Mirosława Jabłońskiego jako trenera miały być gwarantem sukcesu. Dlaczego więc piłkarze nie podjęli walki o tytuł? Nie sprawdziła się, przynajmniej w tym sezonie, polityka transferowa i sprowadzenie kilku starszych, doświadczonych zawodników (Gęsior, Podbrożny). - Jest w klubie wielu młodych, utalentowanych graczy. Ale do gry w I lidze będą gotowi za rok, dwa. Teraz muszą się od kogoś uczyć - tłumaczy trener Jabłoński. I deklaruje, że w następnym roku aspiracje będą takie same: cel nadrzędny to zakwalifikowanie się do europejskich pucharów. A tytuł? Zobaczymy.
Ale po takim sezonie jak ten, kiedy Wisła i Legia miały swoje momenty słabości powstaje pytanie: czy w małych Wronkach kiedykolwiek będą cieszyć się z mistrzostwa Polski?
- Kiedyś zapytałem ojca, czy się żenić. Odpowiedział, że czego bym nie zrobił, i tak będzie źle - trener Ruchu Chorzów Orest Lenczyk w Canal +. - Rok temu wyrzucono mnie z Wisły, bo zdaniem szefów drużyna nie miała stylu, gwarantującego zdobycie mistrzostwa Polski. Jeśli teraz ten styl odnalazła, to gratuluję.
157 - tyle sekund przebywał na boisku Adam Giesa z GKS Katowice. Wszedł w 85. min. Za dwa faule dostał dwie żółte kartki i w 88. min sędzia wyrzucił go z boiska.
Sędzia Robert Małek z Katowic niesłusznie nie uznał gola strzelonego we Wronkach przez Legię. Arbitra stać było jednak na gest tak mało popularny w polskim futbolu - powiedzenie słowa "przepraszam". Tak nakazuje zwykła ludzka przyzwoitość. W futbolu jest to cecha raczej zapomniana albo rzadko używana. Na szczęście nie przez wszystkich.
Na pięć kolejek przed końcem II ligi awans do ekstraklasy zapewnił sobie poznański Lech. Zwycięstwo 1:0 z Orlenem oglądało 25 tys. widzów, trener Bogusław Baniak ma zgolić wąsy i ogolić głowę. Wszystko fajnie, tyle że II liga to nie pierwsza. Udowodnił to listopadowy mecz w Pucharze Polski z Groclinem, przegrany w Poznaniu 0:2. Nie odbieram "Kolejorzowi" i jego kibicom radości, ale warto zobaczyć, gdzie jest teraz Groclin. W takim składzie jak obecnie wielkomocarstwowe plany Lecha (za rok gra w europejskich pucharach) mogą być tylko przechwałkami.