Jakub Błaszczykowski: Wujek Jurek na pewno wbije mi szpileczkę

- Wiedziałem, że w sytuacjach sam na sam Petr Czech szybko kładzie się na ziemi. W sobotę od rana chodziło mi po głowie, jak się zachować, jeśli będę miał taką szansę. Strzeliłem, jak chciałem - mówi Jakub Błaszczykowski, bohater sobotniego meczu. Dzięki jego asyście i bramce Polska pokonała w Chorzowie Czechy 2:1.

Roger: Olympiakos? Zobaczyli świetny mecz ?

Robert Błoński: Cristiano Ronaldo nam niepotrzebny, mamy swojego. Prawda to?

Jakub Błaszczykowski: (śmiech) Bez przesady. Nieważne, co zrobił pojedynczy piłkarz, ale ważne jest zwycięstwo. O to nam chodziło, bo ostatnio atmosfera wokół kadry była nieciekawa. Dobrze, że potrafiliśmy się podnieść. Dziś jest czas na radość. Krótką. W niedzielę po południu zaczynamy myśleć o Słowakach.

Pierwszego gola pan wypracował, drugiego strzelił. Nie powie pan, że to bez znaczenia.

- Tak się złożyło. Za pierwszym razem mocno trzymałem się na nogach, nie chciałem dać się przewrócić. Dobrze, że sędzia nie gwizdnął faulu, a miał powody. Najważniejszy był efekt końcowy, czyli gol. Ale cieszyć może gra nas wszystkich. Wyglądała bardzo dobrze. Czesi też się starali, to naprawdę mocny zespół. Przeważyła nasza determinacja, wydawało mi się, że to my bardziej chcieliśmy zwyciężyć.

Ciężko było wykorzystać sytuację sam na sam z Czechem?

- Przed meczem myślałem, że jeśli będę z nim jeden na jednego, to strzelę właśnie dokładnie tak, jak strzeliłem. "Podcinką" z prawej nogi zewnętrzną częścią stopy. Czeski bramkarz w takich sytuacjach szybko kładzie się na ziemi. Tym razem zrobił to samo. To coś niesamowitego strzelić gola na Stadionie Śląskim dla reprezentacji. Dla takich chwil haruje się na treningach.

Miał pan do siebie pretensje o słabą skuteczność w kadrze.

- Teraz też muszę trochę tonować te pochwały. Naprawdę spokojnie do wszystkiego podchodzę. Meczów nie wygrywa jeden zawodnik. Dziś też wygrała drużyna.

Jak wytłumaczyć odrodzenie kadry? W porównaniu z meczami wrześniowymi zagraliście rewelacyjnie.

- Po spotkaniach ze Słowenią i z San Marino apelowałem o spokój. Teraz też proszę, by nie popadać w samozachwyt. To początek drogi, jesteśmy liderem. Cieszmy się, ale do awansu daleko. Jeśli się uda, zapomnimy o słabej grze ze Słowenią i z San Marino. Pojedyncze mecze nie będą się liczyć, znaczenie ma tylko efekt końcowy.

Jak to jest, że drużyna złożona z rezerwowych w swoich klubach pokonuje podstawowych piłkarzy czołowych drużyn europejskich?

- Faworyci nie mają patentu na wygrywanie, ci słabsi muszą tylko wierzyć. Dziś byliśmy teoretycznie słabsi, ale praktyka pokazała co innego. Wygraliśmy zasłużenie. Szkoda gola straconego w końcówce, ale gdybyśmy stracili drugiego, byłaby to niesprawiedliwość.

Wujek, Jerzy Brzęczek, pochwali pana?

- Nie wiem. Ale jak go znam, na pewno ma "szpileczkę", którą wbije w plecy. Po to, bym nie poczuł się za pewnie. Wszyscy musimy zachować przytomność umysłu.

Był pan dziś lepszy od Marka Jankulovskiego z Milanu.

- Oceny pojedynczych zawodników nie mają sensu. To nie ja byłem od kogoś lepszy, ale Polska była lepsza od Czech.

Czy wygrana da wam takiego kopniaka jak zwycięstwo z Portugalią dwa lata temu w eliminacjach Euro 2008?

- Przeżyłem małe déja vu. Życzyłbym sobie, żeby już do końca było tak jak wtedy. Czyli skończmy rywalizację jako zwycięzcy grupy.

Co z transferem do Liverpoolu?

- Proszę o następne pytanie. W Dortmundzie czuję się dobrze, ale tak naprawdę rozegrałem tam dopiero kilka fajnych meczów, bo wcześniej leczyłem kontuzje.

Beenhakker: Raz jestem kawałkiem g..., a raz Bogiem ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.