Podsumowanie roku piłkarskiej reprezentacji Polski

Na 195 dni przed turniejem w Korei i Japonii Jerzy Engel ma pierwszą jedenastkę składającą się z solidnych graczy średniej klasy europejskiej i sporo kłopotów z rezerwowymi. Nie ma zastępców dla bocznych obrońców, a niemal każdy, kto wchodzi z ławki, osłabia drużynę.

Podsumowanie roku piłkarskiej reprezentacji Polski

Na 195 dni przed turniejem w Korei i Japonii Jerzy Engel ma pierwszą jedenastkę składającą się z solidnych graczy średniej klasy europejskiej i sporo kłopotów z rezerwowymi. Nie ma zastępców dla bocznych obrońców, a niemal każdy, kto wchodzi z ławki, osłabia drużynę.

Bramkarze i stoperzy to pozycje, na których bogactwo jest największe. Z tych pierwszych największy krok naprzód zrobił Jerzy Dudek. Bramkarz Liverpoolu ma tak pewną pozycję w drużynie narodowej, że powoływanie go na mecz z Kamerunem okazało się zbyteczne. "Niech się biją ci za jego plecami" - pomyślał Engel. A za plecami Dudka duży krok wstecz zrobił Adam Matysek. To jednak efekt poważnej kontuzji barku i wynikające z tego kłopoty ze znalezieniem klubu. Radosław Majdan, który u Engela debiutował jako bramkarz numer jeden (w towarzyskim meczu z Hiszpanią), jest znów blisko Matyska i pozycji numer dwa. Jakub Wierzchowski musi walczyć o trzecie miejsce w rankingu Engela (dające wyjazd na mistrzostwa), ale jak to zrobić, skoro w Werderze Brema jest numerem dwa?

Jeśli Jacek Zieliński wróci do zdrowia i formy, o stoperów też możemy być spokojni. Największy krok, a nawet dwa kroki do przodu wykonał Tomasz Hajto. 12 miesięcy temu był wściekłym na cały świat rezerwowym. I może właśnie nadmiar energii przemienił go w centralną postać tej kadry. Hajto coraz bardziej odpowiada za cały zespół, a nie tylko za siebie. I choć wirtuozem trudno go nazwać, potrafi zagrać długą piłkę dokładniej niż ci, którzy uchodzą za lepiej wyszkolonych od niego. Między innymi dzięki grze Hajty można wyobrazić sobie to, co jeszcze rok temu było niemożliwe. Dziś drużyna radzi sobie nawet bez Tomasza Wałdocha - kiedy jest kontuzjowany lub nie w formie. Jacek Bąk to ponoć piłkarz o największych z tej grupy możliwościach. Tylko musi zacząć grać, żeby przekonali się o tym nie tylko jego zwolennicy.

Na bokach bieda. Dla Tomasza Kłosa i Michała Żewłakowa nie ma wartościowych zmienników. Gdy schodzą z boiska, na prawą stronę posyłany jest Hajto lub z pomocy na lewą stronę wycofywany Marek Koźmiński. Najlepiej więc, by Kłos i Żewłakow na boisku byli. Michał (i jego brat bliźniak) byli na początku pupilami wyłącznie Engela, teraz stają się wizytówką kadry. Lewy obrońca grał w eliminacjach solidnie, odpowiedzialnie i asystował przy czterech golach. Kłos - jak mówi Olisadebe - rzuca najlepsze piłki. Rzeczywiście, choć wygląda na gracza czysto defensywnego, ma niebywałą intuicję, jeśli chodzi o długie podania na wolne pole - wprost do napastników. O dziwo gorzej wypadał w defensywie, a i "specjalność zakładu" - czyli pojedynki główkowe - zdarzało się przegrać. Jak w Cardiff, gdzie Polacy stracili gola.

Lewy pomocnik Marek Koźmiński - w Oslo bohater, w Cardiff bohater, bardzo dobry w rewanżu z Norwegią, który dał Polsce awans. Gdy przyszły gry towarzyskie - cień piłkarza. Widać pomocnik Brescii nie nadaje się do gry o nic. Ale bez paniki - na mundialu walka będzie o mistrzostwo świata. Sprytny, inteligentny, wszechstronny, odporny psychicznie, doświadczony - na taki deszcz komplementów Koźmiński chyba zasłużył. Choć jak sam mówi, od lewej pomocy nie zaczyna ustalać składu żaden trener świata - Jerzy Engel może robić wyjątek.

Bartosz Karwan - postęp większy nawet niż w przypadku Hajty. Niebywałe, że w 12 miesięcy z rezerwowego, który głównie biega i robi wiatr na boisku, stał się dojrzałym, pewnym swych walorów piłkarzem. Dzięki niemu prawa strona jest dziś nie mniej silna niż lewa. Jeśli tendencja wzrostu się utrzyma, będzie z niego gracz europejskiej klasy. Trochę niepokoi, że gdy gra od początku, przestał strzelać gole. Wreszcie jednak ustabilizował formę i nie ma różnicy między tym, co pokazuje w klubie i reprezentacji.

Piotr Świerczewski - defensywny pomocnik na kierującego grą przerobiony. Wizjonerem rzucającym 30-metrowe piłki na nos napastników trudno go nazwać. Jednak w odbiorze piłki fachowiec wysokiej klasy. A i błysku mu nie zabrakło - jak w Oslo, kiedy z Kryszałowiczem rozegrali fantastyczną akcję zakończoną golem. Czasem jednak zapomina o kierowaniu grą i wyłącznie walczy. No i jak sam przyznaje: jeden gol w 62 meczach w kadrze to wynik wstydliwy.

Radosław Kałużny - z pozoru piłkarz, jakich wielu: duży, silny, schematyczny. Ale ma dwa atuty, które wyróżniają go z tłumu: strzał głową i nogą. Zdobył w eliminacjach pięć bramek - jak na gracza defensywnego - rewelacja. Czasem ma muchy w nosie, ale czasem haruje jak wół. Jerzy Engel musi sprawić, by w Azji chciał harować.

Emmanuel Olisadebe - gdyby zachowywał większą regularność, już klasa światowa. Odrzutowy start do piłki, za rzadko jest chyba uruchamiany. Ale za to we właściwych momentach. Olisadebe może grać słabiej, ale tylko w meczach towarzyskich. Kiedy jest zdrowy i skupiony - śmiertelnie groźny. Chyba najbardziej spektakularny symbol zmian w naszej piłce.

Jak Hajto i Karwan także Paweł Kryszałowicz z rezerwowego zmienił się w gwiazdora. I także tę drogę przeszedł w 12 miesięcy. Superważne gole w eliminacjach (zwycięski w Cardiff i na 1:0 w Chorzowie z Norwegią). Potrafi jak Olisadebe zakończyć akcję zespołu, a także poradzić sobie bez pomocy. Może za rzadko z tego korzysta.

Kluczowi rezerwowi. Marcin Żewłakow: strzelił w eliminacjach trzy gole (potrzebował na to 144 minut) i - szczerze mówiąc - grał znacznie lepiej, niż się spodziewaliśmy. Porównanie z Juskowiakiem, które 12 miesięcy temu wszystkich śmieszyło, dziś wypada na jego korzyść.

Arkadiusz Bąk (zmiennik Kałużnego lub Świerczewskiego) - niby gra coraz lepiej, ale wciąż, gdy wchodzi, jest osłabieniem zespołu. W lidze kreatywny i odpowiedzialny, strzela decydujące gole, w kadrze strachliwy, niepewny swej wartości.

Jacek Krzynówek - waleczny, szybki, ale przeciętny. Rzadko wnosi coś do zespołu, ale daje odpocząć Koźmińskiemu.

Andrzej Juskowiak - największe rozczarowanie. W Bundeslidze od lat nie schodzi poniżej dziesięciu goli w sezonie, ale w kadrze Engela odnaleźć się nie umie. Grał sporo, nie zdobył bramki, zmarnował karnego. Chyba styl tego zespołu mu nie odpowiada. A może on nie odpowiada stylowi zespołu? Trudno jednak odmówić mu klasy, ale trzeba coś radykalnie zmienić. Bo król strzelców igrzysk w Barcelonie nie pozna smaku mundialu.

Defensywny pomocnik Mariusz Kukiełka i prawy Paweł Kaczorowski - im mniej są na boisku tym lepiej. Oczywiście jak dotąd, bo zawsze jest szansa, że się to zmieni. Pomocnik Tomasz Iwan - ile czasu można szukać klubu? W czasie tych poszukiwań zawodnik pierwszego składu zniknął z kadry. Pewnie się pojawi jako zmiennik Karwana. Ten jednak na razie zmiennika będzie potrzebował tylko w wypadku nieszczęścia. Karwan i Iwan to dowód, że lepiej grać w słabej polskiej lidze, niż nie grać w ogóle. Tomasz Zdebel - wyjątek od reguły mówiącej, że Engel ma szczęśliwą rękę do piłkarzy.

Warto dać szansę! Najskuteczniejszy gracz ligi Maciej Żurawski czeka na poważną szansę i podobno ma ją zaklepaną. Igor Sypniewski - może i jest słaby fizycznie, ale łatwiej nadrobić braki kondycyjne niż techniczne, których Igor nie ma. Czy jest u nas wielu takich graczy? Arkadiusz Głowacki - uśmiechaliśmy się, gdy ktoś w Niemczech powiedział, że może być następcą Mathiasa Sammera. Teraz śmiać się przestajemy. Bez względu na analogie młody stoper Wisły jest w wielkiej formie.

Największy postęp - trener Jerzy Engel: z człowieka opowiadającego o grze "na tak" przeistoczył się w kogoś, kto tę koncepcję wcielił w życie. A po ostatnich kilkunastu latach wydawało się, że z polskimi piłkarzami nie jest to możliwe. Engel przypomniał polskim piłkarzom wagę prostopadłych podań. Skończyło się też bezradne bieganie z piłką, gdy zaczęła się gra w piłkę. Są podania z pierwszej piłki, indywidualne pojedynki. Nawet jeśli czasem nie wychodzi, styl gry zespołu narodowego ociera się o europejskie standardy. Nie o te najwyższe, ale po tylu latach zapaści wypada mieć trochę cierpliwości.

Tym, którzy zastanawiają się co polska drużyna narodowa znaczy dziś w światowej hierarchii pozostają pytania pomocnicze. Czy w roku 2002 progres zespołu Engela będzie porównywalny z tym z roku 2001? Czy do granicy możliwości piłkarzy na których stawia trener kadry jeszcze daleko? Oby jak najdalej.

Trener wciąż ma sporo zmartwień, a to co robi - mimo powodzenia - wzbudza kontrowersje. Przed środowym meczem z Kamerunem Engel mówił otwarcie, że jest podejrzewany o to, iż promuje piłkarzy, po to by menedżer Włodzimierz Lubański dobrze ich sprzedał. Dopóki jednak promuje z takim skutkiem jak w roku 2001 - niech to robi nadal. A Lubański niech sprzedaje - najlepiej graczy, którzy za pół roku będą czarnym koniem mistrzostw świata.

Dariusz Wołowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.