Remis w meczu na szczycie II ligi. Piast - Wisła 1:1

Mecz na szczycie II ligi pomiędzy Piastem Gliwice i Wisła Płock mocno rozczarował. Obie drużyny nie starały się meczu wygrać, ale i nie przegrać, i w sumie zafundowały kibicom... trzy minuty emocji.

Spotkanie było reklamowane jako bój o fotel lidera II ligi, ale zamiast huraganowych ataków, przyniosło nudnawą rozgrywkę taktyczną. Oba zespoły - prawdopodobnie przerażone myślą o możliwej utracie gola - schowały się za podwójną gardą.

- Rywale wyszli z jednym napastnikiem i było widać, że przyjechali się tu bronić. Gdybyśmy się za bardzo odkryli, to pewnie do przerwy przegrywalibyśmy dwiema bramkami - wyjaśniał Adam Kompała, pomocnik Piasta. Trener Wisły Czesław Jakołcewicz przyznał, że mecz przypominał partię szachów. W pierwszej połowie żaden z piłkarzy nie oddał celnego strzału.

W grze gospodarzy mocno widoczny był brak pauzującego za żółte kartki Pawła Gamli. Zastępujący go Łukasz Krzycki rozczarował. - Łukasz starał się, jak mógł. Gamla to jednak niezwykle doświadczony zawodnik, który wprowadza spokój na boisku - przyznawał Piotr Mandrysz, trener Piasta.

Mecz rozstrzygnął się pomiędzy 56. i 59. minutą. Pierwsi gola strzelili gospodarze - w zupełnie niegroźnej sytuacji Bartłomiej Siejewski bezmyślnie sfaulował w polu karnym Krzysztofa Kukulskiego i sędzia podyktował "jedenastkę". Pewnym egzekutorem okazał się Kompała. Sposób, w jaki zdobył gola, wzbudził zachwyt kibiców, bo rozgrywający Piasta leciutko uderzył piłkę, kopiując strzał legendarnego Czecha Antona Panenki. - Obiecałem Krzysiowi Kukulskiemu, że jeśli będę strzelał, to "walnę podcinkę", i udało się - cieszył się Kompała.

Radość gospodarzy z prowadzenia trwała tylko trzy minuty. Wisła przeprowadziła szybką akcję, po której piłka trafiła do niepilnowanego Sławomira Peszki. W sytuacji sam na sam z zawodnikiem Wisły Grzegorz Kasprzik był bezradny. - W duszy piłkarza tak jest, że po straconej bramce chce się odrobić stratę. Być może Piast był jeszcze rozkojarzony tą "Panenką" Kompały - stwierdził skrzydłowy z Płocka.

Serca miejscowych kibiców zabiły tego wieczoru mocniej jeszcze tylko raz. Minutę przed zakończeniem meczu rezerwowy Stanisław Wróbel nie trafił z kilku metrów do pustej bramki.

- Spotkanie było bardzo zacięte, ale to my wypracowaliśmy więcej sytuacji. Nie zawsze można jednak wygrać. W następnych meczach musimy odrobić stracone punkty - mówi Mandrysz. Jakołcewicz: - Największy minus tego meczu, to kontuzja Rafała Lasockiego. Nasz kapitan ma złamaną nogę. Trochę dopisało nam szczęście i mogę być zadowolony z wyniku.

Dzięki zdobytemu punktowi Piast wrócił na pierwsze miejsce w tabeli.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.