Białoruś przed meczami z Ukrainą i Polską

Białoruscy kibice piłkarscy są oburzeni. Władze Mińska wycofały z wolnej sprzedaży niemal wszystkie bilety na mecz Białorusi z Ukrainą. Również te na mecz z Polską są faktycznie niedostępne w kasach - zostaną odgórnie przekazane ?kolektywom robotniczym z zakładów pracy?

Białoruś przed meczami z Ukrainą i Polską

Białoruscy kibice piłkarscy są oburzeni. Władze Mińska wycofały z wolnej sprzedaży niemal wszystkie bilety na mecz Białorusi z Ukrainą. Również te na mecz z Polską są faktycznie niedostępne w kasach - zostaną odgórnie przekazane "kolektywom robotniczym z zakładów pracy"

- Bilety będzie można bez przeszkód kupić na dziesięć dni przed meczem - zapewniała mnie dwa tygodnie temu pani z kas mińskiego Dynama, gdzie 5 września spotkają się drużyny Białorusi i Polski. - I na polski sektor też? - wolałem się upewnić. - Też, za okazaniem paszportu. Miejsc powinno wystarczyć - odpowiedziała kasjerka.

Spotkanie wieku

W sobotę 25 sierpnia rano przed kasami kłębiły się dzikie tłumy ludzi. Jedni chcieli jeszcze kupić bilety na zaplanowany na 1 września mecz z Ukrainą, inni już na spotkanie z Polakami. Na ten pierwszy zostało raptem 100 biletów. Pilnujący porządku milicjanci wołali przez megafon, żeby nie zajmować już miejsc w kolejce. Ludzie, z którymi rozmawiałem, byli wściekli. Wielu przyjechało z najdalszych krańców kraju, by zdobyć upragnioną wejściówkę. Zamiast z biletem odchodzili z kwitkiem. Chyba, że decydowali się na kupno u konika, na co nie każdego kibica stać. Najdroższe bilety w kasach były po 9 tys. rubli (niecałe 30 zł), u "konia" - nawet po 25 tys., czyli 1/3 pensji. Mimo to wielu wyciągało pieniądze. W końcu mecz Białoruś - Ukraina już teraz mińska prasa określa mianem "spotkania wieku", od którego może zależeć pierwszy w historii awans Białorusinów do finałów MŚ. - Jaki polski sektor? - zdziwił się jeden z milicjantów. - Bilety dla Polaków trzeba było sobie rezerwować w Polsce!

Flaga z czapeczek

Co się stało? W Białoruskiej Federacji Piłki Nożnej nikt długo nie chciał wyjaśnić o co chodzi. Działacze byli bardzo zajęci, odkładali słuchawki, "czuli się niekompetentni".- Poczekajcie z tą Polską, niech na razie zastanowię się co tu zrobić z Ukrainą - nie ukrywał zdenerwowania szef Federacji Wiktor Iwanowski, do którego udało mi się w końcu dodzwonić.

Rzeczywiście miał powody do nerwów. Jak się okazało, dzień wcześniej rękę na biletach położyło mińskie merostwo, które po prostu kazało wstrzymać ich sprzedaż detaliczną i przekazać je do swej dyspozycji.

- Kilka sektorów, dwa lub więcej, nie wiem dokładnie zostało zarezerwowanych dla stołecznej młodzieży, która w razie strzelonej przez reprezentację Białorusi bramki miała przy pomocy specjalnych czapeczek utworzyć flagę państwową. Jednak administracja stadionu "Dynamo" przekazała bilety na te miejsca do sprzedaży. Aby uniknąć podobnych niedociągnięć władze miejskie postanowiły wziąć dystrybucję pod swoją kontrolę. Bilety zostaną przekazane zakładom pracy - wyjaśniła w końcu rzeczniczka mińskiego merostwa Jelena Afrinskaja. - Dyrekcja głównej areny sportowej kraju zamiast zadowolić zbiorowe zamówienia zakładów pracy, zaczęła sprzedawać bilety w kasach - nie ukrywał oburzenia Władimir Zubrik z wydziału informacji władz stolicy.

Entuzjazm kontrolowany

Bilety na oba nadchodzące mecze będą więc rozprowadzane tylko odgórnie, co niektórzy obserwatorzy wyjaśniają również próbą przekształcenia sportowych widowisk w polityczne show. Zaledwie cztery dni po meczu z Polską na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie, w których obecny przywódca kraju - znany wielbiciel sportu Aleksander Łukaszenko - zamierza przedłużyć swoje rządy. Stąd te zarezerwowane dla młodzieżowych działaczy sektory i "spontaniczne" układanie flag z czapeczek. Stąd też pewnie pomysł odgórnego rozdzielania biletów zakładom pracy. Kto wie jak powitałoby prezydenta na trybunach kilkadziesiąt tysięcy "niezorganizowanych" fanów?

Wczoraj przeczytane

Sportiwna Panorama, Mińsk

Z przyjemnością zebrałbym wszystkich na dwa tygodnie i wtedy miałbym więcej gwarancji, że będziemy w dobrej formie. Niestety tak nie można - mówi na łamach gazety Eduard Małofiejew. - W sobotę niech Ukraina sobie gra, jak chce. Nasze działanie będzie następujące: gdy będziemy mieć piłkę, zaatakujemy co najmniej siedmioma zawodnikami. Jeśli zaś piłkę będą mieć Ukraińcy, to trzeba, aby cofali się wszyscy. Nie wykluczam wystawienia na mecz z Ukrainą nawet trzech napastników: Wasiluka, Kaczury i Ryndiuka. 6 września musimy być lepsi od Polaków szybkością i przygotowaniem fizycznym. Piłka musi szybciej krążyć między zawodnikami. I drużyna Ukrainy jest mocna, i drużyna Polski jest mocna. Ale my też nie jesteśmy łykiem szyci! Jeszcze możemy wyprzedzić Polaków i objąć prowadzenie w grupie. Gramy dwa mecze u siebie i przy dobrej grze wszystko powinno być w porządku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.