Co mówili piłkarze pod szatnią Arsenalu?

Francuski pomocnik Patrick Vieira, jak na kapitana przystało - z gustowną, niewielką walizką na kółkach - jako właściwie jedyny z ?Kanonierów" przyszedł po meczu z Bayernem rozmawiać z dziennikarzami. Ku zdziwieniu wszystkich najpierw podszedł do... dwóch radiowców z Francji. Dopiero potem rozmawiał z reporterami z Anglii i... Polski.

Niedługo po Vieirze, kompletnie zdezorientowany pojawił się w strefie wywiadów Jens Lehmann. Niemiecki bramkarz Arsenalu sprawiał wrażenie, jakby pierwszy raz był na Stadionie Olimpijskim. Pomylił wyjścia, ani w głowie były mu wywiady. Stanął tylko przed kamerą niemieckiej, publicznej, telewizji i wyjaśnił: - Nic nie powiem, niczego nie komentuję, nie wypowiadam się na temat mojej rywalizacji z Oliverem Kahnem o miejsce w bramce na przyszłoroczne mistrzostwa świata.

I tyle. Lehmann uciekł do autokaru. Niemiecki "Bild" ocenił go na 4 czyli przeciętnie. Najwyższe noty dostali - Vieira w Arsenalu (3 czyli dobrze) oraz strzelec dwóch goli Pizarro ("Piza-Party. Dwupak Pizarro" to tytuły z "Bilda), Salihamidzić oraz Lucio. Zostali ocenieni na 1 (klasa światowa). Najgorzej, na 6 (bezndzieja) został oceniony Thierry Henry.

Za mecz Liverpool - Bayer Leverkusen "Bild" najgorsze noty (5 czyli bardzo słabo) dostali w swoich zespołach Jerzy Dudek i Jacek Krzynówek. Z Liverpoolu nikt nie został oceniony tak nisko, w Leverkusen "piątki" dostała większość graczy, a obrońca Callsen-Bracker nawet 6.

Robert Błoński: Czy porażka 1:3 oznacza odpadnięcie Arsenalu z Ligi Mistrzów?

Patrick Vieira: Kiedy Niemcy strzelili trzeciego gola, na 95 procent byliśmy out. Bramka w ostatniej minucie dała nam trochę nadziei. Będzie ciężko, ale wyeliminowanie Niemców nie jest "mission impossible".

Czy jest Pan bardzo rozczarowany?

- Oczywiście, jestem sfrustrowany. Straciliśmy za dużo bramek, przegraliśmy ważny mecz. Nie zagraliśmy w swim stylu. Brakowało nam swobody. Zawiedliśmy jako drużyna. Nie ma sensu obwiniać pojedynczych zawodników, po prostu cała drużyna zagrała słabo, zawiodła, nie broniła. Nie mówcie, że gole to wina tylko Pascala Cygana czy Kolo Toure... Z taką grą nie mieliśmy tu czego szukać.

Pan zagrał dobrze, ale pozostali zawodnicy... Byli zdecydowanie gorsi od rywali.

- Nie zapominajmy, z kim graliśmy. Poza tym nie uważam, że zagraliśmy tak źle. Wynik nie jest zasłużony. Bayern nie był dziś od nas lepszy, to my dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. Tyle tylko, że oni wykorzystali w pierwszej połowie jedyną okazję, jaką mieli. Na naszą porażkę złożyła się seria błędów...

Co Pan myślał, kiedy było 0:3?

- Oczywiście, że to koniec. Taka strata jest właściwie niemożliwa do odrobienia. Ale honorowy gol dał nam nadzieję, że u siebie zagramy lepiej, że nie wszystko stracone. Będzie trudno, ale na Highbury mogą wydarzyć się różne ciekawe rzeczy. Zagramy z wiarą, że możemy strzelić dwa gole u siebie, nawet Bayernowi. To będzie nowy mecz i nowa szansa. Zagramy w silniejszym składzie. Ashley [Cole - rb] odzyska wszystkie siły, Dennis [Bergkamp, panicznie boi się latać samolotami, a na jazdę pociągiem do Monachium się nie zdecydował - rb] będzie z nami... Do tego dziś brakowało Sola [Campbella, środkowy obrońca Arsenalu jest kontuzjowany - rb]. Ale to się zdarza, musimy z tym żyć, że nie było trzech świetnych, doświadczonych graczy i wynik jest jaki jest. Drzwi z napisem "awans" nie zostały jeszcze zatrzaśnięte. Są wciąż otwarte. Musimy wierzyć w siebie.

Rok temu półfinał był blisko, zremisowaliście 1:1 na stadionie Chelsea. Ale u siebie przegraliście... Teraz jest o wiele trudniej.

- Zgadza się. Rok temu rzeczywiście ta wiara w siebie mogła być większa niż teraz. Ale co nam pozostaje? Możemy strzelić Bayernowi dwa gole.

Wie Pan, jak ciężko strzela się bramki Niemcom?

- Wiem. I mówię, że będzie trudno, ale dokonamy tego.

Czy Arsenal awansuje do ćwierćfinału LM?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.