Leśniowski, Nawrot: You'll never walk alone

Gole, widowiskowe akcje, kontuzje i zaskakujące wyniki - to wszystko w najbliższej kolejce może zepchnąć w cień frekwencja na stadionie przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu. Mecz Lecha z Amicą ma bowiem obejrzeć aż 25 tys. kibiców - najwięcej w ostatnich 15 latach na stadionach ekstraklasy..

Co decyduje o tym, że liczba widzów na meczach Lecha rzadko spadała w ostatnich latach poniżej 10 tys. i nie miało tu znaczenia, czy poznański zespół walczył z Legią, Pogonią, Wisłą i Widzewem, czy Tłokami Gorzyce, KSZO Ostrowiec i Dolcanem Ząbki? I że o piłkarskie wzruszenia jest ostatnio przy Bułgarskiej bardzo trudno?

"You'll never walk alone" ("Nigdy nie będziesz sam") - hasło kibiców Liverpoolu jest bardzo bliskie fanom Lecha. Tradycja kibicowania "Kolejorzowi" jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Sytuacja Lecha w Poznaniu, a nawet w Wielkopolsce jest szczególna, bowiem od ponad 30 lat klub ten nie ma tu większej konkurencji. Jeśli jest się Wielkopolaninem czy poznaniakiem, to kibicuje się po prostu Lechowi (Amica i Groclin to kluby bardzo lokalne).

Paradoksalnie, na fenomen frekwencji w Poznaniu ogromny wpływ miały niepowodzenia Lecha. Kiedy zespół z drużyny przeciętnej stał się zwyczajnie słaby i w oczy zajrzał mu spadek z I ligi, ludzie znów zapełnili stadion. Kolejny paradoks - to właśnie w okresie, gdy Lech walczył o ligowy byt, a potem spadł do II ligi, na Bułgarską przychodziło najwięcej ludzi. Polska chwytała się za głowę, gdy na mecze II-ligowe w Poznaniu zjawiało się 15-22 tys. ludzi. Podobna sytuacja ma dziś miejsce na meczach II-ligowej Pogoni Szczecin.

Jaki z tego wniosek? Zarówno doskonała, jak i fatalna postawa Lecha są gwarantami wysokiej frekwencji. Zabójcza dla niej jest za to w Poznaniu przeciętność. Stadion Lecha jest zresztą odbiciem generalnej mentalności poznaniaków, o których mówi się, że bardzo trudno ich rozruszać, skłonić do zabawy. Jeżeli jednak już się to uda, bawią się jak mało kto.

Władze klubu doskonale o tym wiedzą. Prowadzą świetną politykę informacyjną (gorzej idzie im ze stroną finansową - klubowi groziło niedawno nawet bankructwo), dzięki której kibice doskonale wiedzą nawet o najdrobniejszych wydarzeniach z życia "Kolejorza". Fani w pracy, na uczelni czy w domu czytają o Lechu kilkanaście wiadomości dziennie, uczestniczą w dyskusjach na forum kibiców - to naturalne, że potem chcą być na meczu.

O publiczności w Poznaniu pisano już nawet prace magisterskie. W każdym razie wielokrotnie udowodniła ona, że może być zarówno ogromnym sprzymierzeńcem Lecha, jak i jego wielkim problemem. Nie chodzi tu tylko o burdy na Bułgarskiej (choć to właśnie stadion w Poznaniu był w latach 1990-97 najczęściej zamykanym stadionem w Polsce), bo te zniknęły w 1997 r., i dziś stadion Lecha jest wręcz symbolem bezpieczeństwa. Chodzi o presję, jaką taka masa ludzi musi wywierać na piłkarzy. Gdyby Amica we Wronkach przegrała z Lechem, gwizd garstki jej widzów byłby ledwie słyszalny. Jeżeli jednak Lech przegra z Amicą w Poznaniu, pomruk niezadowolenia kibiców będzie miał siłę grzmotu. Fani poznańskiego zespołu wiedzą, że sumy, jakie płacą za bilety, to spory zastrzyk finansowy dla klubu. Znają też swoją siłę - to przecież oni "po hiszpańsku" (za pomocą białych chusteczek) zwolnili jesienią trenera Libora Palę...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.